Выбрать главу

Adam napełnił na nowo ich kubki, zanim zaczął mówić dalej.

– Blake, czy słyszałeś o młodej czarnoskórej dziewczynie w Savannah, którą znaleziono martwą w opuszczonym mieszkaniu? Jakieś piętnaście lat temu. O tej, która została zwolniona na weekend z Mercy?

Blake odchylił się na krześle.

– Taak, wydaje się, że pamiętam.

– Według tej magicznej skrzynki Waltera – Adam popatrzył na laptop – to doktor Macklin wypuścił na weekend tę młodą dziewczynę.

Zaciekawiona Casey obserwowała wyraz twarzy Blake’a. Oszołomienie. Może dezorientacja.

– Próbuję się dodzwonić do Macklina od wielu dni. Jego gospodyni powiedziała mi, że wyjechał do Europy.

– Powiedziała mi to samo, kiedy zadzwoniłem. Mówiła, że przekazała Macklinowi wiadomość od ciebie i że obiecał wkrótce do ciebie zatelefonować.

– Co to ma wspólnego z tą sprawą? – zapytała Casey.

– Całkiem możliwe, że wszystko – odparł Adam. – To jeszcze nie koniec. Rodzina tej dziewczyny podejrzewała, że Amy nie popełniła samobójstwa, jak twierdziła policja Savannah. Błagali, żeby sprawdzono alibi jej dawnego kochanka, ale policja nigdy nie potraktowała ich poważnie.

– Skąd masz te wszystkie informacje? – zapytał Blake.

– Z magicznej skrzynki. Nie zapominaj, że Walter jest z GBI. Ma dostęp do kartotek i akt w całym kraju. Rodzice Amy wynajęli prywatnego detektywa, Dicka Johnsona. I chociaż nigdy nie zostało to udowodnione w sądzie, Johnson był pewien, że dziewczyna została zamordowana przez swojego chłopaka. – Adam popatrzył na Casey, a potem na Blake’a. – Był nim Jason Dewitt, wnuk czcigodnego sędziego Williama Dewitta z jednej z najznakomitszych rodzin w Savannah. Według raportu z sekcji zwłok, była w ciąży. Niedługo po śmierci dziewczyny Jason rozpoczął studia na Harvardzie. Macklin został wyrzucony z Mercy z wilczym biletem. Po zaledwie kilku tygodniach zaczął pracować u Bentleya.

– Wiedziałam, że rozpoznaję to nazwisko! – wykrzyknęła Casey. – Skóra mi ścierpła na jego widok. Pamiętam, że Bentley wymówił jego nazwisko, kiedy pewnego razu czekałam na doktora Macklina przed jego gabinetem.

– Czy myślisz o tym samym co ja? – Blake zwrócił się do Adama.

– Pewnie. Teraz musimy to udowodnić.

– Co udowodnić? – spytała Casey.

– Bentley szantażował Macklina.

– To najgłupsza rzecz, jaką słyszałam w życiu.

– Jeśli Bentley miał coś, co dawało mu władzę nad doktorem Macklinem, to czy Macklin nie musiałby robić tego, co mu kazał? Żeby utrzymać się na posadzie? – spytał Adam.

– Ale co takiego miałby robić Macklin na żądanie Bentleya? Gdyby chodziło o narkotyki, Bentley mógłby korzystać z zapasów szpitala, nie potrzebował do tego Macklina. – Casey wstała i zaczęła chodzić po biurze.

Adam i Blake popatrzyli na siebie, potem na nią. Blake odezwał się pierwszy.

– Casey, czy nie mówiłaś, że spędziłaś ostatnie dziesięć lat w zamroczeniu?

– Tak, z powodu lekarstw. Czasami, kiedy o tym pamiętałam, nie połykałam tabletek, które mi dawali. Gdy wydawało się, że nie jestem już taka otumaniona, jeden z sanitariuszy robił mi zastrzyk na polecenie lekarza. – Kiedy to powiedziała, szybko zrozumiała, do czego zmierzają. – Czy to znaczy, że przez ostatnie dziesięć lat Robert Bentley szantażował doktora Macklina, żeby ten stale faszerował mnie lekarstwami?

– Nie uwierzycie w to! – wykrzyknął Parker, wpadając przez drzwi.

– Zaraz się przekonamy – powiedział Blake.

– Norma Bentley właśnie rozbiła swój samochód przed szpitalem. Nic jej nie będzie, ale ciekawi mnie, czy wie, że Robert jest operowany z powodu rany postrzałowej.

– Ta noc jest pełna niespodzianek – stwierdził Adam i poinformował Parkera o wszystkim, co odkryli pod jego nieobecność.

– Myślę, że moje usługi już się nie przydadzą, Rolandzie – odezwał się Walter.

– Jestem za tym, żebyśmy zakończyli ten wieczór. Muszę pilnować więźnia, a polowe łóżko w moim biurze zaczyna wyglądać zachęcająco. Jest trzecia w nocy i nie wiem jak wy, ale ja nie pamiętam, żeby tyle się działo w Sweetwater od czasu…

* * *

Casey ciężkim krokiem zeszła na dół. Zapach świeżo zaparzonej kawy sprawił, że pośpieszyła do kuchni. Omal nie zemdlała, kiedy zobaczyła, że jej matka siedzi przy długim drewnianym stole i rozmawia z Florą.

– Co tutaj robisz? – Casey wiedziała, że w jej głosie słychać nienawiść, ale się tym nie przejęła.

– Widzę, że jesteś w złym nastroju. Mieszkam tutaj, jeśli przypadkiem zapomniałaś.

– Przepraszam. To była niespokojna noc. Dzień dobry, Floro. – Nalała sobie kubek kawy i popatrzyła gniewnie na matkę. – Jestem zaskoczona, że cię widzę. Sądziłam, że będziesz z Robertem. W szpitalu. – Miała nadzieję, że wywoła jakąś reakcję.

Eve nie okazała żadnych emocji.

– Dziś rano podano tę wiadomość w radiu – powiedziała. – Kiedy obudziłam się i to usłyszałam, omal nie umarłam. A potem się dowiedziałam, że biedna Norma miała wypadek samochodowy, więc nie jestem pewna, czy uda mi się przetrwać ten dzień. Najpierw John, teraz Robert i Norma.

– Czy wiadomo coś o stanie Bentleya?

– Jest pod stałą obserwacją lekarzy, tak informują w telewizji i w radiu – odparła Flora. – Jestem pewna, że pan Adam i pan Blake dadzą nam znać, jeśli czegoś się dowiedzą. Stan Normy jest stabilny, ma złamaną nogę i pęknięte trzy żebra. Podobno była pijana.

– Wczoraj, kiedy wychodziła z lunchu, ledwie trzymała się na nogach – powiedziała Eve. – Casey, mówiłam ci, że kiedy przyjdzie na to pora, zajmiemy się twoimi włosami i wybierzemy się do salonu kosmetycznego. Właśnie ta pora nadeszła. Możemy zjeść razem lunch. Spędzić ten dzień na robieniu „dziewczyńskich rzeczy”. Co o tym myślisz?

Casey zrozumiała, że to jej matkę powinni zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.

– Mówisz poważnie? Dzisiaj?

– Mała wycieczka dobrze ci zrobi, Casey. Jedź z mamą i baw się dobrze. – Flora uśmiechnęła się do niej. – Potrzebujesz tych dziewczyńskich rzeczy, o których mówi twoja mama.

– Masz rację, Floro. Mama i ja już dawno powinnyśmy pobyć trochę razem. – Casey popatrzyła zwężonymi oczami na matkę i zmusiła się do uśmiechu.

Spędzenie tego dnia z matką było ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę. Liczyła jednak na to, że może, choć istniało tylko niewielkie prawdopodobieństwo, Eve wyjaśni, dlaczego pozwalała pasierbowi krzywdzić swoje jedyne dziecko.

* * *

Prom był pusty, bo prawie wszyscy mieszkańcy wyspy zgromadzili się na parkingu szpitala Memorial. Casey i jej matka oraz dwie starsze kobiety były jedynymi pasażerami płynącymi do Brunswicku.

Casey wpatrywała się w wybrzeże, ale czuła, jak przeszywa ją lodowate, pełne nienawiści spojrzenie stojącej obok niej matki.

– Wiesz, możesz przestać udawać – powiedziała Eve.

Casey odwróciła się gwałtownie i zobaczyła na twarzy matki grymas w niczym nie przypominający słodkiego, głupawego uśmiechu lekko pomylonej dystyngowanej damy z Południa ze znakomitej rodziny, która wypiła o jedną szklaneczkę za dużo, chociaż Eve udawała kogoś takiego.

– Nie wiem, o czym mówisz – powiedziała niepewnie, przerażona nagłą zmianą nastroju matki.

– Och, myślę, że wiesz. Powiedz mi coś, Casey. – Eve poszła w stronę dziobu, a córka powlokła się za nią. Eve zatrzymała się znienacka, prawie doprowadzając do tego, że Casey zderzyłaby się z jej plecami. – Ta twoja luka w pamięci, jak jest duża? – Porywisty podmuch zmierzwił fryzurę Eve, krótkie kosmyki zasłoniły jej oczy. Odgarnęła je ręką, jej gniewne spojrzenie ani na moment nie złagodniało. – A więc jak?