– Co takiego zrobiła? Jak…
– Jak mogła go tak okaleczyć? Nie znam szczegółów, bo Terry nigdy o tym nie mówił. Nie pozwalał jej w ogóle zbliżać się do dzieci. Nie chciał nawet, żeby przysyłała im kartki. – Penny pokiwała smutno głową. – Podobno bez przerwy go wyśmiewała i upokarzała. Wciąż powtarzała, że się do niczego nie nadaje i że powinna zrobić skrobankę, zamiast urodzić takie zero…
Malone z trudem przełknął ślinę. Wystarczy, żeby złamać nawet najsilniejsze dziecko. Tak, to wiele wyjaśniało.
– Bardzo mi przykro, Penny.
– Mnie bardziej – mruknęła. – Chciałam…
– Mamo!
To wołała młodsza Matti. Penny spojrzała w stronę drzwi.
– Przepraszam, muszę iść.
Złapał ją za ramię.
– Tylko jedno pytanie. Obiecałem to Terry’emu. Czy się z kimś spotykasz? Czy wychodzisz wieczorami? Aleks mówił ojcu…
– Chcesz spytać, czy z kimś romansuję? Ciekawe, kiedy? Mam dom i dzieci, dzieci i dom. Tyle mam. – Urażona, gwałtownie wyszarpnęła ramię. – Spójrzmy prawdzie w oczy, Quen. To Terry miał czas na romanse, nie ja. Możesz mu to powiedzieć.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY
Poniedziałek, 22 stycznia, godz. 21.00
Ben wrócił późno do domu. Miał za sobą naprawdę ciężki dzień. Nie tylko musiał biegać ze spotkania na spotkanie, ale jeszcze zrezygnował z lunchu, żeby ratować załamanego pacjenta. Później, mimo zmęczenia, kupił pikantnego kurczaka z rożna, ulubione danie swojej matki, i poszedł do szpitala, żeby zjeść z nią kolację.
Teraz westchnął, szukając kluczy. Jego plan, żeby złapać prześladowcę Anny, zupełnie się nie powiódł, bo żaden z jego pacjentów nie zwrócił najmniejszej uwagi na książkę.
Postanowił się jednak nie poddawać. Co prawda nie znalazł winnego, ale wyeliminował przynajmniej siedem osób z listy. To już coś! Jakiś krok do przodu. Jutro zajmie się następnymi.
Otworzył drzwi, wszedł do środka i nagle stanął, czując, jak jeżą mu się wszystkie włosy. Coś się nie zgadzało. Obejrzał przedpokój, spojrzał w stronę salonu i jadalni. Drzwi, które oddzielały oba pomieszczenia, były zamknięte, a tuż pod nimi widać było smugę światła. To nie on zamknął te drzwi.
Z bijącym sercem ruszył w stronę salonu. Poruszał się wolno, prawie nie robiąc hałasu. Podszedł do kominka i wziął ze stojaka pogrzebacz. Następnie zbliżył się do drzwi. Otworzył je lekko i ściskając w dłoni pogrzebacz, zrobił krok do przodu. Przestań się bawić w Rambo, Beniaminie, mówił sobie. Wezwij policję.
Nie cofnął się jednak. Szedł przed siebie, czując gwałtowne bicie serca. Pokój był pusty. Wszystko leżało na swoim miejscu. Nagle usłyszał jakieś dźwięki, które dochodziły z zamkniętej sypialni. Zakradł się tam i wciąż drżąc, zajrzał do środka.
Sypialnia również wyglądała na pustą. Telewizor był włączony na Discovery. Ben z uśmiechem opuścił pogrzebacz. Nie pamiętał, żeby zostawił włączony odbiornik, co wcale nie znaczyło, że tego nie zrobił. Podszedł do telewizora i wyłączył go.
Uśmiechnął się pobłażliwie do siebie. Jednak, kiedy spojrzał na łóżko, uśmiech natychmiast zgasł. Na pościeli leżała żółta koperta. W jej lewym górnym rogu widniało jego nazwisko. Ben z obawą patrzył na obcy przedmiot. Nie chciał go widzieć. Bał się dotknąć. Jednak w końcu zwyciężyła ciekawość.
Podszedł do łóżka i wziął kopertę do ręki. W środku znajdowała się duża fotografia jego i Anny w „Café du Monde“. Towarzyszyła jej krótka notatka: Wiedziałem, że ci się spodoba. Będę patrzył.
Ręce zaczęły mu się trząść. Szybko schował zdjęcie i kartkę do koperty. Powinien zadzwonić na policję. I do Anny.
Zaczęła go boleć głowa i podniósł dłoń do skroni. Nie, jeśli zwróci się do policji, zażądają listy jego pacjentów, a przecież nie może jej nikomu udostępniać. Poza tym Anna nie ufa policji, a on nie może jej narażać na kolejne przesłuchania. Zdenerwuje się, będzie zmartwiona i przerażona. Razem tak miło jadło się im śniadanie. A pocałunek był… więcej niż przyjemny. Dotąd nie myślał tak o żadnej kobiecie. Nie chciał stracić Anny. Wyglądało na to, że ona czuje to samo.
Ale kto przysłał ten list? I dlaczego?
Usiadł ciężko na łóżku, czując, że coraz bardziej boli go głowa i że zaczynają go piec oczy. Pomyślał, że powinien od razu zażyć przepisane przez lekarza środki przeciwbólowe, ale tylko wyciągnął się na pościeli i patrzył w sufit.
Kto to robi? I dlaczego?
Jęknął i zasłonił oczy dłonią. A poza tym jak ta osoba zdołała dostać się do jego mieszkania?! Przecież drzwi wejściowe były zamknięte na klucz! Może boczne zostawił otwarte? – pomyślał. Albo któreś z okien? Musiał to sprawdzić, chociaż był przekonany, że nie popełnił takiej nieostrożności. Życie w Atlancie nauczyło go dbania o bezpieczeństwo.
Klucze! Te, które zginęły na cały dzień! Tego dnia zamknął mieszkanie i poszedł do gabinetu, gdzie rzucił je na biurko. Jednak później nie mógł ich znaleźć. Dopiero wieczorem potknął się o nie, gdyż leżały na podłodze. Uznał, że ktoś musiał je zrzucić. Jednak teraz wiedział, że ukradł je któryś z pacjentów. Ten sam, który zostawił książkę Anny! Ten sam, który ją prześladował!
Przez moment widział przed sobą tylko rozmyte kształty, ale potem wzrok mu się znacznie wyostrzył. To był znak, że za chwilę ból głowy stanie się nieznośny. Zaczął krążyć po domu, sprawdzając drzwi i okna. Nie chciał się poddać. Pragnął do końca zbadać tę sprawę.
Jak przypuszczał, wszystko było pozamykane. Po drodze wziął tabletki przeciwbólowe i powlókł się do telefonu. Znalazł w książce całodobowy zakład ślusarski i zadzwonił po ślusarza. Kiedy już ślusarz wymieni mu wszystkie zamki, on weźmie książkę z wpisami i sprawdzi, kogo przyjmował tamtego dnia, kiedy zginęły mu klucze.
Tym razem jego sprytny pacjent z pewnością mu się nie wymknie. Musi się dowiedzieć, kto gra z nimi w kotka i myszkę. Po prostu musi!
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY
Wtorek, 23 stycznia, godz. 1.00
Tym razem obudziło ją lekkie stukanie do drzwi. Cisza i ciemność panująca wokół powiedziały jej, że jest środek nocy. Ponownie usłyszała stukanie, a potem miauknięcie kota.
– Cicho, Tabby. Ona śpi.
Jaye natychmiast wyskoczyła z łóżka i podbiegła do drzwi.
– Nie – szepnęła, przywierając do nich. – Wcale nie śpię. Nie odchodź.
Ku jej rozpaczy, odpowiedziała jej cisza. Boże, bądź tam, moja mała słodka przyjaciółko, zawołała w duchu i powtórzyła:
– Nie śpię, jestem tu.
– Przyszłam sprawdzić, czy nic ci nie jest.
– Nic. Ale nie odchodź, proszę, zostań choć przez chwilę. – Przylgnęła jeszcze mocniej do drzwi. – Porozmawiaj ze mną.
– Sama nie wiem. – Głos dziewczynki drżał ze strachu. – Nie wolno mi tego robić. On będzie bardzo zły, jak się dowie.
– Na pewno się nie dowie – uspokoiła ją Jaye. – Będę bardzo cicho.
Dziewczynka długą chwilę się wahała, ale w końcu się zgodziła.
– Ale naprawdę cicho? – upewniła się jeszcze.
Jaye potwierdziła i klęknęła przy klapce dla kotów.
– Jak się nazywasz?
– Minnie. A moja kotka nazywa się Tabitha. Jest moją najlepszą przyjaciółką.
Jaye zdołała nie krzyknąć.
– To ładne imię. Jak wygląda?
– Jest bura. Ma zielone oczy i miękką sierść.
Jaye uśmiechnęła się.
– Ile masz lat, Minnie?
– Jedenaście. Tak jak Tabitha.
Jaye przycisnęła się jeszcze bliżej klapki. Teraz słyszała nawet mruczenie kota.