– Ale przecież te incydenty ciągle się powtarzają – zaoponowała Rainie i ukradła kolejną grzankę z sałatki Quincy’ego. – Na początku można było utrzymywać, że to tylko tragiczne epizody, ale ten koszmar trwa już całe lata. Jedna strzelanina budzi żal. Siedem po prostu przeraża.
– Mamy do czynienia z niepokojącymi zjawiskami – przyznał Quincy – ale nie możemy tracić szerszej perspektywy. Generalnie rzecz biorąc, skala przestępczości wśród nieletnich zmalała w ciągu ostatnich pięciu lat. A ponieważ walczymy z narkotykami i gangami, szkoły stają się coraz bardziej bezpieczne. To dobra wiadomość.
– Z drugiej strony – dodał, widząc sceptycyzm swoich słuchaczy – niektórzy uczniowie postępują szokująco brutalnie i bez skrupułów. Niestety media zniekształcają fakty. Normalny chłopiec zabija dziesięć osób. Kochająca rodzina ginie z rąk czternastoletniego syna. Przecież to kompletny absurd. Jeśli się nie opamiętamy, będziemy żyć w strachu przed własnymi dziećmi. A tymczasem naprawdę przytłaczająca większość młodocianych zbrodniarzy nie jest wcale normalna. U części rozpoznano poważne zaburzenia psychiczne. To ludzie chorzy. Powinni przyjmować leki. Nawet ci, w przypadku których nie stwierdzono wcześniejszych zakłóceń, prawdopodobnie cierpieli na silne zaburzenia więzi, co umożliwiło im decyzję o morderstwie.
– Co to są zaburzenia więzi? – zapytał Sanders.
– Brak zdolności nawiązywania więzi – odpowiedziała błyskawicznie Rainie. Wzruszyła ramionami i poczęstowała się znowu sałatką Quincy’ego. – Studiowałam psychologię. Pamiętam jeszcze co nieco.
– Bardzo dobrze – pochwalił ją Quincy, ale zaraz zmarszczył brwi i przysunął talerz bliżej siebie. Rainie ukradła mu kolejną grzankę. Dał za wygraną.
– Każdy odczuwa potrzebę związku z innymi ludźmi – wyjaśnił Sandersowi. – Już jako niemowlęta nawiązujemy więź z rodzicami. Kiedy maluch płacze, rodzice reagują na to, karmią, przytulają. Dziecko podświadomie uznaje, że są dobrzy i kochają je – tworzy się więź. W miarę dorastania ta więź rzutuje na relacje z całym otaczającym światem. Dzięki niej jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, sąsiadami, mężami i tak dalej. Niestety, nie u wszystkich wytwarzają się takie więzi. Dziecko płacze i jest bite. W tym przypadku, zamiast nauczyć się zaufania i troski o innych, staje się egocentryczne, notorycznie kłamie, manipuluje otoczeniem, nie jest zdolne do empatii. Najczęściej obserwujemy to zjawisko u dzieci maltretowanych lub porzuconych. Ale może ono wystąpić również w tak zwanych normalnych rodzinach. Tyle że nie jest to tak powszechne.
– Dobrzy rodzice miewają złe dzieci? – zapytał Sanders i przewrócił oczami, dając do zrozumienia, co o tym myśli.
Quincy nie zraził się jednak.
– Właśnie tak. Matka cierpi na silną depresję poporodową i nie potrafi zaspokoić potrzeb niemowlęcia. Albo niemowlę cierpi na bolesną chorobę i matka nie jest w stanie sprostać jego wymaganiom. Albo nowo narodzone dziecko po prostu nie ma skłonności do nawiązywania więzi. Bez względu na to, jak bardzo matka się stara, maluch odsuwa się od niej. Rzadki przypadek, ale zdarza się. Więc owszem, dobrzy rodzice mogą mieć jedno dziecko bardzo udane, a drugie bardzo słabo przystosowane do życia w społeczeństwie.
Sanders znowu spojrzał na Quincy’ego z powątpiewaniem.
– Nie kupuję tego – wyznał otwarcie. – Mówisz, że te dzieciaki są psychopatami od urodzenia. W takim razie dlaczego nikt tego wcześniej nie zauważył? Dlaczego we wszystkich nagłówkach czytamy: Normalny chłopak zabija dziesięciu kolegów?
– A przypomnij sobie sprawę Teda Bundy – wtrąciła się Rainie. – Wszyscy uważali go za przystojnego, czarującego faceta. Jedyny problem w tym, że, jak się okazało, lubił gwałcić i mordować młode dziewczyny.
– No właśnie – podchwycił Quincy i z aprobatą skinął głową.
Rainie uświadomiła sobie, że odwzajemnia jego uśmiech. Agent specjalny miał niebieskie oczy, które kiedy się uśmiechał, nabierały blasku i ciepła – urzekające oczy Paula Newmana.
– Nadal brzmi to dla mnie jak psychologiczny bełkot – upierał się Sanders. – Te dzieciaki są mordercami. Koniec, kropka. Najlepiej zamknąć je i wyrzucić klucz.
– Bez względu na wiek? – zapytał łagodnie Quincy.
Wciąż patrzył na Rainie. Po chwili oboje zmieszani wlepili wzrok w sałatkę.
– Pewnie – powiedział Sanders. – Jeśli kogoś stać na taki czyn, powinno go być też stać na poniesienie kary.
Quincy wzruszył ramionami. Najwyraźniej miał na ten temat inne zdanie. Nadział na widelec następny kęs i zaskoczył Rainie i Sandersa swoją odpowiedzią.
– Może. Bóg jeden wie, że niemało już widziałem. – Zamyślił się na chwilę. – Niektóre dzieci są niebezpieczne – powiedział w końcu z większym przekonaniem. – Niektórym prawdopodobnie nie można pomóc, nie mówiąc już o zrozumieniu ich. Ale nie wszyscy są tacy. A nasz system prawny opiera się na zasadzie, że lepiej puścić wolno setkę winnych niż ukarać jednego niewinnego. Jest więc dla mnie jasne, że powinniśmy próbować rozpoznać tych, dla których istnieje szansa resocjalizacji. A nie wrzucić wszystkich do tego samego worka i po prostu pozbyć się problemu.
– Czy naprawdę można pomóc dziecku, które popełniło morderstwo? – ożywiła się Rainie.
– Czasami. Im dziecko jest młodsze, tym szanse większe. Poza tym zaburzenie więzi może mieć różne nasilenie. Niektóre przesłuchiwane przeze mnie dzieci reprezentowały przypadki ekstremalne. Były, jak mówi Sanders, psychopatami. I tu się z nim zgodzę: bezpieczniej jest zamknąć je i wyrzucić klucz. – Quincy uśmiechnął się gorzko. Zniżył głos. Spoważniał. – Ale nie dotyczy to wszystkich młodocianych przestępców. Jak już wspominaliśmy wcześniej, policjantko Conner, masowi mordercy nie stanowią jednolitej grupy. Niektórzy ze sprawców szkolnych strzelanin byli wykonawcami, ale nie pomysłodawcami. Mieli problemy emocjonalne, odznaczali się brakiem odporności. Dawali sobą manipulować i uciekali się do przemocy, bo cierpieli, odczuwali niepokój i nie wiedzieli, jak sobie z nim poradzić. Zrobili to, co zrobili, ale potem dręczyły ich wyrzuty sumienia. Myślę, że te dzieci można jeszcze uratować. I biorąc pod uwagę ich wiek, uważam, że należy próbować.
– A jeśli pomylimy się i taki dzieciak znowu zabije? – nie ustępował Sanders. – Będziesz odwiedzał osieroconych krewnych i tłumaczył, że na skutek nieudanego eksperymentu naukowego zginęła ich żona, siostra, matka? Będziesz próbował wyjaśniać w telewizji, dlaczego mordercy umożliwiono kolejną zbrodnię?
Quincy posłał mu słaby uśmiech.
– To się zdarza. Niektórzy z seryjnych morderców – na przykład Kempner – wyszli z zakładów poprawczych. Zabili jako nieletni. Poddano ich resocjalizacji. Dorośli. I zabili znowu.
– Czasami cieszę się, że nie mam dzieci – powiedział Sanders.
Quincy westchnął. Odłożył widelec i wydawało się, że nie zdoła już przełknąć ani kęsa.
– Sytuacja robi się coraz trudniejsza – wymamrotał. – Wiecie, że wprowadzamy do szkół techniki identyfikacji zespołu cech typowych dla seryjnych morderców?
Rainie uniosła brwi. Sanders wyraził swoje zdziwienie bardziej dosadnie:
– Zalewasz.
– Nie zalewam. Po ostatnich wypadkach w kilku okręgach wprowadzono program selekcji psychologicznej. Dyrektorzy szkół dysponują listą podejrzanych zachowań, za pomocą której rozpatrują osobowość każdego ucznia jako potencjalnego przestępcy. Okrucieństwo wobec zwierząt, ordynarny język, rysunki przedstawiające akty przemocy, agresja. Kilku naszych agentów prowadzi obecnie kursy dla nauczycieli z zakresu badania zachowań i selekcji psychologicznej.