– Mój Boże, skąd ona wiedziała?
– Kto i co? – spytała niecierpliwie Amy.
– Skąd wróżka wiedziała, co się stanie?
Przez chwilę stali w milczeniu, kompletnie osłupiali, a gdy zapałka zgasła, Amy przez dłuższą chwilę nie mogła zapalić następnej. Nagle zaczęły drżeć jej dłonie. Pozbawione odpowiedzi pytanie Liz na temat wróżki obudziło w Amy dziwne uczucie – poczuła na plecach dreszcz. Nie został on wywołany strachem, lecz niepokojem, wrażeniem dejavu. Miała wrażenie, jakby ta sytuacja już się kiedyś wydarzyła – uwięzienie w ciemnym miejscu, dokładnie z tym samym potworem. Przez kilka sekund to odczucie było tak silne, tak dojmujące, że była bliska omdlenia; i nagle, zupełnie niespodziewanie, minęło.
– Czy Madame Zena naprawdę zobaczyła przyszłość? -spytała Liz.
– Przecież to niemożliwe, prawda? To jest zbyt dziwne. Co się tu dzieje, do cholery?
– Nie wiem – odparła Amy. – Ale nie mamy czasu, by się tym przejmować. Wszystko po kolei. Musimy znaleźć to wyjście ewakuacyjne i wynieść się stąd.
Na zewnątrz klaun ponownie zaniósł się śmiechem. Amy, Liz i Buzz weszli dalej w głąb.
Joey w końcu poprosił o kupon na specjalną przejażdżkę po Tunelu Strachu z przewodnikiem. Conrad stał za plecami chłopca dobrą minutę, wpatrując się w podwójne drzwi wyjściowe, udając, że czeka, aż jego siostra z przyjaciółmi opuści wnętrze ogromnego pomieszczenia.
– Dlaczego to tak długo trwa? – spytał Joey.
– Bo to najdłuższa przejażdżka w całym lunaparku – rzekł szybko Conrad. Wskazał na plakat zawiadamiający o tym.
– Widziałem – rzekł Joey. – Ale niemożliwe, aby trwała TAK DŁUGO.
– Pełnych dwanaście minut.
– Są tam o wiele dłużej.
Conrad spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi.
– A dlaczego inne wagoniki nie wyjeżdżają na zewnątrz? – spytał Joey. -Nikt przed nimi nie jechał?
Conrad wszedł na podwyższenie przy rampie wyjazdowej i spojrzał na tory.
– Centralny łańcuch napędowy nie przesuwa się – rzekł z udawanym zdziwieniem
– Co to oznacza? – spytał Joey stając obok niego.
– To oznacza, że znów wydarzyła się jakaś cholerna awaria – mruknął Conrad.
– Czasami tak bywa. Twoja siostra i jej przyjaciele utkwili w środku. Wejdę tam i sprawdzę, co się zepsuło. – Odwrócił się i zaczął iść w stronę bocznej ściany tunelu. Nagle się zatrzymał i obejrzał za siebie, jakby na chwilę zapomniał o Joeyu.
– Chodź, synu, może mi się przydasz. Chłopiec zawahał się.
– Chodź – rzekł Conrad. – Nie każ swojej siostrze siedzieć w ciemnościach.
Chłopiec podążył za nim w głąb Tunelu Strachu.
Conrad otworzył drzwi prowadzące do pomieszczenia poniżej torowiska. Wszedł do środka, sięgnął po łańcuszek włącznika światła i pociągnął. Joeya podążył za nim.
– Jej! – zdziwił się głośno. – Nie myślałem, że będzie tu tyle różnych maszyn!
Conrad zatrzasnął drzwi i przekręcił zamek. Odwróciwszy się do Joeya, uśmiechnął się i powiedział:
– Ty kłamliwy pętaku. Twoja matka nie ma na imię Leona.
Amy, Liz i Buzz zabrnęli już daleko w głąb tunelu, kiedy nad torowiskiem zapaliły się światła. Pokonali kilka ostrych zakrętów, z niepokojem przebyli parę długich, ciemnych korytarzy i zaczęli właśnie piąć się w górę po ostrej stromiźnie, mijając woskowe manekiny potworów z różnych filmów science fiction. Światła nie do końca rozpraszały ciemność. Wokół nich czyhały płożące się cienie. Każde światło było mile widziane, a Amy miała już tylko jedną zapałkę
– Co się dzieje? – spytała z niepokojem Liz. Obawiała się jakiejkolwiek zmiany w ich sytuacji, nawet gdyby miała ona oznaczać światło zamiast ciemności.
– Nie wiem – powiedziała niepewnie Amy.
– TO włącza światła, aby mogło nas łatwiej dopaść – stwierdziła Liz. -Oto co się dzieje i dobrze o tym wiesz.
– Cóż… jeżeli tak – mruknęła Amy – będzie mu trudniej nas znaleźć, jeżeli pójdziemy dalej.
– Racja – bąknął Buzz. – Nie stójmy tu. Znajdziemy to wyjście.
– Stąd nie ma wyjścia – powiedziała Liz. Ale podążyła za nimi w górę pochyłości.
Kiedy dotarli do szczytu stromizny, ich oczom ukazała się ogromna platforma przedstawiająca sześć zaopatrzonych w macki, wyłupiastookich potworów wielkości człowieka. Potwory wychodziły z latającego talerza; ich absurdalne kształty zamarły w bladym świetle lamp zawieszonych nad torami.
– Ten spodek jest cholernie duży. Założę się, że zmieścilibyśmy się w nim we trójkę.
– Na pewno będą tam szukać – odparła Amy. – Nie możemy stać w miejscu ani szukać jakichś kryjówek. MUSIMY SIĘ STĄD WYDOSTAĆ.
W chwili gdy skończyła mówić, łańcuch napędowy pośrodku torowiska zaczął się przesuwać.
Poderwali się gwałtownie, zaskoczeni.
W oddali rozległ się charakterystyczny odgłos nadjeżdżającego wagonika – KLAK – KLAK – KLAK. Ostry, metalowy dźwięk, słyszalny wyraźnie poprzez kakofonię muzyki i rechotliwego śmiechu klauna, narastał z każdą chwilą.
– TO idzie po nas – powiedziała Liz. – Jezu, Jezu, ten dziwoląg idzie, aby nas dopaść!
Tępy, zardzewiały nóż, który Amy wyjęła z jednego z modeli potworów, wydawał się niedorzeczną, śmieszną bronią. KLAK – KLAK – KLAK – KLAK.
– Szybko – rzucił Buzz. – Zejdźcie z torów.
Wspięli się na szeroką półkę, gdzie sześciu kosmitów wychodziło z latającego talerza.
KLAK – KLAK – KLAK – KLAK.
– Podejdźcie do spodka – rzekł Buzz. – Niech was zobaczy. Ściągnijcie jego uwagę.
– A co ty masz zamiar zrobić? – spytała Amy.
Buzz uśmiechnął się. Był to wymuszony, nikły uśmiech. Buzz usiłował za wszelką cenę podtrzymywać swój wizerunek twardego faceta. Wskazał na głaz z papier-mache i powiedział:
– Stanę przy tym kamieniu. Kiedy wagonik podjedzie na wzgórze… kiedy ten skurwiel was zobaczy, rozwalę go siekierą, zanim zdąży zeskoczyć na tory.
– Może się udać – przyznała Amy.
– Jasne – mruknął Buzz. – Rozpłatam go na dwoje. KLAK – KLAK – KLAK – KLAK…
Wagonik pokonał ostami zakręt i zaczął piąć się w górę stromizny. Liz usiłowała odbiec i ukryć się gdzieś. Amy schwyciła ją za rękę i pociągnęła w stronę latającego spodka, do miejsca, w którym pasażer wagonika musiał ich ujrzeć znalazłszy się na szczycie wzniesienia.
Buzz skulił się za kamieniem. Liz i Amy widziały go doskonale, ale od strony wagonika był zupełnie niewidoczny.
Siekierę trzymał oburącz.
KLAK KLAK… KLAK KLAK… KLAK KLAK… KLAK.
Wagonik zwalniał, w miarę jak stromizna stawała się coraz ostrzejsza.
Buzz uniósł siekierę nad głową.
– Jezu, puść mnie, puść mnie, Amy-jęknęła Liz. Amy jeszcze mocniej ścisnęła jej przegub.
Widziały już pierwsze siedzenia wagonika. Wyglądało na to, że są puste.
KLAK… KLAK… KLAK…
Wagonik sunął teraz bardzo wolno.
W końcu pojawiło się ostatnie siedzenie.
Amy zmrużyła powieki. Gdyby oświetlenie było odrobinę słabsze, nie zdołałaby ujrzeć stwora skulonego na ostatnim siedzeniu wagonika.
Ale zobaczyła to. Bezkształtną bryłę. Cień. Kucał na podłodze wagonika, usiłując ich oszukać.
Buzz również to zobaczył. Wydał głośny okrzyk jak karateka przed ciosem, wyskoczył zza głazu i zamachnął się siekierą, mierząc w głąb wagonika. Ostrze wbiło się w cel z taką siłą, że w chwili trafienia stylisko siekiery wypadło Buzzowi z rąk.
Stwór w wagoniku nie poruszył się, a wagonik nagle się zatrzymał.