– A stosunki Danny’ego z panną Avalon? Były dobre? Miał jakieś problemy na jej lekcjach?
– Ależ skąd – zaprzeczył żarliwie Vander Zanden. – To jest właśnie zupełnie niepojęte. Mógłbym przysiąc, że panna Avalon była ulubioną nauczycielką Danny’ego. Uwielbiał przesiadywać w pracowni komputerowej, lepiej od większości uczniów radził sobie z Internetem. Sterczał przy komputerze przed lekcjami, podczas przerwy obiadowej i po zajęciach. Wydawało się, że w ogóle nie wychodzi z tej sali. Czasem panna Avalon zostawała po godzinach tylko dla niego.
– Internet? – podchwyciła Rainie. – Wie pan, co robił w sieci?
– Nie jestem pewien. Przeglądał strony internetowe, sprawdzał różne rzeczy.
– Korzystał z czatów?
– Chyba tak. Panna Avalon zainstalowała jeden z tych filtrów, które uniemożliwiają dostęp do stron dla dorosłych. Poza tym uczniowie mogli surfować, gdzie tylko chcieli. Chodziło właśnie o to, żeby nauczyli się swobodnie posługiwać komputerem.
– Czy Danny grał w gry komputerowe? – zapytał Quincy. – Jakieś konkretne?
– Nie wiem. I szczerze mówiąc, tylko jedna osoba mogłaby odpowiedzieć na to pytanie. Panna Avalon.
Rainie skinęła głową przygryzając dolną wargę. Danny uwielbiał Internet. To rzucało nowe światło na sprawę. Zdolny internauta mógł dotrzeć do niemal każdego rodzaju wiadomości. Kip Kinkel, sprawca masakry w Springfield, dowiedział się z Internetu, jak konstruować bomby i miny pułapkowe. Jego rodzice przed samą śmiercią wspominali nawet przyjaciołom, jak bardzo się cieszą że chłopak znalazł wreszcie jakieś zainteresowania, że się uspokoił…
Danny mógł więc bez trudu nawiązać kontakt z dowolną liczbą świrów i wykolę jeńców. Co tam Charlie Kenyon. Dzieciak czuł się nieszczęśliwy, jego rodzina przechodziła ciężki okres. W takiej sytuacji podatność na wpływy jest wprost nieograniczona.
– Musimy przeszukać te komputery – wymamrotała Rainie.
– Detektyw Sanders już je zabrał. Nie mówił państwu?
– Och, zna pan detektywa Sandersa. Jest cholernie sprytny… Pewnie wypadło mu z pamięci. – Rainie uśmiechnęła się słodko do Vander Zandena. Jej sarkazm nie umknął jednak uwagi agenta specjalnego.
– Danny często zostawał po szkole? – Quincy wrócił do interesującego go tematu.
Vander Zanden zerknął na Rainie. Wzruszyła ramionami.
– To dochodzenie w sprawie morderstwa. Wcześniej czy później wszystko i tak wyjdzie na jaw.
Dyrektor westchnął. Znowu sprawiał wrażenie wykończonego. Czekało go jeszcze wiele nieprzespanych nocy, strawionych na rozważaniu, co nauczyciel jest winien swoim uczniom.
– Małżeństwo rodziców Danny’ego przechodzi kryzys – powiedział cicho.
– Sandy dostała nową pracę – wyjaśniła szerzej Rainie. – Lubi ją, ale to zajęcie czasochłonne. Shep w ogóle nie życzy sobie, żeby jego żona miała jakieś zawodowe ambicje, nie mówiąc już o tym, że teraz nie dostaje obiadu na czas.
– Są w separacji?
– Nie. To katolicy.
– No tak.
– Jakiś czas temu Sandy przyszła porozmawiać z nauczycielami Becky i Danny’ego – wyjaśnił Vander Zanden. – Przyznała, że w domu atmosfera jest napięta, a dzieci źle to znoszą. Chciała, żeby nauczyciele wiedzieli, jak wygląda sytuacja i mieli oko na jej dwójkę. Becky z pewnością jest w tym roku bardziej zamknięta w sobie. A co do Danny’ego, było z nim trochę… kłopotów.
– Palenie – podpowiedziała Rainie. – I…
– Trzy tygodnie temu Danny przyszedł do szkoły podenerwowany. Nie mógł sobie przypomnieć kodu swojej szafki. Wtedy coś w nim puściło. Zaczął walić pięściami w drzwiczki i krzyczeć, że nienawidzi szkoły i jak ma cokolwiek zapamiętać, jeśli i tak wszyscy uważają, że jest głupi…
– Głupi? – wtrącił Quincy. – Słyszał pan, jak mówi, że jest głupi?
– Oczywiście, byłem przy tym. Musiałem wezwać Richarda Manna, żeby pomógł mi go uspokoić. Danny dostał histerii i powtarzał ciągle „głupi, głupi, głupi”. Bardzo mnie to zaniepokoiło.
Quincy zerknął na Rainie. Wzruszyła ramionami. Nie rozumiała, co się mogło stać, ale Danny najwyraźniej zwątpił w swoją inteligencję.
– Dostawał świadectwa z wyróżnieniem? – upewnił się raz jeszcze agent specjalny.
– Tak.
– Uważał go pan za dobrego ucznia? Nauczyciele byli zadowoleni z jego wyników?
– Tak. Niektóre przedmioty szły mu nieco słabiej, ale jeśli tylko coś go zainteresowało… A komputer nie miał dla niego tajemnic.
– Panie dyrektorze, czy kiedykolwiek słyszał pan, żeby rodzice nazywali Danny’ego głupim?
– Sandy? Nigdy. Kocha te dzieciaki do szaleństwa. A co do Shepa… – Vander Zanden uniósł jedną brew. – Powiedzmy, że bardziej zależało mu na rozmiarach mięśni syna niż na potencjale jego umysłu.
– Danny trenował coś po szkole?
– Shep zmusił go. Zapisał dzieciaka na siłę do drużyny piłkarskiej, ale sport nie należy do mocnych stron Danny’ego. Chłopiec jest drobny jak na swój wiek, trochę niezdarny. Niestety szeryf O’Grady bywa czasem nieco… apodyktyczny. Chciał, żeby syn grał w piłkę, więc Danny grał. Chociaż, szczerze mówiąc, większość czasu spędzał na ławce rezerwowych. Po prostu nie wychodziło mu. Najlepiej będzie, jeśli porozmawiają państwo ze szkolnym psychologiem, Richardem Mannem. Spotykał się z Dannym po tamtym incydencie z szafką i na pewno wie więcej niż ja o stanie psychicznym tego dziecka.
– Nie omieszkamy – zapewniła Rainie. Pamiętała, że wczoraj Richard Mann bardzo sprawnie zorganizował punkt pierwszej pomocy i opanował zamęt na parkingu. Pamiętała też, że jest młody i natychmiast pomyślała o jego stosunkach z panną Avalon. Kolejna zagadka.
– Będziemy musieli skopiować dokumenty Danny’ego – poinformowała dyrektora. – Arkusze ocen, opinie, wszystko.
– Nie jestem pewien.
– Zdobędziemy nakaz, jeśli będzie trzeba. Prosimy jednak, żeby nam pan pomógł. Liczy się czas.
– No dobrze, dobrze. Mam teraz tyle rzeczy na głowie… – Vander Zanden spojrzał na budynek szkoły. Główne wejście było zamknięte, a widoczne przez szyby wnętrze tonęło w złowrogim cieniu. Żółta taśma policyjna wciąż odgradzała parking, Częściowo wpleciona w siatkę ogrodzenia. Na szkolnym chodniku ciemniały brunatne plamy krwi. To tutaj ranni uczniowie, trzymając się za ręce, czekali na przylot szpitalnego helikoptera. Nie można było teraz patrzeć na szkołę, żeby nie myśleć o śmierci.
– Słyszałem, że w liceum Columbine musieli zrobić gruntowny remont. – Dyrektor mówił jakby sam do siebie. – Zerwali wykładzinę, przemalowali ściany, kupili inne szafki. Wymienili nawet syrenę alarmową, która tamtego dnia wyła przez kilka godzin. A ich biblioteka… Ta nieszczęsna biblioteka po prostu już nie istnieje. Zastawili wejście nowymi szafkami, a książki wylądowały w składziku.
Zwrócił puste spojrzenie na Rainie i Quincy’ego.
– Nie wiem, co mam robić – wyznał szczerze. – Szkody nie są aż tak poważne, ale z drugiej strony… Chcę, żeby dzieci znowu poczuły się bezpiecznie. W obecnych czasach szkoła często budzi lęk. Chcę, żeby budynek wyglądał przyjaźnie, ale nie mogę udawać, że nic się nie stało. Chcę, żebyśmy się otrząsnęli z tragedii, ale nie, żebyśmy zapomnieli.
– Nie wiem, jak to wszystko zrobić. – ciągnął smutno. – Podczas studiów największym zagrożeniem, jakie mogliśmy sobie wyobrazić, było trzęsienie ziemi. W szkołach w Los Angeles jeszcze nie wprowadzono samoobrony przeciw bandytom strzelającym z samochodów. Nie przewidziano też, że szkoły staną się polem bitwy dla rywalizujących gangów. A teraz coraz częściej giną nauczyciele i uczniowie. W małych i dużych miastach, czarni i biali, bogaci i biedni. Wszystko się we mnie burzy przeciw takiej rzeczywistości. Chciałbym się od niej odizolować, ale jako dyrektor szkoły nie mogę tego zrobić. Mam zobowiązania wobec uczniów. Muszę ich przygotować tak, żeby potrafili przetrwać. Ale jak się do tego zabrać? Nie jestem pewien, czy ja sam jestem przygotowany do życia w takim świecie. Panna Avalon na pewno nie była.