Выбрать главу

– A ja jestem Jaye. Mam piętnaście lat.

– Wiem. On mi powiedział.

Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach.

– To znaczy, kto? Twój ojciec czy…?

– Adam. Nie wiem, jak ma na nazwisko.

– Jak długo z nim jesteś?

– Bardzo długo – odparła zmieszana dziewczynka. – Chyba od zawsze.

Jaye wiedziała, że nie od zawsze. Adam porwał Minnie, tak jak ją!

– Musisz mi pomóc, Minnie. Mam przyjaciół, którzy mieszkają w pobliżu. Jeśli się stąd wydostaniemy, będziemy wolne.

– Nie mogę. On by się bardzo złościł. Skrzywdziłby Tabithę, jak wcześniej moich przyjaciół…

Jaye zacisnęła mocno powieki.

– Mogłabyś wrócić do domu, Minnie. – Głos zaczął jej drżeć, ale starała się nad nim zapanować. Czuła, że dziewczynka będzie jej bardziej ufać, jeśli nie okaże strachu. – Zadbałabym o to.

– Do domu? – szepnęła. – Nie pamiętam domu.

Jaye ogarnęła wściekłość i nienawiść. Kim jest ten potwór, który porwał tak małe dziecko? Nieważne, zrobi wszystko, żeby za to zapłacił! Nie chciała jednak o tym mówić, żeby nie wystraszyć dziewczynki.

– Opowiedz mi więcej o sobie, Minnie. Chodzisz do szkoły?

Nie chodziła, ale umiała czytać i pisać. Zaczęła zadawać małej kolejne pytania i wkrótce miała już gotowy obraz Minnie. Była zahukana i niska. Miała jasne włosy. Adam, jeśli to było jego prawdziwe imię, trzymał ją w zamknięciu, od kiedy skończyła pięć albo sześć lat.

Jaye również opowiedziała Minnie o sobie, o swoim życiu i przyjaciołach, za którymi tak tęskniła. Wspomniała też Annę. W tym momencie Minnie zaczęła płakać.

– Nie płacz – prosiła Jaye. – Przecież nic nie powiedziałam. Nie chciałam, żebyś…

– To on kazał mi napisać te listy. To on! Dlatego tu jesteś! To moja wina!

Jej głos narastał i Jaye próbowała ją uciszyć. Nie chciała, żeby Minnie obudziła Adama. Nie chciała znowu zostać sama.

– O czym ty mówisz? Jakie listy?

– Listy do Anny! To przez niego! Powiedział, że skrzywdzi Tabithę, jeśli ich nie napiszę!

Jaye zamarła z przerażenia.

– Do Anny? Nie rozumiem.

Ależ tak, listy od wielbicielki, które bardzo zaniepokoiły Annę. Listy od Minnie! O Boże, tylko nie to!

Z drugiej strony drzwi dobiegły do niej jakieś odgłosy. Wyglądało na to, że Minnie też uklękła i pochyliła się do klapki.

– Anna jest w niebezpieczeństwie. Adam cały czas o niej mówi. Ma taki… plan…

Minnie mówiła coraz ciszej i Jaye mocniej przywarła do drzwi.

– Dlatego cię porwał. Żeby dostać Annę.

Jaye pomyślała o kłótni z Anną i okropnych rzeczach, które jej powiedziała. Poczuła się winna. Więc okazuje się, że Anna miała rację, ukrywając swoją prawdziwą tożsamość. Jej koszmar wcale się nie skończył i jako przyjaciółka powinna była ją zrozumieć. Ale nawet tego nie próbowała. A teraz znalazła się na jej miejscu.

Musi ją ostrzec! Musi jakoś jej pomóc!

– Minnie, co on chce jej zrobić? – szepnęła. – Musisz mi powiedzieć! Musimy ratować Annę!

Odpowiedziała jej cisza. Znów została sama.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY

Wtorek, 23 stycznia, godz. 19.00

Anna wróciła do domu po pracowitym dniu. Zwykle wtorki w „Perfect Rose“ należały do spokojnych, ale ten był wyjątkowy. Cały dzień albo przyjmowała zamówienia, albo pomagała Daltonowi w zdobieniu wiązanek, dmuchała balony i bez przerwy cięła wstążki. Wyczerpany Dalton, którego zaczęły boleć palce, wyszedł wcześniej. Przekonana, że na godzinę przed zamknięciem nie będzie miała zbyt wielu klientów, zapewniła go, że sobie poradzi. Chciała posprzątać i przygotować wszystko na następny dzień. Niestety, gdy tylko Dalton zniknął, w kwiaciarni pojawiło się dwóch zaaferowanych mężów. Jeden potrzebował kwiatów na urodziny żony, a drugi na rocznicę ślubu. Na szczęście poprosili o róże, z którymi radziła sobie najlepiej, ale to zamówienie zajęło jej prawie całą godzinę. Została więc dłużej, wiedząc, że jeśli jutrzejszy ranek okaże się równie pracowity, będą musieli mieć z Daltonem wszystko pod ręką.

W końcu dotarła do mieszkania. Była zmęczona i głodna. Czuła się podle. W ciągu dnia odebrała telefon od agenta, który poinformował ją o ostatecznej propozycji Cheshire House. Warunki były nawet nieco lepsze niż poprzednio, tylko musiała się na nie natychmiast zdecydować. Odmówiła.

Z westchnieniem rzuciła klucze na stolik przy wejściu. Chciała podpisać tę umowę. Pragnęła tego z całego serca, lecz wiedziała, że nie podoła wymaganiom wydawnictwa. Nie mogła sobie wyobrazić, by miała odpowiadać na pytania czytelników związane z przeszłością. Nie mogła i już!

Beznadziejność takiej sytuacji działała na nią wyjątkowo depresyjnie. Chciała zrobić sobie kanapkę i siąść do komputera. Miała nadzieję, że praca poprawi jej nastrój. Żeby tylko udało jej się napisać choćby z jedną stronę przyzwoitej prozy!

Włożyła legginsy i sweter, i ruszyła do kuchni. Po drodze zerknęła jeszcze na automatyczną sekretarkę, ale nikt się nie nagrał. Włączyła radio i podeszła do lodówki.

Kuchnię wypełniły dźwięki „Mardi Gras Mambo“. Anna zanuciła pod nosem, biorąc kolejne rzeczy. Wzięła najpierw indyka, potem dużo warzyw i słoik majonezu. Zdecydowała się jeszcze na koper i trochę chipsów. Wyłożyła wszystko na talerz, po czym sięgnęła na półkę po dzbanek z wodą. I wtedy to zobaczyła…

Na ozdobnej serwetce w kształcie serca, na deserowym talerzyku, spoczywał palec. Mały palec. Serce podskoczyło jej do gardła. Złapała się za skronie i krzyknęła przeraźliwie. Cofnęła się, a dzbanek wypadł jej z ręki. Zimna woda oblała jej stopy.

Kurt! Więc ją znalazł!

Znów krzyknęła histerycznie i zaczęła uciekać. Wypadła ze swojego mieszkania i przebiegła przez korytarz do drzwi Daltona i Billa. Z płaczem zaczęła w nie walić. Żeby tylko byli w domu, modliła się w duchu. Boże spraw, żeby byli!

Jej modlitwy zostały wysłuchane. Przyjaciele wpuścili ją i cierpliwie czekali, aż się pozbiera i wyjaśni, co się stało. Gdy to nastąpiło, zadzwonili do Malone’a. Dalton został z Anną, obejmując ją opiekuńczo, a Bill poszedł do jej mieszkania, żeby sprawdzić, co tam się dzieje.

Wciąż jeszcze oddychała nierówno, a Dalton tulił ją mocno do siebie.

– Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze – zapewnił, ale bez przekonania. Anna zauważyła, że głos mu lekko drży. Chętnie by go uspokoiła, gdyby sama nie była tak roztrzęsiona.

Kurt ją znalazł. Był w jej mieszkaniu. Chce ją zabić.

Zadrżała i przysunęła się jeszcze bardziej do przyjaciela.

– Boję się.

– Wiem. – Wypuścił nagromadzone powietrze. – Wszyscy się boimy.

Malone, który zaczął od przeszukania jej mieszkania, pojawił się z plastikową torbą. Włożył do niej palec, serwetkę i talerzyk. Zaraz za nim wszedł biały jak trup Bill. Anna z trudem przełknęła ślinę.

– Czy to był…? Czy wiadomo już˙, do kogo…?

– Jest sztuczny. – Quentin potrząsnął głową, podchodząc do niej. – Podróbka, ale dobra. Rodzaj gumowej protezy.

Położył torbę na stole. Anna odwróciła od niej wzrok. Proteza nie proteza, wolała na nią nie patrzeć. Malone kucnął przed nią, zasłaniając sobą odcięty palec. Spojrzał jej prosto w oczy.

– Anno, czy drzwi były zamknięte, kiedy wróciłaś do domu?

Myślała przez chwilę, a potem skinęła głową.

– Tak jak zwykle. Najpierw otworzyłam drzwi, a potem położyłam klucze na stoliku w holu.

– Nic nie zwróciło twojej uwagi? Nie miałaś wrażenia że coś jest nie w porządku?

Pokręciła głową.