Выбрать главу

– Przecież strajk dalej trwa!

– Miałam jechać karawanem – odparła sucho.

– Och, proszę mi wybaczyć, mistress Faulks Zupełnie wylecioło mi to z głowy! – Usiadł na rogu biurka, na wprost fotela, w którym siedziała. Nachylił się nad nią i wyszeptał: – A ja myślałem, że zamierza pani wrócić MG mister Brenta!

Twarz Marjorie przybrała odpychającą, ziemistą barwę. Pod oczami pojawiły się dwa szaro-niebieskie półkola; odniosłem wrażenie, że twarz jej się wydłużyła.

Rozległ się lekki szum: magnetofon Bretta zaczął pracować. Tym razem dźwięk ten zabrzmiał dla mnie jak najsłodsza muzyka.

– Nie wiem, o kim pan mówi, inspektorze.

Brett wysunął jedną z szuflad biurka i wyjął z niej jakiś przedmiot owinięty w białe płótno. Rozwinął je i ukazał się rewolwer. Wydało mi się, że go poznaję.

– Mówię o tym panu, do którego ta dziwna broń należy – nacisnął guzik wewnętrznego telefonu. – Niech pan wpadnie tu na chwilę, Morrow, i proszę włożyć biały kitel.

Minęło kilka minut. Brett bujał nogą i przez cały czas pociągał nosem. Marjorie oddychała ciężko i przyglądała się rewolwerowi z przerażeniem w oczach. Ja zaś miałem uczucie, że uczestniczą w niejasnym dla siebie obrzędzie, którego przebieg śledziłem nie bez trudności.

Wszedł Morrow, ten tłumacz z francuskiego, który potwornie zezował. Miał na sobie zbyt długi kitel, którego poły spadały mu do kostek.

– Hello Morrow – zażartował Brett, będący w figlarnym humorze – czy strzelano kiedyś do pana z bliska?

Przybysz zrobił przerażoną minę.

– Kula w samo serce, mój drogi. Zaraz pan zobaczy!

Brett skierowoł broń w pierś Morrowa i zacisnął spust. Nastąpił silny wybuch, aż zadrżały przedmioty leżące na biurku. Pokój przecięło smuga dymu. Patrzyłem z przerażeniem no kitel Morrowa. Przez ułamek sekundy zdawało mi się, że Brett zastrzelił swego współpracownika, bo no piersi zezowatego pojawiła się wielka plama krwi.

– Proch trochę spalił kitel, sir! – zauważył flegmatycznie Morrow.

– Nie szkodzi, jest służbowy! – odparł Brett, a zwracając się do mnie, dodał: – Nie będzie już można mówić o szkockim skąpstwie, prawda mister Valaise?

– To broń, którą posługiwałem się tamtego dnia na trawniku, czy tak?

– Tak. Jej kule to kapsułki z hemoglobiną. Efekt jest zdumiewający. Mrs Faulks zabrała pana stamtąd natychmiast, żeby pan nie zauważył oszustwa. Brent zaraz się podniósł i poszedł się umyć. Musiał mieć ze sobą to, co było do tego potrzebne. Wieczorem wywabiono pana z hotelu, żeby pan nie miał alibi. To Brent do pana dzwonił. Przekonany, że snuje się pan po pustych ulicach miasta, udał się na spotkanie z tym biednym Faulksem, który na niego czekał i zaprowadził go aż na trawnik. Nie wiem jeszcze, pod jakim pretekstem udało mu się zaciągnąć go w to odludne miejsce. Tym razem strzelił prawdziwą kulą w jego głowę i pan, gdy wrócił nazajutrz do parku, na twarzy Faulksa widział prawdziwą krew.

„Gdybyś się okazał królem frajerów…".

Marjorie zaczęła pojmować, że wszystko jest już stracone i przybrała postawę nieludzko obojętną. Przez okno przyglądała się światu, do którego już nie należała.

– Pana zachowanie przeszło ich najśmielsze nadzieje, mister Valaise! Zagrał pan więcej niż doskonale rolę, którą panu wyznaczyli. Brent jest pani kochankiem, prawda mistress Faulks?

Nie odpowiedziała.

– Chciała pani pozbyć się męża. Zbrodnia została obmyślona misternie. Pomysł, żeby skorzystać z usług niewinnego obcokrajowca, mało obeznanego z życiem kraju, w którym miało nastąpić morderstwo, był wprost genialny!

W jego ustach, słowo „niewinny" brzmiało niemal pejoratywnie. Chyba, że jestem przeczulony! Bo gdy się jest królem frajerów, ma się tendencję do wynajdywania dwuznaczności niemal wszędzie.

Podszedł do drzwi prowadzących na korytarz i zawołał głosem triumfującego człowieka:

– Proszę wejść, mister Brent.

Zanim Brent wszedł do gabinetu, zbliżyłem się dó Marjorie i patrząc na nią pałającym wzrokiem, wziąłem ją pod brodę.

– A gdybym nie strzelił? – wymamrotałem. – Powiedz, Marjorie, co by było, gdybym nie strzelił? Wszystko wzięłoby w łeb, prawda?

Uśmiechnęła się enigmatycznie.

– Gdyby pan nie strzelił, Jean-Marie, to ja bym to uczyniła. Byłoby to samo, prawda? Jest pan w końcu dżentelmenem!

Musiałem zaczerwienić się. Wybąkałem nieśmiało „dziękuję", bo to co powiedziała, poprawiło moje samopoczucie.

Brent wszedł do gabinetu. Nie miał już żadnych złudzeń i gdy nas spostrzegł, kiwnął głową niemal pokornie.

– Proszę usiąść, mister Brent Pan jest autorem listu miłosnego wysłanego do mister Valaise, prawda?

Tylko glina mógł jako pierwsze zadać tak drugorzędne pytanie człowiekowi oskarżonemu o morderstwo.

Brent przytaknął sucho.

– Muszę pana, ostrzec, że cokolwiek pan teraz powie…

– Wiem, inspektorze.

– Pan również napisał tę karteczkę, którą mrs Faulks upuściła na chodnik?

– Oczywiście.

– Jak to się stało, że mrs Faulks miała ją już w tym momencie?

– Miała ją zostawić w recepcji Learmonth Hotel, ale gdy spostrzegła pana Valaise, wolała mu ją oddać w ten sposób!

– A gdybym przy tej okazji lepiej się przyjrzał jej mężowi? – zaoponowałem.

Brent spojrzał na mnie.

– Marjorie oświadczyłaby panu później, że nie był to jej mąż, lecz jakiś przyjaciel…

Marjorie! Wymówił to imię w niezwykły sposób. Wyczuwało się, że ten mężczyzna ją kocha i będzie ją kochać jak szalony do samego końca.

Trochę mu zazdrościłem.

– Co pan powiedział Faulksowi, żeby go namówić, aby wyszedł o tak późnej porze?

– Od Marjórie wiedziałem, czym się zajmuje. Zadzwoniłem, powołując się na klienta, który nazajutrz miał odpłynąć wczesnym rankiem. Mówiłem o sprawie, która wyniknęła w ostatniej chwili… On już leżał i o mały włos by się nie zgodził.

– Ja go przekonałam, aby wstał i udał się na to spotkanie. Wówczas zadzwonił do Willy'ego aby mu powiedzieć, że przyjdzie.

Dochodziliśmy teraz do morderstwa, do tego prawdziwego. Nagle odczułem skrępowanie. Nie chciałem być obecny przy tej rozmowie.

– Czy mogę opuścić pokój, inspektorze? Nic tu po mnie!

Brett spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, ale sądzę, że mnie zrozumiał.

– Czy mógłbym obejrzeć zwłoki Nevila Faulksa? – spytałem jeszcze.

Prośba ta mogła wydawać się niestosowna, ale była uzasadniona.

– W tej chwili jest to niemożliwe – odpowiedział Brett – ale mogę panu powiedzieć, że Brent i Faulks mieli na sobie identyczne garnitury. Nic dziwnego, że nazajutrz na trawniku nie zauważył pan nic, co zwróciłoby pana uwagę, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę okoliczności, w jakich tam pan przebywał.

– Mogę wyjść?

– Z tego pokoju owszem, ale nie z budynku. Nadal na panu ciąży oskarżenie, którego nie jestem władny uchylić, mister Valaise. Chodzi o ukrycie zwłok.

ROZDZIAŁ XXIII

Oskarżenie zostało uchylone nazajutrz przez ławę przysięgłych.

Gdy do tak piekielnej machinacji wciągnięty został akurat król frajerów, można być dla niego tylko bezgranicznie wspaniałomyślnym.

Moje uniewinnienie zbiegło się z końcem strajku i Brett uczynił wszystko, żebym mógł dostać miejsce w samolocie. Jednym słowem, dwa dni później znalazłem się w Juan-les-Pins. Była dziesiąta rano i Denise była już na plaży.

Leżała sama pod naszym parasolem. W ciągu tych kilku dni opaliła się na murzyna.

Rozpoznała mój cień, zanim sam stanąłem przed jej obliczem. Podniosła gwałtownie głowę.

– Kogo ja widzę. Ivanhoe powrócił! – westchnęła.