Выбрать главу

Z silnym postanowieniem, że znajdzie odpowiedzi na dręczące ją pytania, szybko się ubrała i zeszła na dół w poszukiwaniu kawy.

Zobaczyła, że Blake siedzi przy narożnym stoliku i czyta gazetę, jego włosy wciąż jeszcze były wilgotne po prysznicu. Miał na sobie ciemnozielone spodnie i kremową sportową koszulę. Pasuje to do niego, pomyślała. Wygląda jak lekarz – taka była jej druga myśl. Lekarz, który ma wolny dzień. Rozluźniony, ale przygotowany, na wszelki wypadek.

Musiał poczuć na sobie jej spojrzenie, bo podniósł głowę, a potem pokazał jej gestem, żeby do niego dołączyła.

– Pomyślałem, że pozwolę ci pospać. Późno wróciliśmy. – Blake napełnił filiżankę kawą i podał ją Casey.

– Mmmm, potrzebowałam tego. – Wypiła mały łyk gorącego naparu i poczuła się o wiele lepiej. – Jesteś rannym ptaszkiem. – Umilkła i popatrzyła na niego, niepewna, czy powinna niepokoić go o tak wczesnej porze. – Znów śnił mi się ten koszmar.

– Jaki koszmar? – zapytał, dopełniając zawartość ich filiżanek.

– Śni mi się od czasu do czasu od lat. Czasami myślę, że to tylko sen. Kiedy indziej, że to moja pamięć powraca na krótko, chcąc pobudzić moją świadomość do przypomnienia sobie przeszłości. Zawsze jestem w szafie. Mam nie więcej niż dziewięć albo dziesięć lat. I tak bardzo boję się, że nie będę mogła oddychać. Myślę, że ktoś chyba próbuje mnie udusić. – Zaśmiała się ironicznie, patrząc na Blake’a. On się nie roześmiał. Wydawał się rozgniewany.

– Dobry Boże, Casey! Czy zdajesz sobie sprawę, co mówisz? – Nachylił się i ujął jej dłoń.

– Wiem, że to brzmi wariacko, ale nie przychodzi mi na myśl żadne inne wytłumaczenie tego, co w tym śnie odczuwam. Oddycham z wysiłkiem. Coś na mnie leży. – To brzmiało nieprawdopodobnie nawet dla niej. Jej matka nigdy by nie pozwoliła, żeby coś takiego jej się przydarzyło. Tym bardziej Flora.

Blake zamyślił się, po czym powiedział:

– Dzisiaj poznamy prawdę. – Wypił duży łyk kawy i spojrzał na zegarek.

– Nie wierzysz mi? – Nagła zmiana jego nastawienia zaniepokoiła Casey.

– Nie chodzi o to, czy ci wierzę. Nie mogę sobie wyobrazić, że to, o czym śnisz, spotkałoby dziecko, a rodzice by o tym nie wiedzieli.

– Też o tym myślałam. Nie sądzę, żeby Eve wiedziała. Trudno mi natomiast zrozumieć, skąd Robert Bentley wiedział, że byłam zamknięta na klucz w szafie. – Drgnęła, kiedy zobaczyła reakcję Blake’a.

– Zwolnij na chwilę! – krzyknął, a potem ściszył głos, rozglądając się dokoła, by się upewnić, że inni goście nie zwrócili na nich uwagi. – Bentley przychodził do ciebie? – zapytał Blake z niedowierzaniem.

– Jestem tego pewna. We śnie pamiętam, że go nienawidziłam i nie mogłam zrozumieć, dlaczego zjawia się o takich dziwnych porach.

Z całych sił pragnęła, żeby Blake jej uwierzył.

– Nic tu do siebie nie pasuje, Casey. Nie dostrzegam żadnego wyjaśnienia. Jedynie twoja matka wiedziałaby, czy Bentley tam był, czy nie. Jeśli był, to chciałbym wiedzieć po co.

– Jeśli, Blake? Przecież chyba nie uważasz, że zmyślam? Wprawdzie to wszystko pochodzi ze snu, ale w głębi duszy wiem – stuknęła się kciukiem w pierś – że on tam był. I dzisiaj to udowodnię!

Gwałtownie odsunęła krzesło, omal go nie przewracając, i wybiegła z sali, nie dbając o to, że goście przy stolikach obejrzeli się nią ze zdziwieniem.

* * *

Blake podpisał rachunek i zdał sobie sprawę, że właśnie po raz pierwszy doszło prawie do sprzeczki z kobietą, którą kocha.

Kocha.

A więc to tak. Nie wiedział, jak to się stało, że zakochał się w kobiecie nazywanej w Sweetwater wariatką. I to w tak krótkim czasie.

Analizował swój stan, zastanawiając się, czy po części nie bierze się ze współczucia. Wiedział, że Casey Edwards nie chciałaby współczucia ani od niego, ani od nikogo innego.

I to przypomniało mu, dlaczego w ogóle przyjechał do Savannah.

Doktor Dewitt.

O dziewiątej piętnaście Blake lekko zapukał do drzwi Casey. Otworzyła mu zapłakana i zostawiła go na korytarzu. Wszedł do środka, aby nie wzbudzać zainteresowania hotelowych gości.

Popatrzył na szerokie łóżko na środku pokoju. Prześcieradła były zmiętoszone, a poduszki leżały na podłodze.

Widocznie musiała stoczyć prawdziwy bój, żeby ocknąć się z koszmaru. Albo śniła o namiętnych chwilach, które przeżyła w jego ramionach. Ta druga możliwość podobała mu się znacznie bardziej.

– Co jest takie zabawne? – zapytała, wychodząc z łazienki.

Zobaczyła, w jakim kierunku wędruje jego spojrzenie, uśmiechnęła się.

– Ostro walczę w łóżku.

Zarumieniła się. Przeniosła wzrok z Blake’a na łóżko.

– To ten sen. Kiedy przychodzi, rzucam się jak szalona.

– Casey.

Popatrzyła na niego zielonymi oczami. Miała powody do zdenerwowania, a on myślał tylko o tym, jak zaciągnąć ją do łóżka.

– Wierzę ci. W sprawie Roberta Bentleya.

– Wiem, że to brzmi wariacko, ale jestem zupełnie pewna, że tam był. Odkąd się obudziłam, ciągle o nim myślę. Pamiętam, że często bywał w naszym domu. Chyba to dobry znak, co? To powinno ułatwić pracę doktorowi Dewittowi. – Podeszła do toaletki i przypudrowała czerwony od płaczu nos. – Naprawdę mi wierzysz? – zapytała, chowając kosmetyki.

– Tak. Zapomnijmy na chwilę o tym wszystkim. Będziemy mieli resztę dnia, żeby o tym myśleć. Chcę cię przytulić.

Usiadł na brzegu łóżka i pociągnął Casey na kolana. Pasowali do siebie jak dwie łyżeczki.

Gdy jej mały okrągły tyłeczek znalazł się na jego przyrodzeniu, zaledwie po paru sekundach doznał wzwodu. Próbował się poruszyć, żeby tego nie poczuła, ale było za późno.

Poruszyła biodrami, wygodniej lokując się na jego lędźwiach. Przypomniał samemu sobie, że szkolne czasy dawno się skończyły. Delikatnie zdjął Casey z kolan i położył ją na łóżku.

– Blake.

Uciszył ją pocałunkiem. Czuł, jak Casey się rozluźnia. Niczego bardziej nie chciał niż wejść w nią, ale nie ośmielił się jej dotknąć swoim ciałem. Całował jej zamknięte oczy, nos i wodził językiem po jej pełnych wargach.

Westchnęła i rozchyliła usta. Musieli jednak wyjść.

Odsunął się od Casey i oparł o słupek łóżka.

Wyglądała jednocześnie seksownie i niewinnie. Kobiety zapłaciłyby duże pieniądze za buteleczki z miksturą zapewniającą taki wygląd, pomyślał. A w jego oczach była jeszcze seksowniejsza dlatego, że nie wiedziała, jak prowokująco wygląda.

Usiadła, poprawiła bluzkę i uśmiechnęła się.

– Chyba powinniśmy już jechać, prawda?

– Taak – wymamrotał głosem chrapliwym od pożądania. – Daj mi minutę.

– Och. Pójdę… uczesać włosy.

– Gabinet doktora Dewitta jest tylko pięć minut stąd, nie śpiesz się. – Tak naprawdę chciał powiedzieć: Bez względu na to, jak długo tam będziesz, i tak będę cię pragnął, kiedy wyjdziesz.

– Pewnie.

Zachował się jak napalony nastolatek. Uśmiechnął się do siebie, bo coś mu mówiło, że ich wzajemna bliskość jest dla niej równie przyjemna jak dla niego.

– Gotowy? – Wyszczotkowała włosy i porządnie wsunęła bluzkę w spodnie. Nikt by się nie domyślił, że dopiero co była w jego ramionach.

– Zróbmy to. – Tym razem to Blake poczuł, że się rumieni. Casey wzięła go za rękę i wyprowadziła z pokoju.

– Może pewnego dnia to zrobimy.

– Palnąłem głupstwo. Wydaje się, że ostatnio robię to często, przynajmniej kiedy jestem z tobą.