Выбрать главу

Jednak bezpieczniej poczuła się dopiero wtedy, kiedy Malone, w towarzystwie innych oficerów śledczych, wyszedł z jej sypialni. Gdy spojrzała mu w oczy, zrozumiała, że nic już jej nie grozi. Chciała się do niego przytulić. Poczuć na sobie jego silne ramiona. Bo wówczas zrobiłoby jej się cieplej.

Podszedł i przykucnął, opierając dłonie na jej kolanach. Poszukał jej spojrzenia.

– Wszystko w porządku?

Skinęła lekko głową, chociaż wiedziała, że wcale tak nie jest.

– To dobrze. – Wskazał pozostałych śledczych. – Agnew i Davis rozejrzą się po budynku. Sprawdzą, czy ktoś coś widział lub słyszał.

Znowu skinęła głową, koncentrując się na jego dłoniach. Po raz pierwszy zauważyła, że ma długie palce z krótko obciętymi, zadbanymi paznokciami. Były ładne, chociaż ich męski charakter od razu rzucał się w oczy. Takie ręce były szybkie i silne. Stanowiły dobrą obronę.

– Anno?

Spojrzała na niego zdziwiona. Czyżby coś mówił?

– Wspominałem właśnie, że wszedł tu przez drzwi balkonowe. Musiał skorzystać z rynny, przejść po gzymsie i stłuc szybę. Tylko tak mógł otworzyć zamek.

– I tyle pomógł ten cały cud techniki – mruknął Dalton. – A tak go zachwalali.

– Pan go zakładał? – spytał Quentin.

– Tak, to znaczy poleciłem go założyć – poprawił. – Po tym zdarzeniu z palcem. Wymieniłem zamki nawet w furtce przy wejściu.

– Ja też wymieniłam wszystkie zamki – szepnęła Anna. – Jak widać, bardzo pomogło.

Quentin znowu na nią spojrzał.

– Muszę ci zadać parę pytań. Możesz na nie teraz odpowiedzieć?

– Spróbuję.

– Świetnie. – Wyjął notes z kieszeni. – Zacznijmy od ogólnych wrażeń. Powiedz mi wszystko, co pamiętasz. Wszystkie najdrobniejsze, nawet zupełnie nieistotne szczegóły, dobrze?

Skinęła głową i zaczęła opowiadać drżącym głosem o tym, jak się zbudziła i miała wrażenie, że ktoś jest w sypialni. Doszła do tego, jak zrozumiała, że drzwi na balkon są otwarte.

– Chciałam wyjść z sypialni – wyjaśniła. – Podeszłam… a wtedy on… złapał mnie tak mocno.

Zamilkła, nie mogąc skończyć.

– Zawlókł cię na łóżko, Anno? – spytał.

– Tak… Zawlókł…

Dalton przytulił ją jeszcze mocniej, a Bill położył kojące dłonie na jej ramionach. Chciała podjąć opowieść, ale nie mogła. Coś ściskało ją w gardle. Nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa.

– Patrz na mnie, Anno – powiedział Malone łagodnym, ale pewnym tonem. – Tylko na mnie. Nic ci już nie grozi, ale potrzebuję twojej pomocy. Odetchnij głęboko.

Kiedy wypuściła powietrze, poczuła, że może dalej mówić. Słabym głosem opowiedziała, jak mężczyzna ją przydusił i zerwał z niej piżamę. Wtedy zrozumiała, że chce ją zgwałcić, i zaczęła krzyczeć.

– Cały czas leżałaś twarzą do dołu?

– Nie… obrócił mnie.

– Widziałaś jego twarz?

Potrząsnęła głową.

– Miał maskę z Mardi Gras. Taką, jaką mają jeźdźcy krewe. Ale… ale widziałam jego oczy. Były pomarańczowe.

Malone zmarszczył brwi.

– Pomarańczowe? – upewnił się.

– Wiem, że to dziwne, ale tak naprawdę było.

Otworzyła usta, żeby opowiedzieć mu, co było dalej, ale szybko je zamknęła. Omal znowu nie zaczęła krzyczeć.

„Uwaga, raz, dwa, trzy, zaczynamy“. Od dwudziestu trzech lat nie wypowiedziała tych słów, które brzmiały jak jakaś upiorna wyliczanka. A wtedy była przerażonym dzieckiem, które tuliło się do kochających rodziców i patrzyło ze strachem na agentów FBI.

– Powiedz mi wszystko, Anno. Proszę.

Znowu zaczęła głośno dzwonić zębami i owinęła się mocniej kocem. Odetchnęła tak samo jak poprzednio. Pomogło.

– To był Kurt. Wiem to z całą pewnością.

– Ależ Anno! – Dalton ścisnął jej dłoń.

– Naprawdę! – Obejrzała się na Billa, szukając sojusznika. – On powiedział…

– Przepraszam, Malone.

Rozzłoszczony Quentin obrócił się w stronę ekipy śledczej.

– No, co tam?!

Pozostali oficerowie nie przejmowali się specjalnie jego nastrojem.

– Już skończyliśmy – poinformował jeden z nich. – Jeśli nie ma nic innego, chyba już możemy jechać do laboratorium.

– W porządku. Chcę mieć wyniki na jutro rano!

– Raczej na dzisiaj rano – poprawił go z westchnieniem ktoś z ekipy. – Dobra, zrobione.

Mężczyźni przeszli przez salon, nie patrząc na Annę. Kiedy wyszli, Quentin znowu zwrócił się w jej stronę.

– Dobrze, teraz przejdźmy do tego, co było później. – Zerknął na swoje wcześniejsze notatki. – Zaczęłaś krzyczeć i to wystraszyło napastnika. Mężczyzna uciekł na balkon i przeskoczył przez poręcz. – Skinęła głową. – A potem pobiegłaś do drzwi wejściowych. Otworzyłaś je, a za nimi czekał Dalton. Wszystko się zgadza?

Zanim zdążyła odpowiedzieć, włączył się Dalton:

– Wcale nie czekałem. Byłem na dworze…

– Wyprowadzał nasze psy, Judy i Boo – wtrącił Bill.

– Kiedy wpuszczałem psy do mieszkania, usłyszałem krzyki Anny.

– Właśnie – dorzucił Bill.

Malone spojrzał na niego.

– A pan co wtedy robił?

Bill zesztywniał.

– Oglądałem telewizję.

– „Tajemnice i skandale“ – dorzucił Dalton. – Po prostu uwielbia ten program. Ale zwykle wyprowadzamy razem nasze maleństwa.

Malone cały czas wpatrywał się w Billa.

– „Tajemnice i skandale“ to chyba program na Kanale E!, prawda?

– Tak, to świetny program – odparł Bill, wijąc się pod natarczywym wzrokiem śledczego. – Zawsze go oglądam.

– Pożywka dla myśli i… wyobraźni – rzucił prowokacyjnie Malone.

– A żeby pan wiedział. – Obrażony Bill odsunął się trochę od kanapy.

Anna poczuła, że jej serce znowu przyspiesza. Natychmiast domyśliła się, do czego zmierza Quentin, i wcale jej się to nie podobało. Podobnie jak Daltonowi, którego twarz przybrała nagle kolor dojrzałego pomidora.

– Chce pan powiedzieć, że Bill…?! – zaczął.

– Nic nie chcę powiedzieć – mruknął Malone. Na jego twarzy nie drgnął żaden muskuł. – Chcę po prostu ustalić, co się tu zdarzyło dziś w nocy. Czy macie panowie coś przeciwko temu?

– Jasne, że nie – odparł Bill, wciąż patrząc z niechęcią w jego stronę. – Uwielbiam Annę. Zrobię wszystko, żeby jej pomóc.

– Ja też – dołączył do niego Dalton.

– Dziękuję. – Malone spojrzał na Annę. – Czy mógłbym porozmawiać z tobą w cztery oczy?

Wahała się przez chwilę.

– Dalton i Bill są moimi najlepszymi przyjaciółmi. Nie mam przed nimi nic do ukrycia.

– Jasne, ale mimo to bardzo by mi na tym zależało. – Przeniósł wzrok na obu mężczyzn. – Rozumiecie, panowie, prawda?

Nie, nie rozumieli. To było oczywiste.

– Quentin… – zaczęła Anna.

– W porządku. – Dalton ścisnął jej dłoń, a potem wstał. – Już wychodzimy. Zawołaj nas później.

Bill schylił się i pocałował czubek jej głowy.

– Możemy spać tutaj, gdybyś tego potrzebowała.

– Albo ty przenieś się do nas – dorzucił Dalton.

– Dziękuję wam, chłopaki. – Patrzyła z żalem, jak wychodzą. Czuła się tak, jakby ją opuszczali.

Malone wyczuł jej nastrój.

– To zajmie parę minut. Nie mam zamiaru was rozdzielać. Po prostu chciałem, żebyś mogła mówić swobodnie.

– I tak mogę. – Wzruszyła ramionami. – Nie przypuszczasz chyba, że mają z tym jakiś związek? Są poza podejrzeniami!

– Jesteś pewna? Dałabyś za to głowę?

Był to jedynie zwrot retoryczny, ale jakże odpowiadał jej sytuacji. Być może dlatego przez moment się zawahała.