Выбрать главу

– Bardzo mi przykro, Anno. Masz do czynienia z hienami. To naprawdę obrzydliwe.

– Jest gorzej, niż myślisz. Jeśli na to nie pójdę, to w ogóle zrezygnują ze współpracy. Moje książki przynoszą zbyt małe zyski.

– Czyli wszystko albo nic.

– Na to wygląda. – Zaczęła liczyć pieniądze z kolejnego woreczka, zadowolona, że ma co zrobić z rękami. – Mój agent oczywiście namawia mnie, żebym się zgodziła. Nie rozumie, czemu się waham. Jego zdaniem większość autorów zrobiłaby wszystko, żeby się wypromować, a poza tym i tak już wiadomo, kim jestem, i świat się nie skończył.

– Jak widać, to twój prawdziwy przyjaciel i doskonale cię rozumie – rzucił szyderczo.

– Myślałam, że jest po mojej stronie, ale teraz widzę, że po tej, gdzie jest więcej forsy.

Dalton poklepał ją współczująco po plecach.

– Co chcesz zrobić?

– Sama nie wiem, ale chyba się jednak zgodzę. Tyle się napracowałam, żeby cokolwiek wydać. Pamiętasz, jak było. – Spuściła głowę, żeby nie pokazywać łez, które nagle pojawiły się w jej oczach. – Ale nie wyobrażam sobie, jak mogłabym opowiadać w radiu i telewizji o tym… o tym, co się zdarzyło. Nie chcę odsłaniać się przed obcymi. Przecież wiem, co to za ludzie! – Zacisnęła dłonie. – Nie będę im opowiadać o najgorszych doświadczeniach mojego życia.

– Ale jeśli tego nie zrobisz… – zawiesił głos.

– Wiem, stracę wszystko. – Z trudem przełknęła ślinę, czując, że gardło ściska jej się jeszcze bardziej. – To niesprawiedliwe.

Pocałował ją w policzek.

– Powiedz tylko, jeśli stary Dalton będzie mógł ci w czymś pomóc.

– Dzięki. – Przytuliła się do niego na chwilę. – Sam nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.

Usłyszeli dzwonek przy drzwiach i do środka wszedł Bill. W dwurzędowym garniturze i śnieżnobiałej koszuli wyglądał jak bankier.

– Złapałem was na gorącym uczynku – zaśmiał się. – I pomyśleć, że tak wam ufałem.

Anna odsunęła się trochę od Daltona i uśmiechnęła do przyjaciela.

– Chętnie bym ci go odbiła. Ale wiem, że niestety nie mam szans.

Bill skrzywił się komicznie.

– A ja, głupi, cały czas myślałem, że zależy ci właśnie na mnie.

Roześmiali się we trójkę, a następnie Anna spojrzała z zaciekawieniem na Billa.

– Co tutaj robisz tak wcześnie? Wyglądasz naprawdę…

– Nudno? – dokończył, przyglądając się z niechęcią swemu ubraniu. – Jestem umówiony w parku z grupą biznesmenów, sponsorujących nowe „Spotkania ze sztuką“. Ci ludzie z jakichś powodów chętniej dają pieniądze facetom w garniturach niż bez. – Bill podszedł do lady. – Przekazałeś jej ten list? – zwrócił się do Daltona.

Anna zerknęła przez ramię i zauważyła, że Dalton daje gwałtowne znaki, żeby przyjaciel trzymał język za zębami.

– Jaki list? – Obróciła się do Daltona.

– Tylko się nie złość – zaczął obronnym tonem. – Przyszedł wczoraj, kiedy byłaś na lunchu.

– Od twojej małej wielbicielki – dorzucił Bill, zacierając ręce. – A więc jest ciąg dalszy.

Zirytowany tymi słowami Dalton wyjął kopertę z kieszeni fartucha i podał go Annie.

– Wiem, że te listy bardzo cię niepokoją, a wczoraj byłaś w takim nastroju, że wolałem… nie pogarszać sytuacji.

– Nie ma o czym mówić – westchnęła, otwierając kopertę.

Ostatnio sporo myślała o Minnie i teraz miała nadzieję dowiedzieć się o niej więcej. Doszła do wniosku, że dziewczynka jest ofiarą domowej przemocy, chociaż nie wiedziała, kto ją maltretuje. I czy rzeczywiście trzyma ją w zamknięciu. Była na tyle zaniepokojona, że skontaktowała się nawet z koleżanką z opieki społecznej. Obie raz jeszcze przeczytały listy. Koleżanka też była nimi zaniepokojona, ale żeby mogła coś zrobić, potrzebowała konkretów. A tych wciąż brakowało.

Anna spojrzała niepewnie na kartkę papieru. Miała nadzieję, że jej podejrzenia okażą się bezpodstawne, bo Minnie napisze coś, co wyjaśni całą sytuację.

– Przeczytasz go w końcu czy nie? – zniecierpliwił się Bill.

Skinęła głową i rozłożyła kartkę. List zaczynał się tak jak poprzednie. Parę słów o Tabicie, książkach Anny i kilku zdarzeniach z życia Minnie. Jednak zakończenie było więcej niż niepokojące:

On planuje coś złego. Nie wiem co, ale strasznie się boję. O Panią. I jeszcze jedną dziewczynę. Postaram się dowiedzieć więcej…

Anna przeczytała raz jeszcze tych parę linijek, czując, jak żołądek podchodzi jej do gardła.

– Dobry Boże! – Spojrzała na przyjaciół. – On chce zrobić to jeszcze raz.

Obaj mężczyźni wymienili spojrzenia.

– Ale co?

– Sama nie wiem. Prawdopodobnie zamknąć jeszcze jedną dziewczynkę.

Trzęsącą się ręką podała Daltonowi list. Bill stanął obok, żeby też go przeczytać. Kiedy doszedł do końca, aż gwizdnął ze zdziwienia.

– Wcale mi się to nie podoba.

– Ani mnie – dodał ponuro Dalton. – Co chcesz z tym zrobić?

Anna przez chwilę milczała, rozważając różne wyjścia. Było ich kilka. W końcu podjęła najlepszą, jak jej się wydawało, decyzję. Zdjęła fartuch i poszła na zaplecze po kurtkę. Dopiero kiedy ją włożyła, spojrzała na przyjaciół.

– Na razie będziecie musieli sobie radzić sami. Idę na policję.

Czterdzieści minut później uścisnęła dłoń śledczego Quentina Malone’a.

– Proszę usiąść. – Wskazał stojące przed biurkiem krzesło. – Przepraszam, że musiała pani czekać. Mamy dzisiaj braki personelu. Połowa funkcjonariuszy choruje na grypę.

Zawiesiła kurtkę na poręczy krzesła i usiadła.

– Już mi o tym mówiła oficer dyżurna. Podobno ma pan tylko przyjąć zgłoszenie, a sprawą zajmie się ktoś inny.

– Tak, na co dzień pracuję w Siódemce. – Usiadł za biurkiem i splótł dłonie. – Dzisiaj jestem tu tylko w zastępstwie.

– I trafił pan akurat na mnie.

– No właśnie, trafiłem na panią. – Spojrzał na nią, a potem wymownie się uśmiechnął. – Jak to się mówi, szczęście mi dopisało.

Anna nie odwzajemniła uśmiechu, chociaż mężczyzna był wysoki i przystojny. Musiał być też nie lada podrywaczem. Mogła się założyć, że wystarczyło, by błysnął tym swoim uśmiechem, a damski trup słał się gęsto.

Ona jednak nie myślała w tej chwili o seksie. Przykro mi, stary, rzekła w duchu. Nie teraz. Może w następnym stuleciu.

Anna nie znosiła zbyt pewnych siebie mężczyzn. Takich, którzy uważali, że kobiety tylko na nich czekają. Ponieważ wychowała się w Hollywood, często stykała się z takimi typami. Zwłaszcza aktorzy byli nie do zniesienia. To prawda, na ogół bardzo przystojni, ale przy tym jak diabli egoistyczni i zapatrzeni w siebie. Narcyz na narcyzie. Potrafili mówić tylko o swoich osiągnięciach, a jeśli patrzyli w oczy kochanki, to tylko po to, żeby zobaczyć w nich własne odbicie.

– Zważywszy na braki kadrowe, chyba dobrze, że nie chcę zgłosić morderstwa – rzuciła zjadliwie.

– Oczywiście. – Oficer skinął głową. – Im mniej morderstw, tym lepiej. Morderstwa są fe.

Zmarszczyła brwi i pochyliła się w jego stronę.

– Czy pan sobie kpi?!

– A pani? – Posłał jej jeszcze jeden uśmiech, taki, który mógł przyprawić większość kobiet o palpitację serca, a następnie wyjął z kieszeni na piersi mały notatnik. – Może nadszedł czas, byśmy przeszli do rzeczy? – zapytał retorycznie.

Skinęła głową. Zaczęła mu opowiadać o pierwszym liście od Minnie i dlaczego zdecydowała się jej odpisać, o swoim niepokoju i narastających podejrzeniach. W końcu wyjęła z torebki ostatni list. Policjant przeczytał go szybko.

– To dziecko jest w dziwnej sytuacji – dorzuciła. – Początkowo trochę się niepokoiłam, ale teraz naprawdę zaczęłam się bać.