Выбрать главу

Ptak zmierzył go jednym czarnym i lśniącym jak smoła okiem, a kiedy ich spojrzenia spotkały się, kruk znieruchomiał. Z zewnątrz słychać było dźwięki muzyki płynącej z organów parowych i głos stutysięcznego tłumu, jaki zawitał do lunaparku w ostatnim dniu jego pobytu w miasteczku. Zlały się w jeden rytmiczny szum, przypominający oddech gigantycznej bestii.

W oddali wielki mechaniczny klaun na szczycie Tunelu Strachu raz po raz wybuchał ochrypłym śmiechem.

3

Kiedy Amy weszła do domu za kwadrans dwunasta, usłyszała dobiegające z kuchni przytłumione głosy. Zdziwiła się, że ojciec jeszcze nie spał, choć w sobotnie wieczory kładł się zazwyczaj wcześnie, aby w niedzielę pójść na pierwszą poranną mszę do kościoła; tym samym resztę dnia mógł poświęcić swojemu hobby – miniaturowej kolejce i dobudowywaniu do niej coraz to nowych elementów.

Jednak w kuchni znalazła tylko matkę. Głosy dochodziły z radia, nastawionego na telefoniczny talk show jednej z chicagowskich stacji. Radio było ściszone.

W pokoju unosił się słaby zapach czosnku, cebuli i sosu pomidorowego.

Światło było zgaszone. Paliła się tylko pojedyncza żarówka nad zlewem i lampka z abażurem, wisząca nad kuchenką. Z radia płynęła łagodna zielonkawa poświata.

Ellen Harper siedziała przy kuchennym stole; splecione ręce położyła na blacie, oparła na nich głowę i patrzyła w przeciwną stronę, nie w kierunku drzwi, w których pojawiła się Amy. Wysoka szklaneczka wypełniona w połowie żółtym płynem znajdowała się w zasięgu ręki Ellen. Amy nie musiała próbować, aby wiedzieć, co to takiego. Jej matka zawsze piła to samo – wódkę z sokiem pomarańczowym. W nadmiernej ilości.

Śpi, pomyślała z ulgą Amy.

Odwróciła się od matki, zamierzając pójść na górę do swego łóżka, ale Ellen odezwała się nagle:

– Ty…

Amy westchnęła i spojrzała na nią.

Oczy Ellen były mętne, przekrwione, powieki jej opadały. Zamrugała ze zdumienia.

– Co ty robisz w domu? – spytała. – Przyszłaś ponad godzinę za wcześnie.

– Jeny się rozchorował – skłamała Amy. – Musiał wrócić do domu.

– Ale przyszłaś godzinę za wcześnie – powtórzyła jej matka spoglądając na nią ze zdumieniem i raz po raz mrugając powiekami, usiłując przeniknąć opary alkoholowej mgiełki, które spowijały jej myśli.

– Jerry źle się poczuł, mamo. Widocznie na balu zjadł coś, co mu zaszkodziło.

– To były TAŃCE, nieprawdaż?

– Oczywiście. Ale było też jedzenie. Przystawki, ciasta, ciasteczka, poncz i takie tam. Widocznie coś mu nie posłużyło.

– Komu?

– Jerry'emu – stwierdziła spokojnie Amy. Jej matka zmarszczyła brwi.

– Jesteś pewna, że to wszystko, co się wydarzyło?

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– To wydaje mi się… zabawne – powiedziała ochryple Ellen sięgając po nie dopitego drinka. – Podejrzane.

– Co może być podejrzanego w tym, że Jerry się rozchorował? – spytała Amy.

Ellen sączyła wódkę z sokiem pomarańczowym. Wpatrywała się w Amy ponad krawędzią szklanki, a jej spojrzenie było bardziej przenikliwe niż przed minutą.

Rozdrażniona Amy odezwała się, zanim matka zdążyła ją o cokolwiek oskarżyć:

– Mamo, nie spóźniłam się. Przyszłam wcześniej. Chyba nie powinnaś mi robić wyrzutów.

– Nie wymądrzaj się – powiedziała jej matka.

Amy wbiła wzrok w podłogę i zaczęła przestępować nerwowo z nogi na nogę.

– Nie pamiętasz, co rzekł nasz Pan? – zapytała Ellen. – Czcij ojca swego i matkę swoją. Oto, co On mówi. Czy naprawdę po tylu latach uczęszczania do kościoła i studiowania Biblii nic ci nie zostało w głowie?

Amy nie odpowiedziała. Z doświadczenia wiedziała, że w takich sytuacjach najlepiej było milczeć.

Ellen dopiła drinka i wstała. Krzesło zaszurało po płytkach podłogi, kiedy odsuwała je do tyłu. Obeszła stół lekko chwiejąc się na nogach i zatrzymała się przed Amy. Miała kwaśny oddech.

– Starałam się, tak bardzo się starałam zrobić z ciebie dobrą chrześcijankę. Pilnowałam, żebyś chodziła do kościoła. Zmuszałam cię do czytania Biblii codziennych modlitw. Modliłam się z tobą aż do upadłego. Nauczyłam ciętego, co dobre. Starałam się powstrzymać cię przed czynieniem zła. Ale zawsze miałam świadomość, że możesz wybrać jedną z dwóch stron. Jedną z nich. Dobro albo zło.

Zakołysała się i położyła dłoń na ramieniu Amy, żeby utrzymać równowagę.

– Widziałam w tobie wielki potencjał do czynienia zła. Codziennie modliłam się z całego serca do Najświętszej Panienki, aby cię strzegła i czuwała nad tobą. Masz w sobie mrok i nigdy nie możesz pozwolić mu wydostać się na powierzchnię.

Ellen przybliżyła się, uniosła brodę Amy i zajrzała jej głęboko w oczy.

Amy miała wrażenie, jakby gdzieś w jej głowie wiły się odrażające, zimne jak lód węże.

Ellen przyglądała się jej z osobliwą pijacką intensywnością, palącym spojrzeniem chorej trawionej wysoką gorączką. Zdawała się zaglądać w głąb duszy córki, a na jej twarzy malowała się mieszanina strachu, gniewu i niezłomnej determinacji.

– Tak – wyszeptała. – Łatwo mogłabyś przejść na drugą stronę. Tak łatwo. To jest w tobie. Słabość. Masz w sobie coś złego i w każdej minucie musisz z tym walczyć. Musisz być ostrożna, zawsze ostrożna.

– Proszę, mamo…

– Czy dziś wieczorem pozwoliłaś temu chłopcu, aby cię dotykał?

– Nie, mamo.

– Aż do ślubu te rzeczy są brudne i plugawe. Jeśli zawiedziesz, szatan cię dopadnie. To, co jest w tobie, zostanie ujawnione i wszyscy będą mogli to zobaczyć. A nikt nie może tego ujrzeć. Nikt nie może wiedzieć, co tkwi głęboko w tobie. Musisz walczyć z tym złem, ujarzmić je.

– Tak, mamo.

– Pozwalanie chłopcu, aby cię dotykał, jest straszliwym grzechem.

„Upijanie się każdej nocy do nieprzytomności również, mamo. Wykorzystywanie wódki jako ucieczki od trosk jest grzechem, a ty w ten sposób wykorzystujesz zarówno alkohol, jak i kościół, mamo. Dzięki nim zapominasz o swoich kłopotach. Chcesz się przed czymś ukryć. Przed czym się ukrywasz, mamo? Czego tak bardzo się boisz?"

Amy pragnęła wypowiedzieć na głos swoje myśli, ale nie odważyła się tego uczynić.

– Czy on cię dotykał? – zapytała znowu matka.

– Już ci mówiłam. Nie.

– Dotknął cię.

– Nie.

– Nie kłam.

– Byliśmy na balu – powtórzyła drżącym głosem Amy. -I Jeny'emu coś zaszkodziło Odwiózł mnie do domu. To wszystko, mamo.

– Dotykał twoich piersi?

– Nie – powiedziała niepewnie Amy. Czuła się zakłopotana.

– Pozwoliłaś mu, żeby kładł dłonie na twoich udach? Amy pokręciła głową.

Ellen zacisnęła dłoń na jej ramieniu; szponiaste palce wpiły się boleśnie i głęboko w ciało.

– Ty go dotykałaś – powiedziała lekko bełkotliwym głosem.

– Nie – stwierdziła Amy. – Nie zrobiłam tego.

– Dotykałaś go między nogami.

– Mamo, przecież wróciłam do domu WCZEŚNIEJ!

Ellen patrzyła na nią przez kilka sekund, usiłując doszukać się prawdy, ale ostatnie iskierki ognia znikły z jej ciemnych oczu. Wypity alkohol znów zaczął działać – efekt był piorunujący; powieki Ellen opadły, a twarz osiadła jakby mocniej na kościach. Na trzeźwo była piękną kobietą, ale po pijanemu wyglądała na wymizerowaną i dużo starszą niż w rzeczywistości. Puściła Amy, odwróciła się i podreptała do stołu. Wzięła pustą szklaneczkę, podeszła do lodówki i dorzuciła kilka świeżych kostek lodu. Dolała odrobinę soku pomarańczowego i sporą porcję wódki.