Выбрать главу

Jestem po prostu jedną z wielu, pomyślała.

– Wszystko w porządku? – spytał, gładząc ją delikatnie po głowie.

– Tak, oczywiście. – Przywarła do niego jeszcze mocniej.

Przesunął dłoń w stronę szyi.

– Już żałujesz?

Uniósł się lekko na łokciu, chcąc zobaczyć jej twarz.

– Nie.

Dotknął jej ust czubkami palców.

– Powinienem cię przeprosić.

– Nie. – Potrząsnęła głową. – Sama zaczęłam…

– Nie, nie o to chodzi. – Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. – To… to było wspaniałe. Nie spodziewałem się niczego takiego…

Poczuła, że się czerwieni, ale nie z zażenowania, tylko z dumy. Więc dla niego też było to niezwykłe przeżycie! On też stracił panowanie nad sobą i zapomniał o bożym świecie To był najwspanialszy komplement, jaki kiedykolwiek usłyszała.

– Dzięki – szepnęła. – Chyba właśnie tego potrzebowałam.

Spojrzał na nią ze zdziwieniem.

– Nie rozumiem.

Przytuliła się do niego mocniej.

– Nic nie szkodzi.

Objął ją i przygarnął mocno do siebie.

– Anno?

– Mhm?

– To było wspaniałe doświadczenie, prawda?

– Mhm.

– Nie sądzisz, że warto by to powtórzyć? – Wstał i wziął ją na ręce. – W nieco bardziej dogodnych warunkach.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DZIEWIĄTY

Wtorek, 30 stycznia, godz. 7.20

Obudził go sygnalizator w telefonie komórkowym. Ranne słońce wpadało do pokoju, ścieląc się na łóżku. Było jasne, ale dawało mało ciepła. Quentin chwycił nieznośne urządzenie. Sprawdził ekranik, chociaż mógł się założyć, że to praca. Nikt inny nie budziłby go o tej porze.

Gdy okazało się, że ma rację, wygramolił się ostrożnie z łóżka, żeby nie obudzić Anny. Łóżko ugięło się, podłoga zaskrzypiała i zaniepokojony Quentin obejrzał się. Anna poruszyła się, coś nawet wymamrotała, ale się nie obudziła.

Patrzył na nią przez jakiś czas, czując, że robi mu się sucho w ustach, a serce zaczyna bić coraz szybciej. W nocy powiedział jej, że jest piękna, ale tak naprawdę uważał, że jest najpiękniejszą kobietą, jaką zna. I że jest dla niego za dobra.

W końcu był przecież tylko irlandzkim gliniarzem o niezbyt chwalebnej reputacji. Facetem bardziej znanym jako pogromca kobiet niż miejscowych kryminalistów. Dobrze przynajmniej, że jeśli idzie o seks, mógł ją w pełni zaspokoić.

Poza tym zadba o to, żeby była bezpieczna. Będzie jej pilnował dniami i nocami. Nie pozwoli, aby ten szaleniec zrobił jej coś złego.

W końcu oderwał wzrok od Anny, przeszedł do kuchni i zadzwonił na posterunek.

– Cześć, Malone – usłyszał kobiecy głos, zdecydowanie zbyt rześki jak na tę porę. – Czas przetrzeć śliczne oczęta.

Quentin nie miał nastroju na błyskotliwą wymianę dowcipów.

– Wypchaj się, Violet, tylko gadaj od razu, co tam masz.

Nagle ogarnęło go bardzo nieprzyjemne przeczucie. Nie, tylko nie to, pomyślał.

– Zabito i zgwałcono jeszcze jedną kobietę. Jeszcze jedną rudą kobietę.

Słowa oficer dyżurnej tylko potwierdziły jego przeczucia. Dziś rano odkryto zwłoki kolejnej ofiary. Niedaleko Esplanade Avenue i Decatur Street, tuż przy rzece. Podobnie jak Kent i Parker, wieczorem bawiła się wraz z przyjaciółmi.

– Wygląda na to, że udusił ją jak dwie pozostałe – ciągnęła Violet. – Walden i Johnson już tam pojechali.

Quentin spojrzał na zegarek.

– To wszystko?

– Tak. A raczej nie. Jeszcze jeden drobiazg. Zabójca uciął ofierze mały palec od prawej ręki…

Znaczenie tych słów omal go nie zwaliło z nóg. Quentin oparł się o kuchenny blat, żeby nie upaść.

– Co takiego?

– Ten skurwysyn uciął jej palec! Wyobrażasz to sobie?!

Chwilę później Quentin trzęsącą się ręką odłożył słuchawkę i wyjrzał za okno. Dobry Boże, jak ma o tym powiedzieć Annie?!

– W mojej kuchni jest nagi mężczyzna. Chyba powinnam zadzwonić po policję.

Quentin odwrócił się i zobaczył ją w drzwiach. Miała na sobie gładki, biały szlafrok. Wyglądała na rozespaną i mało przytomną. Uśmiechała się do niego tak, że poczuł dławienie w gardle. I przerażenie, czy zdoła unieść ciężar odpowiedzialności. Podeszła do niego i uniosła dłoń. Poły szlafroka rozchyliły się, ukazując jej kuszące kształty.

Malone rozciągnął usta w uśmiechu.

– Ten nagi mężczyzna to policjant – mruknął.

– No tak, zgadza się. To bardzo wygodne. – Przywarła do niego nagim ciałem. – Kto mówił, że nigdy nie można znaleźć policjanta, kiedy jest naprawdę potrzebny?

Sięgnęła po jego męskość. Quentin aż się zachłysnął powietrzem.

– Nie, Anno. Proszę… – Złapał jej dłoń i mocno uścisnął.

Spojrzała na niego urażona. Próbowała nawet się cofnąć, ale ją powstrzymał.

– Nie chodzi o ciebie – rzucił. – Tylko… – zamilkł, nie bardzo wiedząc, jak jej to powiedzieć.

Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Krew nagle odpłynęła z jej twarzy.

– Co się stało?

– Lepiej usiądź.

– Nie. – Zaczęła drżeć. – Powiedz!

Spełnił jej prośbę. Starał się trzymać faktów i panować nad swoim głosem. Kiedy skończył, podsunął jej krzesło, a ona opadła na nie zupełnie bez siły.

– To miałam być ja – szepnęła zbielałymi wargami. – To był on. Chciał mnie…

– Nie wiemy tego, Anno. Nic jeszcze nie wiemy.

– Ale dlaczego właśnie ja?! – krzyknęła. – To zdarzyło się tak dawno! Czemu nie zostawi mnie w spokoju?!

– To nie Kurt, Anno. – Quentin delikatnym gestem odgarnął włosy z jej twarzy. – Zapewniam cię, że to nie on.

– Nieprawda! – W jej rozszerzonych ze strachu oczach pojawiły się łzy.

– Nie, Anno. Mężczyzna, który zszedł na dół z twojego balkonu, musi być w świetnej formie. Ktoś po sześćdziesiątce raczej by tego nie dokonał.

– Coś przed tobą zataiłam. Ten człowiek powiedział coś, co może wiedzieć tylko Kurt, bo FBI nie rozgłaszało tego. Tej nocy, kiedy… kiedy umarł Timmy… – Chwyciła ustami powietrze, jakby zaczynała się topić. – Tej nocy, kiedy… zabił Timmy’ego i… i kazał mi patrzeć…

Zamilkła na chwilę, a on rozumiał, że musi zebrać siły. Te wspomnienia były dla niej wciąż żywe i przerażająco bolesne.

– Tak, słucham?

– Po… potem, po Timmym, obrócił się do… do mnie i powiedział: „Uwaga, raz, dwa, trzy, zaczynamy a następnie… zrobił to.

– Twój palec? – spytał.

– Tak – aż nią zatrzęsło – sekatorem.

Chętnie by ją teraz przytulił, wyobrażając sobie, co musiała czuć jako dziecko. Przepełniało go obrzydzenie na myśl o tym.

Chciał bronić jej przed całym światem, ale jednocześnie wiedział, że w pewnych sytuacjach pomoc z zewnątrz jest zupełnie bezużyteczna.

– Aż trudno mi sobie wyobrazić, co przeżyłaś. I jak w ogóle udało ci się uciec. Miałaś przecież tylko trzynaście lat!

– Myślałam o Timmym – powiedziała po prostu. – O tym, co on przeszedł.

– Jesteś bardzo odważna i silna, Anno. – Wziął jej twarz w dłonie. – Silniejsza, niż ci się wydaje.

Zaśmiała się głucho.

– Jestem potworną panikarą. Nie znam nikogo bardziej tchórzliwego. Jak sądzisz, dlaczego ukrywałam się przez te wszystkie lata? – spytała ochryple. – Ale i tak mnie znalazł!

– Gdyby chciał, znalazłby cię już dawno temu.

– Przecież zmieniłam nazwisko…

– Na panieńskie nazwisko twojej matki – przerwał jej łagodnie. – Każdy prywatny detektyw z choćby odrobiną oleju w głowie znalazłby cię wciągu jednego dnia. To nie Kurt, Anno.