– Mój Tunel Strachu jest największą atrakcją lunaparku – pochwalił się Conrad. – Dlaczego nie miałbym zabrać cię na specjalną przejażdżkę po tunelu – z przewodnikiem? Co ty na to? Nie na zwykłą przejażdżkę, jak wszyscy inni klienci, ale na specjalną, w towarzystwie samego właściciela tunelu. Mogę ci pokazać jak tam w środku wszystko działa. Zobaczyłbyś to, czego nie widzą zwyczajni zjadacze chleba. Pokażę ci, jak są zbudowane potwory, jak się poruszają, warczą i zgrzytają zębami. Wszystko. Bez wyjątku. Pokażę ci to, czego powinni dowiedzieć się wszyscy, którzy mają TO COŚ.
– Jejku! – rozpromienił się Joey. – Serio?
– Oczywiście – odrzekł naganiacz serdecznie. -I jak zapewne zauważyłeś, zamknąłem już na dziś tunel. Kasa jest nieczynna. Właśnie wysłałem na przejażdżkę ostatni wagonik z czwórką nastolatków.
– Była wśród nich moja siostra – powiedział Joey.
– Och, naprawdę? Poczekaj, niech zgadnę. Była tam dziewczyna wyglądająca jak ty. Ciemnowłosa, w zielonych szortach.
– To ona – rzekł Joey. – Nie wie, że dziś tu przyszedłem. Chciałem zaczekać, aż wyjedzie na zewnątrz… aby zrobić jej niespodzianką. A może ją też mógłby pan zabrać na specjalną przejażdżkę? Co pan na to? Założę się, że Amy będzie zachwycona.
Frontowe drzwi Tunelu Strachu otwierały się hydraulicznie do wewnątrz. Nie miały klamek ani niczego, za co można byłoby uchwycić lub pociągnąć.
– Gdybym mógł włożyć palce w szczelinę – powiedział Buzz – może udałoby mi sieje otworzyć na siłę. Ale są diabelnie szczelnie zamknięte.
– Nawet gdyby to ci się udało – zauważyła Amy – nie zdołałbyś ich otworzyć. Założę się, że są takie same jak hydrauliczne drzwi od naszego garażu. Dopóki są podłączone do systemu hydraulicznego, nie da się ich otworzyć ręcznie
– Taak – mruknął Buzz. – Masz rację. Powinienem był o tym pomyśleć. Amy dziwiła się, że tak dobrze się trzyma. Bała się i czuła się okropnie dręczyła ją potworna mieszanina smutku i odrazy, kiedy przypomniała sobie, co stało się z Richiem. Nie traciła jednak głowy. Chociaż wypaliła skręta, w pełni nad sobą panowała. Prawdę mówiąc, myślała szybciej i logiczniej od Buzza. Nie uważała się za silną osobę; mama zawsze twierdziła, że była słaba, skażona. Ale teraz nie mogła się nadziwić własnej odwadze. Liz tymczasem coraz bardziej się załamywała. Oczy miała podpuchnięte od ciągłego płaczu. Wyglądała na zmęczoną i dużo starszą niż przed paroma minutami. Piszczała jak przerażone kocię.
– Nie wpadaj w panikę – pocieszał ją Buzz. – Mam jeszcze siekierę. Amy zapaliła kilka zapałek, a Buzz zamachnął się siekierą i uderzył pięć, dziesięć, dwadzieścia razy w grube drzwi. W końcu przestał, zdyszany.
– Kiepsko. To cholerne ostrze jest diabelnie tępe.
– Ktoś MUSIAŁ usłyszeć ten hałas – stwierdziła Liz.
– Wątpię- odparła Amy. – Nie zapominaj, że wejście do Tunelu Strachu znajduje się dobrych piętnaście stóp od kasy i placu, za podestem na samym końcu korytarza wejściowego. Nikt przechodzący tamtędy nie usłyszałby odgłosów siekiery… nie kiedy tak głośno gra muzyka i rechocze ten ogromny klaun.
– Ale gdzieś tam musi być przecież naganiacz – stwierdziła Liz. – On nas usłyszy
– Na miłość boską, Liz – rzekł Buzz – pomyśl logicznie. On nie jest PONASZEJ STRONIE. Najwidoczniej również bierze w tym wszystkim udział. To on nas w to wciągnął.
– Żeby jakiś dziwoląg mógł nas zabić? – spytała Liz. – Przecież to bezsensu. To idiotyczne. On nawet nas nie zna. Czemu miałby wybierać przypadkową gromadkę dzieciaków i ciskać je… temu czemuś?
– Nie słuchasz wiadomości w telewizji? – spytał Buzz. – Cały świat spoi na głowie. Od wariatów aż się roi. Pojęcie normalności z wolna wypada z o-biegu.
– Ale dlaczego on to robi? – chciała wiedzieć Liz.
– Może go to rajcuje – stwierdziła Amy.
– Będziemy krzyczeć – wymyśliła Liz. – Na całe gardło.
– Tak – poparł ją Buzz.
– Nie – wtrąciła Amy. – To również nic nie da. Muzyka gra głośniej niż zazwyczaj i śmiech klauna również został podkręcony. Nikt nas nie usłyszy… a gdyby nawet, stwierdzi, że doskonale się tu wszyscy bawimy. W Tunelu Strachu ludzie POWINNI krzyczeć.
– I co teraz zrobimy? – zapytała Liz. – Nie możemy tu po prostu czekać, aż to COŚ wróci. Musimy coś zrobić, do cholery!
– Zawrócimy do platformy z tymi mechanicznymi potworami i sprawdzimy, czy nie ma tam czegoś w rodzaju siekiery, co moglibyśmy wykorzystać do obrony – odezwał się Buzz.
– Siekiera nawet nie jest ostra – odparowała Liz. – Co to nam da?
– Jest dostatecznie ostra, aby powstrzymać to COŚ – zaopiniował Buzz, ważąc siekierę w dłoniach. – Może jest zbyt tępa, by ciąć drewno, ale na pewno udałoby mi się przy jej użyciu przefasonować facjatę temu sukinsynowi.
– Jedyny sposób, aby powstrzymać tego potwora, to rozwalić go z dubeltówki – powiedziała drżącym głosem Liz.
Kiedy płomyk zbliżył się do palców Amy, upuściła trzymaną zapałkę. Zgasła, nim spadła na podłogę. Przez kilka sekund stali w ciemności. Amy nigdy dotąd nie doświadczyła czegoś podobnego. Mrok nie tyle skrywał w sobie zagrożenie, ale wręcz SAM BYŁ ZAGROŻENIEM. Wydawał się żywą, złą, posługującą się własną spaczoną logiką, mroczną istotą, która owijała się wokół niej, szukając i dotykając chłodnymi, czarnymi rękoma.
Liz jęknęła cicho.
Amy zapaliła kolejną zapałkę i w jej świetle powiedziała:
– Buzz ma rację. Musimy się uzbroić. Ale to nie wystarczy. Nawet strzelba może nie wystarczyć. Ten stwór mógłby zeskoczyć z sufitu albo wyskoczyć spod podłogi tak szybko, że nawet nie zdążyłbyś pociągnąć za spust. Musimy znaleźć stąd jakieś wyjście.
– Stąd nie ma wyjścia – zapewniła Liz. – Drzwi wyjściowe będą zamknięte na głucho, tak jak wejściowe. Nie zdołasz ich otworzyć ani sforsować siekierą. Jesteśmy w pułapce.
– Musi być gdzieś wyjście ewakuacyjne – powiedziała Amy.
– Racja! – wtrącił Buzz. – Gdzieś tu musi być wyjście ewakuacyjne. I może wejście służbowe.
– Uzbroimy się najlepiej, jak się da – dokończyła Amy – a potem zaczniemy szukać wyjścia.
– Chcecie kręcić się po tym tunelu? – spytała z niedowierzaniem w głosie Liz. – Czyście poszaleli? Jeżeli wejdziemy w głąb tunelu, TO na pewno nas dopadnie.
– Jeżeli będziemy stali i czekali pod drzwiami, również – odparła Amy.
– Fakt – stwierdził Buzz. – Ruszajmy.
– Nie, nie, nie! – zaprotestowała Liz, kręcąc gwałtownie głową. Płomyk zamigotał.
Ciemność.
Amy zapaliła następną zapałkę.
W jej świetle ujrzeli Liz skuloną pod zamkniętymi drzwiami, wpatrującą się w sufit i dygoczącą jak przerażony królik. Amy ujęła dziewczynę za ramię i podniosła ją.
– Posłuchaj, mała – powiedziała łagodnie. – Buzz i ja nie zamierzamy tu czekać, aż ten stwór zdecyduje się po nas wrócić. A więc musisz iść z nami. Jeśli zostaniesz tu sama, to już po tobie. Chcesz zostać sama w ciemnościach?
Liz przyłożyła dłonie do oczu i otarła łzy. Kropelki wciąż lśniły na jej rzęsach, twarz miała wilgotną.
– Dobrze – rzuciła smutno. – Pójdę. Ale na pewno nie pierwsza.
– Ja poprowadzę – zapewnił ją Buzz.
– Ostatnia też nie – dorzuciła Liz.
– Ja pójdę ostatnia – rzekła Amy. – W środku będziesz bezpieczniejsza, Liz. A teraz już chodźmy.
Ruszyli gęsiego, ale już po kilku krokach Liz zatrzymała się i powiedziała: