Выбрать главу

– To dobrze. – Posłał jej uspokajający uśmiech. – Tak się właśnie zaczyna.

– Czy mam teraz podjąć decyzję?

– Jasne, że nie. To ma być tylko twoja decyzja. Nie wymuszona.

Moja decyzja? – pomyślała. Tak miło myśleć o własnych decyzjach i wolnej, całkowicie swobodnej woli, lecz Annę od lat prześladował „niewidzialny terrorysta“, jak go nazywała.

– Jeśli zdecydujesz się spróbować, daj mi znać. Grupa jest niewielka i opiera się na zasadzie całkowitego zaufania. Będę musiał wcześniej opowiedzieć o tobie i uzyskać zgodę uczestników na twój udział w terapii.

Spodobało jej się takie podejście i zaraz mu to powiedziała. Obiecała też, że przemyśli tę sprawę. Jeszcze jedną sprawę.

Potem zajęli się już tylko posiłkiem, który był tak świetny, jak się spodziewała. W czasie jedzenia Ben opowiadał o różnych miejscach, w których mieszkał, jednak Anna słuchała go tylko jednym uchem. Myślała o Jaye i o obietnicy Malone’a.

Ciekawe, czego dowie się o Clausenach? – myślała.

O Boże, żeby tylko Jaye nic się nie stało, powtarzała sobie w duchu.

– Anno? Anno, nic ci nie jest?

Wyrwana z głębokiej zadumy, zamrugała, a potem uśmiechnęła się do Bena.

– Przepraszam, ale nie mogę przestać myśleć o tym, co się stało.

– To zrozumiałe. Czy mógłbym ci jakoś pomóc?

– Wystarczy, że ze mną wytrzymujesz.

Zaśmiał się i pokręcił głową.

– To nic trudnego.

Przez resztę wieczoru starała się myśleć tylko o nim. Wreszcie Ben zapłacił rachunek i wstali. Zanim Anna zdążyła poprosić szefa sali, by zadzwonił po taksówkę, jej towarzysz zaproponował, że ją odwiezie.

– To nie ma sensu. Wprawdzie mieszkam niedaleko stąd, ale w przeciwnym niż ty kierunku.

– To ja cię zaprosiłem, wobec tego mam obowiązek odstawić cię bezpiecznie do domu – nalegał. – Obowiązek i przyjemność.

Wahała się tylko przez moment.

– W porządku.

Jazda zajęła im zaledwie parę minut. Gdy wysiedli, stanęli przy ogrodzeniu. Anna spojrzała na Bena.

– To był naprawdę miły wieczór. – Uśmiechnęła się. – Właśnie tego mi było trzeba.

Dotknął lekko jej policzka, a potem opuścił rękę.

– Czuję się teraz trochę winny – rzekł głębokim głosem. – Miałem pewien cel, zapraszając cię dziś na kolację.

Ben już parę razy czynił aluzje do tego, jak bardzo Anna mu się podoba. Czy postanowił zrobić to już bez osłonek? Jeśli tak, to co mu odpowie?

Jej serce zaczęło bić szybciej, a policzki nabiegły krwią. Próbowała spojrzeć mu w oczy. Był oświetlony tylko w połowie światłem z sąsiedniego ganku. Nie wyglądał już na roztargnionego psychologa, lecz na tajemniczego nieznajomego.

Tak, nieznajomego. Człowieka, którego widziała do tej pory raptem trzy razy i o którym tak niewiele wiedziała. Poczuła, że na myśl o tym dostaje gęsiej skórki. Wstrzymała oddech, ani na moment nie odrywając od niego wzroku.

– Chciałem ci coś wyznać – ciągnął. – I mam nadzieję, że się na mnie nie pogniewasz.

Anna z namysłem zmarszczyła czoło. Dlaczego miałaby się na niego złościć? A może jednak chodziło mu o coś innego?

Ben wziął ją za rękę.

– W czasie naszego poprzedniego spotkania nie byłem z tobą do końca szczery – wyznał. A więc to jednak chyba jakiś inny „cel“, a ona wyobrażała sobie już nie wiadomo co! Aż zachichotała na tę myśl.

Ben spojrzał na nią ze zdziwieniem i urazą.

– Co ja takiego powiedziałem?

– Nic, nic. Myślałam o twoim celu… – Znowu się zaśmiała.

Ben przez moment wyglądał na zdezorientowanego, ale potem zrozumiał i na jego wargach pojawił się lekki uśmiech.

– Mam nadzieję, Anno, że jestem jednak trochę bardziej subtelny – rzucił lekko.

– Cieszę się, że tak jest w istocie. Inaczej byłoby mi bardzo przykro.

– Więc odmówiłabyś?

Nie odpowiedziała. Po części z kobiecej kokieterii, ale przede wszystkim dlatego, że sama nie znała odpowiedzi.

– Może raczej wrócisz do swojego celu – zaproponowała.

– No zobacz, przez cały wieczór odsuwałem to od siebie, a teraz już się żegnamy, a ja wciąż nie mogę tego z siebie wydusić.

– Po prostu mi powiedz. Jakoś to przełknę.

– Dobrze. – Zebrał się w sobie. – Pamiętasz, jak ci powiedziałem, że trafiłem przypadkowo na program o tajemnicach Hollywood?

Skinęła głową, czując, jak strach przesuwa swój zimny palec po jej plecach.

– To nie była prawda. Jak również to, że czytałem wcześniej twoje książki. Do niedawna w ogóle nie słyszałem o Annie North.

Chciała poruszyć ustami, ale poczuła, że straciła nad nimi panowanie. Dopiero po chwili zdołała wydobyć z siebie głos:

– Więc jak… jak to się…?

– W piątek po pracy znalazłem u siebie w poczekalni kopertę. Była w niej…

– Moja ostatnia książka i informacja o programie na Kanale E! – dokończyła za niego i złapała się za głowę. – Dobry Boże!

Jaki zasięg miała ta kampania terroru? O co chodzi jej prześladowcy? I dlaczego Ben też dostał przesyłkę?

– Tak – potwierdził ze zdziwieniem. – Przykro mi, że zrobiło to na tobie takie wrażenie. Pomyślałem, że pewnie zostawił ją któryś z moich piątkowych pacjentów. Pytałem całą szóstkę, ale żaden nie chciał się przyznać.

Któryś z jego pacjentów? Może ten filmowiec? Podniecona wciągnęła głęboko powietrze.

– Czy masz pacjenta, który nazywa się Peter Peters?

Powtórzył nazwisko, a potem potrząsnął głową.

– Nie – odparł krótko.

– Jesteś absolutnie pewny? A może któryś nazywa się podobnie?

Jeszcze jeden przeczący gest.

– Zupełnie pewny. Dlaczego pytasz?

– Ponieważ kopertę z taką zawartością dostali wszyscy, którzy coś znaczą w moim życiu: rodzice, przyjaciele, wydawca i agent, a także moja „młodsza siostra“ Jaye…

Skuliła się i parę razy przestąpiła z nogi na nogę, żeby się rozgrzać. Była zadowolona, że z powodu zimna może na chwilę przerwać wyjaśnienia.

– Nie tylko ty miałeś obejrzeć ten program, aby dowiedzieć się, że jestem Harlow Grail – podjęła. – Ten wywiad nakręcił niejaki Peter Peters.

Skinął głową, patrząc na nią poważnie.

– A kto wiedział o tobie wcześniej?

– Tylko rodzice. Bardzo się starałam, żeby nikt się nie domyślił. Żeby nie łączono mnie z porwaną księżniczką z Hollywood.

Westchnął ciężko.

– Tak mi przykro, Anno. To na pewno było bardzo nieprzyjemne doświadczenie.

Nagle wpadła we wściekłość.

– Gorzej niż nieprzyjemne! – warknęła. – Byłam przerażona. Zaszokowana. – Uniosła wyżej brodę. – Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu?

– Nie chciałem cię przestraszyć, nie chciałem, abyś uznała, że zagraża ci któryś z moich pacjentów, bo wtedy w ogóle nie chciałabyś ze mną rozmawiać.

– Jasne. To bardzo rozsądnie z twojej strony. Wielkie dzięki.

– Anno, proszę. – Znowu złapał ją za rękę. – Nie sądzę, żeby coś ci groziło. Terapia pomogłaby ci uporać się z własnymi uczuciami. Prawdopodobnie ktoś uznał, że jest ci to potrzebne.

Wyswobodziła rękę.

– Dlaczego teraz powiedziałeś prawdę? Przecież nie musiałam jej znać. To by ci ułatwiło zadanie…

– Ponieważ nie jestem kłamcą i nie wierzę, że można do czegoś dojść, opierając się na nieprawdzie. – Zrobił pauzę. – No i bardzo cię lubię.

To ostatnie wyznanie podziałało na nią tonizująco. Anna owinęła się mocniej kurtką.

– Nie wierzę, że chodzi o terapię – mruknęła. – No i naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego ty też dostałeś tę przesyłkę.