Выбрать главу
* * *

Conrad wysłał Ducha, aby zajął się obsługą gości w barze „Na stojaka", gdzie tego wieczoru było więcej klientów niż w Tunelu Strachu. Kiedy albinos się oddalił, Conrad zamknął kasę, a Elton odesłał do punktu gry w rzutki, ostatniego z trzech należących do niego stanowisk.

Elton spojrzał na niego podejrzliwie. Tunel Strachu był zbyt dochodową placówką, aby zamykać ją o tak wczesnej porze. Jednak w przeciwieństwie do Ducha, Elton nigdy o nic nie pytał – po prostu robił to, co mu kazano.

Kiedy wszyscy klienci Tunelu Strachu wyjechali już na zewnątrz przez ogromne, wahadłowe drzwi i wysiedli z wagoników, Conrad wyłączył dopływ prądu do torowiska. Nie zgasił świateł ani nie wyłączył muzyki -jeszcze ją bardziej podkręcił, tak samo jak głos rechoczącego klauna.

Gunther obserwował Conrada z zakłopotaniem, kiedy jednak ten wyjaśnił mu sytuację, zrozumiał i udał się do Tunelu Strachu, aby tam zaczekać.

Conrad stanął przy zamkniętej kasie. Kiedy klienci podchodzili do niego, pytając o bilety, delikatnie ich spławiał. Dziś wieczorem Tunel Strachu będzie otwarty wyłącznie dla czworga specjalnych gości.

* * *

Liz i Amy, każda ze swoim chłopakiem, po zjedzeniu lodów z polewą czekoladową i orzechami udały się do Tunelu Strachu.

Naganiacz o wyjątkowo niebieskich oczach, który wcześniej stał na drewnianej platformie, nie nagabywał już przechodzących. Stał przy kasie, która wyglądała na zamkniętą.

– O, nie – jęknęła Liz, rozczarowana. – Chyba nie chce pan już zamykać?

– Ależ skąd – odrzekł naganiacz. – Po prostu mieliśmy pewien drobny defekt techniczny.

– Kiedy go naprawią? – spytała Liz.

– Już został naprawiony – wyjaśnił naganiacz. – Ale zanim ponownie uruchomię tunel, muszę zaczekać na powrót szefa.

– Ile to potrwa? – zapytał Richie. Naganiacz wzruszył ramionami.

– Trudno powiedzieć. Szef lubi zaglądać do butelki. Jeżeli wypił za dużo, podczas gdy my naprawialiśmy silniki, może się w ogóle nie pojawić.

– Cholera! – wybuchła Liz. – Zostawiliśmy to sobie na koniec, bo tunel jest moją ulubioną atrakcją w całym lunaparku.

Naganiacz spojrzał na Amy. Nie spodobało się jej to, co ujrzała w jego oczach. Spojrzenie miał przenikliwie groźne, i jakby WYGŁODNIAŁE.

Powinnam była założyć biustonosz, pomyślała Amy. To głupie, że staram się naśladować Liz. Nie powinnam była przyjść tu tylko w szortach, cieniutkim podkoszulku i bez stanika. Zupełnie jakbym prosiła się, żeby ktoś mnie zerżnął.

Nic dziwnego, że tak mi się przygląda.

– No cóż – naganiacz zmierzył ich przenikliwym spojrzeniem płomiennych, niebieskich oczu. – Powiem wam coś. Nie wyglądacie na typowych klientów Sprawiacie wrażenie, jakbyście wszyscy mieli TO COŚ.

– Na pewno – rzuciła Liz.

– Zależy, co ma oznaczać „to coś" – dodał Buzz.

– To takie nasze powiedzenie – rzekł naganiacz. – Oznacza dokładnie to, co mówię i mówi to, co znaczy.

Liz wybuchnęła śmiechem.

– No to wszystko jasne.

Naganiacz uśmiechnął się i mrugnął do niej.

– Ostry z ciebie zawodnik – rzuciła Liz.

– Dziękuję – odrzekł naganiacz. – A z ciebie nielicha zawodniczka. Ale i tak będziecie musieli zapłacić za wstęp.

Richie i Buzz sięgnęli do kieszeni po pieniądze.

Naganiacz znowu zerknął na Amy. To samo wygłodniałe spojrzenie. Amy skrzyżowała ramiona na piersiach, aby nie widział jej sutków prześwitujących przez materiał jasnozielonego podkoszulka.

* * *

Joey miał już zrezygnować z odnalezienia Amy w tłumie ludzi zgromadzonych na terenie lunaparku, kiedy nagle ją zauważył.

Była z nią Liz oraz Buzz i jeszcze jeden chłopak. Naganiacz, który dał Joeyowi darmowe przepustki, pomagał im wsiąść do wagonika przy wrotach Tunelu Strachu.

Joey zawahał się, przypominając sobie, jak dziwnie zachowywał się ów mężczyzna, kiedy rozmawiał z nim po południu. Nie mógł jednak doczekać się, aby opowiedzieć Amy o tym jak oszukał mamę, toteż odegnawszy od siebie wszystkie wątpliwości i wahania ruszył raźno w stronę Tunelu Strachu.

* * *

W wagoniku mieściły się cztery osoby – dwie z przodu i dwie z tyłu. Liz i Richie zajęli miejsca z przodu, Amy i Buzz z tyłu.

Ruszając, wagonik szarpnął gwałtownie, a Liz jęknęła i roześmiała się. Fałszywe wrota zamczyska otworzyły się połykając ich i zaraz znów się zamknęły. Początkowo wagonik jechał dość szybko pośród egipskich ciemności, nagle jednak zaczął zwalniać. Po lewej stronie nad torami zapaliło się światło i szczerzący zęby, brodaty pirat wybuchnął śmiechem, a potem ciął zamaszyście szablą w ich kierunku.

Liz pisnęła, a Buzz wykorzystał okazję, by objąć Amy ramieniem.

Po ich prawej stronie, zaraz za piratem kucał na podwyższeniu bardzo realistycznie wyglądający wilkołak, oświetlony blaskiem księżyca, który nieoczekiwanie pojawił się wśród ciemności. Ślepia monstrum połyskiwały czerwono, na jego wielkich kłach widniała krew; szpony, którymi ciął powietrze tuż obok wagonika, błyszczały niczym odłamki zwierciadła.

– Och, Richie, broń mnie! – krzyknęła Liz w udawanym przerażeniu. -Uchroń moje dziewictwo przed tą potworną bestią! – Roześmiała się, rozbawiona własnym popisem aktorskim.

Wagonik zwolnił jeszcze bardziej. Dotarli teraz do miejsca, gdzie psychopatyczny morderca stał nad zwłokami jednej ze swych ofiar. W rozpołowionej czaszce trupa tkwiło ostrze ogromnej siekiery.

Wagonik stanął.

– Co się stało? – spytała Liz.

– Chyba znowu coś się zepsuło – rzekł Richie.

Otaczały ich fioletowo brązowe cienie. Jedyne światło płynęło spoza platformy psychopatycznego mordercy, przy której stali. Była to upiorna, zielonkawa poświata.

– Hej! – zawołała Liz w ciemność poprzez przerażającą muzykę, która zadudniła wokół. – Co jest grane? Włączyć to z powrotem!

– Taak! – ryknął Buzz. – Ej, ty tam!

Przez minutę czy dwie nawoływali naganiacza, nie wiedząc, że jest na platformie przez zamkniętymi drzwiami do tunelu, jakieś czterdzieści stóp od nich. Nikt im nie odpowiedział i w końcu spasowali.

– Cholera – mruknęła Liz.

– Co teraz zrobimy? – spytała Amy.

– Zostaniemy tu – rzekł Richie. – Przecież prędzej czy później muszą to uruchomić

– Może powinniśmy wysiąść i wrócić do bramy pieszo – zasugerował Buzz.

– Mowy nie ma – zaoponował Richie. – Wysiądziemy, a gdy znów włączą prąd, wagonik odjedzie bez nas. Poza tym mogłoby nam grozić, że zostaniemy rozjechani, gdyby do tunelu wpuszczono kolejny wagonik.

– Mam nadzieję, że nie będziemy tu musieli czekać zbyt długo – stwierdziła Amy przypominając sobie, w jaki sposób przyglądał się jej naganiacz. -Tu jest tak straszno.

– Ale syf- mruknęła Liz.

– Cierpliwości – uspokajał Richie. – Zaraz ruszymy w dalszą drogę.

– Skoro już mamy tu siedzieć – powiedziała Liz – chciałabym, żeby wyłączyli tę pieprzoną muzykę. Jest zdecydowanie za głośna.

Nagle w górze nad nimi rozległo się głośnie skrzypnięcie.

– Co to było? – spytała Amy.

Wszyscy unieśli wzrok spoglądając ku górze, w ciemność. Skrzypienie rozległo się ponownie. Tym razem usłyszeli również inne odgłosy – skrobanie, głuche łupnięcie, zwierzęce chrząkanie.

– Chyba powinniśmy… – zaczął Richie.

Nagle coś wyprysnęło z ciemności i schwyciło go za gardło.

Z niskiego ciemnego sufitu wysunęło się ramię zakończone ogromną, włochatą dłonią o długich palcach zaopatrzonych w mordercze szpony, ostre jak brzytwy. Choć ręka poruszała się szybko, widzieli ją wyraźnie w zielonkawym blasku płynącym od strony platformy psychopatycznego zabójcy z siekierą. Nie widzieli jednak, co znajdowało się w ciemnościach nad nimi, na drugim końcu ręki. Szpony błyskawicznie przebiły gardło chłopaka zanurzając się głęboko w ciele, po czym istota silnym szarpnięciem wywindowała Richiego w górę, ściągając go z siedzenia. Richie jak oszalały kopał nogami, jego buty przez sekundę lub dwie bębniły o przód wagonika. I nagle znalazł się na zewnątrz, a potem podnosił się coraz wyżej i wyżej, aż znikł w otworze sufitu, wciągnięty do środka, jakby ważył nie więcej niż kilka funtów.