– Na Boga żywego, ludzie, chyba pijani jesteście, powidzcież mnie gdzie jestem i za co mnie prześladujecie, bo na wszystko co święte zaklinam się, żem wam nie winien. Za całą odpowiedź tylko Dychanie ich Ciężkie, umęczone, usłyszałem, a na mnie oczami jakimiś niewidzącymi spoglądają i rzekł Baron:
– Milcz, na Boga, milcz! Tak więc siedziemy, milczemy. Wtem Ciumkała ruszył nogą, Baronowi ostrogę swoją wraził w udo! Zawrzasł Baron z bólu okropnego, ale nie rusza się, ruszyć się boi, żeby mu głębiej jeszcze szpikulec nie zalazł… i jak w potrzask złapany cicho, cicho siedzi… aż tu po jakimś czasie Pyckal krzyknął i ostrogę swoje Ciumkale wbił, który w ostrogi potrzasku zbladł, ale skamieniał. I znów cicho Siedzą.
Godziny mijały na takimż milczącym siedzeniu, a ja i odetchnąć nie śmiałem drżąc, żeby mnie który z Szaleńców ostrogi nie wrzepił. Nie zliczę wiele mnie myśli najdzikszych dręczyło, a już na tych obliczach zarośniętych, zapadłych, jak Chrystus na krzyżu rozpiętych, a tyż Piekłem żywym gorejących, najokropniejsze czytałem wyroki. Aż tu drzwi się otwierają i nie kto inny tylko Rachmistrz stary, Rachmistrz ten sam co to mnie Akt wciągania uczył, tenże Rachmistrz we własnej osobie się ukazał! Rachmistrz poczciwy! Ale jakaż to Rachmistrza odmiana! Z wolna, jak trup blady, do nas się przybliża, usta wykrzywione, zaciśnięta szczęka, oko w słup, a Drży jak osika… nie mniejsze wszakże Barona, Pyckala i Ciumkały drżenie, nie mniejsze ich, a jakby śmiertelne, stężenie! Ostrogę miał on do buta przypiętą i, przybliżywszy się, tuż koło mnie stanął, a gdy nikt słowem się nie odzywa, gdy oddech prawie zapierają, ja, jak trup, nic nie mówię, nie oddycham, siedzę… Owóż chyba ze trzy albo cztery godziny my tak Przesiedzieli, jeden przy drugim, bez ruchu, bez głosu, a coś tam Między Nami rosło, rosło, rosło, i, gdy już pod Niebiosa chyba urastało, gdy od świata większym, silniejszym się stało, Rachmistrz mnie Ostrogę swoje ciach, ciach!… W łydkę wraził! Od czego na ziemię upadłem w Bólu najokropniejszym, i przeszywającym… on zaś krzyknął, za głowę się złapał. Na ziemi leżąc i ostrze owe zakrzywione co mnie w Potrzask przyłapało, czując, wcale już się nie ruszałem, aby Bólu Bólem nie pomnożyć. I znowu cisza nastała, a może ze dwie albo trzy godziny trwała. Na koniec westchnął głęboko Rachmistrz i cicho bardzo się odezwał:
– Przytwierdzić jemu do buta Ostrogę. Mnie więc Ostrogę do prawego bucika przytwierdzono, on zaś powiada:
– Teraz do Związku naszego Kawalerów Ostrogi należysz i Rozkazy moje masz wypełniać, a także dbać żeby tamci rozkazy moje jak należy wypełniali. Ucieczki, ani zdrady żadnej, nie próbuj, bo ci Ostrogę zadadzą, a jeżelibyś choć najmniejszą chęć Zdrady, Ucieczki w którym z towarzyszów twoich spostrzegł, jemu Ostrogę masz wrzepić. A jeślibyś tego zaniedbał, tobie ją wrzepią. A jeśliby ten, kto tobie Ostrogę wsadzić ma, tego zaniedbał, jemu niech inny Ostrogę wsadzi. Pilnujże się tedy, a i innych pilnuj, i na najlżejsze poruszenie uważaj, jeśli nie chcesz Szpikulca doznać Bolesnego, ach, Strasznego, ach Piekielnego Szpikulca tego Diabelskiego! I, pot z czoła bladego otarłszy, ciszej powiada:
– Pofolguj mięsień, to ci wyjmę.
Ale pofolgować trudno; bo najprzód mnie Strach musiał pofolgować. A gdy ja po długich staraniach nieco folgi u Strachu mego dla mięśni moich ubłagałem, za najlżejszym Szpikulca poruszeniem znowuż mnie mięśnie tężały i świeczki w oczach, w czaszce łupie, Rozsadza, oj, chyba Ziemia i Niebo pękają! Aż mnie ostrogę wyszarpnął z Krzykiem strasznym, wyjąc, kopiąc i taki Ból sprawił, że znowuż w długie omdlenie popadłem. Gdy się zbudziłem, Rachmistrza nie było, a tylko Pyckal, Ciumkała, Baron siedzą i na siebie spoglądają. Mnie w głowie postać nie mogło, abym od Przyjaciół był więziony, a i drzwi wcale na klucz zamknięte nie były; ot, wstać i wyjść. Wszelako i obawy, abym znowu Ostrogi nie doznał, bez ruchu żadnego, bez słowa siedziałem. Oni tyż siedzą. Aż w końcu ruszył się trochę Baron, a zaraz tyż Ciumkała Ostrogą ruszył; ale rzekł Baron:
– O pozwoleństwo proszę, abym do garnka poszedł, strawy przyszykował, bo dziś kolej moja. Dopiroż pozwolenie mu danem zostało i do garnka poszedł, ale Pyckal tuż przy nim i Ostrogą; a Pyckala Ciumkała pilnował, ze mnie tyż oczu swoich nie spuszczając. Znów tedy silnie się tam natężyło, ale, gdy strawę nagotowano, nieco sfolgowało i jęknął Ciumkała:
– Boże, Boże, Boże…
Pojąłem tedy, że nie ma nadziei.
Nie będę ja Czytelnika łaskawego drobiazgowym opisem mąk moich, w potrzasku owej Ostrogi zażytych, nużył. Owóż Potrzask to był, Potrzask, w który my jak szczury i jak kwiki wpadli, a wszystko za Rachmistrza sprawą. I gdy co czas pewien Ostroga nieco folgowała, z urywkowych Barona lub Ciumkały zwierzeń, z głuchych Pyckala jęków jam się prawdy dowiadywał…
Od tego więc się zaczęło, że po Pojedynku, gdy ja z Tomaszem do estancji Gonzala się udałem, Baron przez Ciumkałę Pyckala na pojedynek wyzwał o to, że jemu Pyckal w łeb dal. Przez Ciumkałę, powiadam, to wyzwanie było, bo gdy Baron z Pyckalem razem z pojedynku wracali na ogierach swoich, Ciumkala z rowu wylazł (na nich w rowie czekał) a że to zły bardzo (myślał, że oni jego umyślnie od świadkowania Gonzalowi odsunęli, żeby Interes mu zepsuć i jego do Zysków nie dopuścić) więc z rowu wylazł, a powiada:
– Ogiery, ogiery, ale lepiej by się wam Kobyły zdały, bo wy Kobyły chyba a u Kobyły za świadków byliście, wiec to i Kobyły… Tak im podłazi, że znowuż Ogiery pląsać a skakać zaczęły, aż Baron jemu butem chciał dać między oczy; ale, zamiast żeby jemu dal, Pyckala w udo kopnął, bo Ciumkała na ziemi siadł. Siedzi więc Ciumkała, a tam Pyckal Barona w ucho:
– Ty taki owaki, co mnie kopiesz?! Powiada Baron:
– A za coś mnie w łeb dal? Powiada Ciumkała z ziemi:
– Oj tyż to Kobyły się gryzą, deszcz będzie!… Tu ogiery skaczą, pląsają. Dopiroż Baron Pyckala w ucho! Owóż krew się burzy, a jeden drugiego na pojedynek wyzywa (a Ciumkała od Kobył wyzywa), a już to tym bardziej do tego nowego palą się pojedynku, że sromotę tamtej z Putem pukaniny zatrzeć pragną. Gdy tedy, tak wyzywając się, do Biura dojechali, prosił Baron Rachmistrza żeby, jego imieniem, Pyckala już pro forma wyzwał na szable lub na pistolety. Ale powiada Rachmistrz:
– Co ja wyzywał będę, przecie wy się kuli boicie, bo już to jasne, oczywiste, co ludzie mówią, że Pojedynek tamten bez kuli był, więc tyż pewnie i ten Pojedynek bez kuli mieć chcecie… oj, Ogiery wy, ogiery, ale z pustego Pistoletu i Prochem strzelacie… A Ciumkała:
– Kobyły, kobyły… To Baron z Pyckalem na nich, bić ich chcą, ale w końcu na wódkę razem do Rajtszuli poszli. Tam Baron i Pyckal krzyczą, hałasują, że choćby Pazurami, a choćby Cepami, albo Widłami a na śmierć samą, do krwi ostatniej… i sierdzą się, do oczu sobie, Rachmistrzowi, skaczą, a to Młyn, a to Zastawa, między sobą sobie dogadują, a już wszystkie stare urazy, wspominki, wszystkie krzywdy od wieka wieków doznane jak żywe przed oczami stają. Dopiroż powiada Rachmistrz:
– Mam ja Ostrogi, które szpikulec mają silnie zakręcony, a gdy wy cepami bić się chcecie to lepiej chyba Ostrogami tymi… ale tyż to Ostrogi nie dla kobył, a chyba tylko dla Ogierów!… A Ciumkała:
– Kobyły, kobyły!… Krzyknęli, że Ogier! I proszą się, żeby im te ostrogi przytwierdzić, że tu zaraz nimi na śmierć się zadźgają! Dopiroż Baron Pyckalowi ostrogę swoją wraził, Pyckal Baronowi i tak w Potrzask wpadli, że ani ruszyć się nie mogli. Rachmistrz jak ściana pobladł, oczy jemu na wierzch wylazły i, ostrogę sobie przytwierdziwszy, ich dopadłszy, tak skłuł, tak stratował, skrwawił niemiłosiernie, że jak Psi wyli z Pianą i w niebo ryk bił z miejsca tego Okrutnego. Odtąd się ta Męka zaczęła, Golgota, ten Związek, Potrzask Szatański Diabelski.
Przyczyny, która Rachmistrza do tak okropnego Potrzasku skłoniła, z własnych ust jego bladych się dowiedziałem, gdy na noc do piwnicy wrócił. – Wszystko – powiada – aby los nasz przeklęty przemóc i natury wrogość zgwałcić i odmienić!
– A bo żal się Boże – mówi – toż znowu nam na tej wojnie tyłków piorą. I znowuż Przegrana! Przeklęty, przeklętyż los! A czy to Natura nami pogardziła, że tyż nic nam na Dobre, na Udane, na Szczęśliwe nie chce wyjść, a wszystko właśnie na Złe, na Złośliwe się obraca? A toż widać Bez Kuł strzały nasze! A toż pusta Lufa nasza! A toż podobnież Natura nas nie chce i, wzgardliwa, za słabość naszą Śmierci, Zagłady nam życzy!