Выбрать главу

Przypomniały jej one o własnym dzieciństwie. Ona też czuła się samotna i szukała serdecznej opieki. Ona też wciąż się bała, chociaż te strachy miały zupełnie inny charakter i przyczynę. Z porywu serca postanowiła pomóc tym dziewczynkom i dlatego została „starszą siostrą“. Przecież nie miała nic do stracenia.

Zajmowała się Jaye już od dwóch lat. W tym czasie bardzo się do siebie zbliżyły, choć wcale nie było to łatwe. Jaye traktowała ją nieufnie i była bardzo cyniczna jak na swój wiek, a przy tym kłamała. Nie chciała mieć z Anną nic wspólnego. Wciąż cierpiała.

Anna starała się ją rozumieć i dzięki temu wytrwała. Przez dwa lata dotrzymywała wszystkich obietnic i słuchała, zamiast pouczać. Udzielała rad tylko wtedy, kiedy dziewczyna o nie prosiła, ale jednocześnie nie szła na żadne kompromisy.

W końcu Jaye zaczęła jej ufać. Potem przyszła sympatia, a może nawet coś więcej… W pewnym momencie Anna poczuła, że ma w Jaye prawdziwą przyjaciółkę. Wcale się tego nie spodziewała, kiedy zaczynała swoją działalność w Stowarzyszeniu. Chciała tylko pomóc skrzywdzonemu dziecku, a zyskała kogoś, komu bez reszty mogła zaufać. „Młodsza siostra“ wypełniła lukę w jej życiu, z której istnienia Anna nie zdawała sobie dotąd sprawy. Jaye podniosła oczy znad listu.

– Masz rację. Ten facet to drań.

Anna aż pochyliła się, jakby przygnieciona ciężarem tych słów.

– Jesteś pewna?

– Chciałaś, żebym powiedziała, co o tym sądzę.

– A co masz na myśli, mówiąc „drań“?

– Trudno powiedzieć. – Jaye wzruszyła ramionami. – Może to zwyczajny pijak, a może zboczeniec, który powinien siedzieć za kratkami.

Mówiła niby obojętnym tonem, ale Anna wyczuła całą jej gorycz.

– Zostawiasz mi spory wybór – bąknęła.

– Nie jestem pieprzonym psychologiem. – Jaye oddała jej list. – Moim zdaniem koniecznie powinnaś jej odpisać.

Anna zagryzła wargi. Brakowało jej pewności siebie, którą miała jej młoda przyjaciółka.

– Jestem dorosła, a ona to tylko dziecko. Boję się komplikacji. Nie chcę, żeby jej rodzice oskarżyli mnie, że się wtrącam. I nie mogę, tak po prostu, zapytać, czy ojciec ją zamyka.

– Powinnaś jednak coś wymyślić. – Jaye wytarła usta serwetką. – Minnie potrzebuje przyjaciółki.

Anna zmarszczyła czoło, nie bardzo wiedząc, co robić. Z jednej strony bała się wtrącać w cudze sprawy, zwłaszcza że dużo słyszała o przeróżnych dziecięcych fantazjach, ale z drugiej strony wiedziała, że Minnie jej potrzebuje. Wgłębi duszy zgadzała się z Jaye. Powinna coś z tym zrobić.

– Przepraszam, czy będziesz kończyć swoje ciastko? – Głos dziewczyny dobiegł do niej z bardzo daleka, jakby z zaświatów.

Anna przesunęła talerzyk w jej stronę.

– Nie. Możesz dokończyć. – Powoli wracała do rzeczywistości. – Ostatnio jesteś ciągle głodna. Byłam pewna, że Fran jest dobrą kucharką.

Chodziło o zastępczą matkę Jaye.

– Coś ty! Chyba sobie żartujesz! – Jaye aż się skrzywiła. – Nie ma takiej potrawy, której nie potrafiłaby zepsuć!

Anna zaśmiała się krótko.

– Ale jest chyba w porządku, prawda?

Jaye uniosła w górę ramiona.

– Jasne, może być. Gdyby tylko tak często nie latała na miotle i przestała polować na małe dzieci podczas pełni.

– Bardzo zabawne, mądralo.

Anna lubiła zastępczą matkę Jaye, chociaż też coś w niej ją niepokoiło. Fran za bardzo się starała, jakby chciała samą siebie przekonać do idei adopcji. Jakby nie była pewna swych uczuć. Mimo obaw miała nadzieję, że Jaye polubi Fran Clausen i jej męża, Boba.

Po chwili wyszły z kawiarni „CC“ i skierowały się w głąb Dzielnicy Francuskiej.

– No, a jak w ogóle ci idzie? – spytała Anna.

– W szkole czy w domu?

– I tu, i tu.

– W szkole wszystko w porządku. W domu też.

– Następnym razem oszczędź mi tych wszystkich szczegółów. Czuję się zagubiona…

Dziewczyna pokazała zęby w uśmiechu.

– Proszę, proszę, nie wiedziałam, że stać cię na sarkazm. Ekstra!

Obie się roześmiały. Szły dalej, zatrzymując się co jakiś czas przed wystawami. Anna uwielbiała mieszaninę zapachów, widoków i dźwięków charakterystycznych dla tej części miasta. Było w tym coś dekadenckiego, prowokacyjnego i zarazem eleganckiego, ale czasami też krzykliwego. Przewijały się tu tłumy zarówno turystów, jak i miejscowych, nie wyłączając ulicznych grajków i innych performerów. To miejsce od razu ją urzekło.

– Popatrz no. – Jaye przystanęła przed kolejną wystawą, na której znajdowały się sztuczne futra w czarnobiałe paski. – Czy to jakaś nowa moda?

– Mhm – potwierdziła Anna. – Chciałabyś przymierzyć?

– Pod warunkiem, że dadzą mi je potem za darmo. – Jaye potrząsnęła głową. – Zresztą i tak nie pasuje do koloru moich włosów.

Anna zerknęła na dziewczynę.

– Powoli zaczynam się przyzwyczajać do tego, że jesteś ruda – rzuciła. – Najlepsze w tym jest to, że teraz naprawdę wyglądamy jak siostry.

Jaye zarumieniła się, jakby to był komplement. Ruszyły dalej. Dziewczyna co jakiś czas zerkała na przyjaciółkę. Chyba coś ją dręczyło.

– Czy wspominałam ci o tym wariacie, który szedł za mną?

Anna stanęła i spojrzała z niepokojem na „młodszą siostrę“.

– Ktoś cię śledził?

– Tak, ale mu uciekłam.

– Kiedy to było? Gdzie?

– Wczoraj. Szłam po szkole do domu.

– Widziałaś go już wcześniej?

Jaye wzruszyła ramionami.

– Zobaczyłam tylko, że to facet. Pewnie jakiś stary zboczeniec. Nie ma o czym mówić.

– A właśnie że jest! Powinnaś powiedzieć o tym Fran, a ona musi skontaktować się z…

– Hej, Anno! Stop! Gdybym wiedziała, że tak zareagujesz, nic bym ci nie powiedziała.

Anna wciągnęła głęboko powietrze. Nie chciała płoszyć Jaye. Wiedziała, że jako dziecko ulicy nie dawała się nabierać na jakieś proste sztuczki. Zdarzało jej się nawet pomieszkiwać w opuszczonych ruderach, co wprawiało Annę w stan osłupienia, gdy tylko o tym pomyślała.

– Przepraszam – wymamrotała. – Starsze osoby przejmują się byle czym.

– Wcale nie jesteś stara – gwałtownie zaprotestowała dziewczyna.

– Na tyle, by nalegać, żebyś natychmiast zgłosiła się na policję, jeśli jeszcze raz zobaczysz tego człowieka. Zgoda?

Jaye zawahała się, a potem skinęła głową.

– Zgoda.

ROZDZIAŁ TRZECI

Czwartek, 11 stycznia

Irish Channel

Oficer śledczy Quentin Malone wszedł do tawerny „U Shannona“, pozdrawiając paru znajomych policjantów. Dla wielu nowoorleańczyków czwartek stanowił już początek weekendu i różnych, związanych z nim zabaw. Korzystały na tym przede wszystkim różne kluby, bary i restauracje z Crescent City, jak czasami nazywano Nowy Orlean. Tawerna „U Shannona“ nie była tu wyjątkiem.

Znajdowała się w części miasta zwanej na cześć irlandzkich osadników i Irish Channel, czyli Kanałem Irlandzkim. Bywali tu robotnicy i policjanci. Siódmy Wydział Nowoorleańskiej Policji, w skrócie SWNP, uznał knajpę „U Shannona“ za swoją.

Shannon McDougall, właściciel tawerny i były murarz z łapskami wielkości bochenków chleba, nie miał nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Dzięki temu nie miał tu żadnych rozrób. Gangsterzy, handlarze narkotyków i prostytutki unikali jego lokalu i w ogóle tej ulicy. Żeby się za to odwdzięczyć, nie chciał żadnych pieniędzy od stałych bywalców w mundurach. Inaczej traktował rekrutów. Nowi chłopcy musieli sobie zasłużyć nie tylko na oficerskie szlify, ale i darmowe drinki. Te zasady nie dotyczyły jednak napiwków, które dawali zarówno nowi, jak i starzy policjanci, mundurowi, jak i tajniacy w rodzaju Malone’a.