– Czuję się jak idiotka. Przecież poszłam z tym nawet na policję!
– Nie przejmuj się, Anno. My z Billem też daliśmy się nabrać.
– Tyle że to nie was chciał oszukać! Nie wy byliście celem!
Dalton podszedł do niej i przytulił ją do siebie.
– Przynajmniej to się już skończyło. Możesz o tym zapomnieć i zająć się innymi rzeczami.
– Na przykład zniknięciem Jaye i moją nieistniejącą karierą? Rzeczywiście mam czym!
– Nie przejmuj się – powiedzieli jednogłośnie. – Tak nie lubimy, kiedy się przejmujesz.
– Dlatego chcemy, żebyś poszła z nami do „Tipitiny“ i trochę się rozerwała.
– Dzisiaj noc z Zydeco Kings!
– Zydeco Kings będą grali!
– Prosto z Thibodaux.
– Prosimy, Anno. Dziś sobota, a ty jesteś zupełnie wolna…
– Sama nie wiem. – Potrząsnęła głową. – Nie jestem w nastroju.
– Właśnie dlatego powinnaś z nami pójść. Trochę się zabawisz. – Dalton złapał ją za ręce. – Poza tym masz na nas zbawienny wpływ. Jeśli pójdziesz, nie będziemy za dużo pić i jeść, no i wrócimy przed świtem do domu.
– Możesz zaprosić tego Bena. Obiecuję, że nie będę go obmacywał.
Anna wybuchnęła śmiechem. śmiechem.
– Uwielbiam was, chłopaki.
– Czy to znaczy, że się zgadzasz? Proszę!
– Dobrze, pójdę z wami – skapitulowała.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
Sobota, 20 stycznia
Dzielnica Francuska
Kiedy Bill i Dalton o siódmej zapukali do jej mieszkania, już była gotowa. Czuła się wyśmienicie. Miała wrażenie, że jest lekka i… atrakcyjna. Stwierdziła, że zasługuje na odrobinę rozrywki. W czasie tego wieczoru nie chciała myśleć o tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich paru dni. Skorzystała nawet z zachęty Billa i zadzwoniła do Bena.
– No i jak tam twój terapeuta? Przyjdzie? – spytał Dalton, jakby czytał w jej myślach.
– Postara się do nas później dołączyć, bo ma jeszcze parę spraw do załatwienia. – Zamknęła mieszkanie i włożyła klucze do torebki.
– Jego strata – mruknął Bill, przyglądając się jej obcisłym dżinsom, czarnej bluzce i skórzanej kurtce. – Świetnie wyglądasz.
– Bardzo panu dziękuję. – Uroczo dygnęła i wszyscy się roześmieli, po czym ruszyli zgodnie na dół. – Szkoda tylko, że dwaj najprzystojniejsi faceci, jakich znam, są gejami. Tym bardziej że spędzam z wami większość czasu.
– Dlatego właśnie warto wyrwać się z domu – rzucił Dalton.
– I potańczyć – dodał Bill, poruszając dwuznacznie biodrami. – Może właśnie dzisiejszego wieczoru znajdziesz Tego Jedynego.
Anna zaśmiała się razem z nimi, ale nie miała zamiaru zbyt intensywnie szukać. Nawet Ben, oczywiście jeśli się zjawi, nie ma żadnych szans, bo przypadkowy seks nie był w jej stylu.
Opuścili budynek i ruszyli w kierunku „Tipitiny“. Ten słynny muzyczny klub znajdował się zaledwie kilkanaście przecznic dalej. Mimo chłodu zdecydowali się pójść pieszo, rozgrzani swoim towarzystwem i perspektywą fajnej zabawy.
Kiedy weszli do środka, tańce już się rozkręciły. Zydeco Kings zawsze przyciągali sporą publiczność, zwłaszcza w sobotnie wieczory w Dzielnicy Francuskiej. Tłum składał się z miejscowych i turystów, a jeśli idzie o wiek, była tam zarówno młodzież tuż po osiemnastce, jak i starcy stojący nad grobem. Bill zauważył parę osób z komisji zajmującej się sztuką i ruszyli w tamtą stronę. W ten sposób zdobyli stolik, do którego dostawiło się dodatkowe krzesła. Dołączył do nich jeszcze ktoś z sąsiedztwa, a potem znajomy tego znajomego.
W czasie pierwszej godziny Anna rozglądała się za Benem, w końcu jednak stwierdziła, że pewnie nie przyjdzie. Mimo rozczarowania dała się wciągnąć w zabawę. Piwo lało się strumieniami, a muzyka grała tak, że nogi same rwały się do tańca, jak to w Nowym Orleanie. Anna wraz z przyjaciółmi piła i jadła za dużo, a także śmiała się głośno. Bawiła się lepiej niż kiedykolwiek, tańcząc ze wszystkimi, którzy o to prosili.
W końcu wróciła do stolika, spocona i zziajana.
– Wody! – jęknęła i opadła na krzesło obok Daltona, wachlując się dłonią.
Kiedy dostała szklankę, opróżniła ją do dna.
– Ani śladu twojego terapeuty, co?
– Nie. Rozglądałam się za nim.
Dalton spojrzał na nią ze zdziwieniem.
– Kiedy?
– No, w czasie tańca – odparła. – Między kolejnymi wygibasami.
– Aha. Może to i lepiej – mruknął bardziej do siebie niż do niej i podsunął jej swoją szklankę. – Pij.
Nie trzeba jej było tego dwa razy powtarzać. Wypiła spory łyk i spojrzała zaczepnie na Daltona.
– Niby dlaczego?
– Bo od jakiegoś czasu uważnie ci się przygląda nieprawdopodobnie przystojny facet. Popatrz, prawdziwe cudo, nie uważasz?
– Mnie? – zdziwiła się, patrząc dookoła. – Nie widzę go. Gdzie on jest?
– Przy barze. Ale nie patrz na niego teraz. Niech nie myśli, że jesteś łatwa.
Nie posłuchała go, ale przy barze był ogromny tłok i Anna nie zauważyła nikogo interesującego. Mina jej zrzedła.
– Pewnie patrzy na ciebie, Dalton – mruknęła. – Tak się pechowo składa, że w tym mieście wszyscy interesujący mężczyźni to geje.
– Nie, ten jest stuprocentowym hetero. Chyba że po raz pierwszy zawodzi mnie mój nieomylny instynkt, ale to niemożliwe. O, idzie tutaj. Tylko nie rzuć mu się od razu na szyję.
– Idzie tu? – spytała, starając się dojrzeć coś poza parą, która zaczęła tańczyć tuż przed nią. – Jesteś pewny?
Mężczyzna pociągnął kobietę na bok i tłum się rozstąpił. Serce zamarło Annie w piersi. Śledczy Malone. Tak, rzeczywiście szedł w jej stronę. Z trudem się opanowała, wprost nie mogąc oderwać od niego oczu. Do licha, Dalton miał absolutną rację. W niebieskich dżinsach i gładkiej koszuli wyglądał naprawdę wspaniale.
Zdecydowała, że za dużo już dzisiaj tańczyła i wypiła zbyt wiele piw.
– Cześć, Anno – rzekł, zatrzymawszy się przy stoliku.
– Witam, panie Malone – powiedziała nerwowo.
Nawet ona zauważyła, że ma nienaturalny głos. Co się z nią, do diabła, dzieje?!
– Mów mi Quentin. – Pokazał jej w uśmiechu wszystkie zęby.
Dalton szturchnął ją łokciem.
– Anno, przedstaw mnie swojemu znajomemu.
Zaczerwieniła się jak piwonia, chociaż nie miała ku temu żadnych powodów.
– Oczywiście. Dalton, to oficer śledczy Quentin Malone. Opowiadałam ci o nim.
– A tak. – Wyciągnął do niego rękę. – Anna nie powiedziała mi, że z pana taki przystojniak.
Zupełnie niezmieszany Quentin energicznie potrząsnął jego dłonią.
– Bardzo mi z tego powodu przykro.
– Być może powinien pan dać jej szansę, żeby mogła lepiej się panu przyjrzeć. Może…
– Dalton! – Zgromiła go wzrokiem. – Powinieneś chyba trochę wytrzeźwieć!
– Bardzo chętnie – powiedział Quentin, zupełnie nie zwracając uwagi na jej słowa. – Może zatańczymy, Anno?
Chciała odmówić, ale nieoceniony Dalton pchnął ją do przodu.
– Łap szansę – szepnął jej do ucha.
– Zabawny facet – mruknął Quentin, biorąc ją w ramiona. – Dobry przyjaciel?
– Tak. – Buntowniczo wysunęła do przodu brodę, spodziewając się, że zaraz zacznie kpić z „kochających inaczej“. Jednak tego nie zrobił, tylko przyciągnął ją bliżej.
– Pięknie pachniesz.
– Tylko spokojnie. Gdyby Dalton nie wypchnął mnie z miejsca, nigdy bym z panem nie zatańczyła!
– Będę musiał mu później podziękować.
Zakręcił nią, a potem przytulił. Ich biodra zetknęły się na moment i poczuła, jak dziwne wibracje rozeszły się po jej ciele.