Выбрать главу

– Więc skąd znałby jego słowa?

– „Uwaga, raz, dwa, trzy, zaczynamy“? – zacytował. – Wiele osób miało dostęp do tych informacji. Nawet policjanci i agenci FBI rozmawiają o starych sprawach. Przecież minęło już ponad dwadzieścia lat. Nikt nie uważa tego za zdradzanie służbowych tajemnic.

Spojrzała mu w oczy.

– Naprawdę uważasz, że to nie Kurt?

– Jasne. – Pogładził ją po policzku. – Powiem ci, co myślę o tej sprawie. Ktoś ma obsesję na twoim punkcie. Z powodu twoich książek, przeszłości lub jednego i drugiego. To rozbudziło jego wyobraźnię, a w czasach globalnej informatycznej wioski bardzo łatwo znaleźć nawet najbardziej poufne informacje. Jednak do dzisiejszej nocy wystarczało mu samo zastraszanie.

– Ale już nie wystarcza?

– Niestety, nie.

Anna wstała i położyła rękę na jego ramieniu.

– Ciekawe, dlaczego tak bardzo mi zależy na tym, żeby to nie był Kurt? Przecież tak naprawdę niczego to nie zmienia. Jeden potwór wart drugiego.

– Złapię tego faceta, obiecuję. Nie pozwolę, żeby zrobił ci coś złego. – Sygnalizator w telefonie komórkowym znowu się odezwał. Dopiero teraz uświadomił sobie, że czas mija, i zaklął siarczyście. – Niestety, muszę już iść, Anno.

– Tak, oczywiście. – Cofnęła się i zasłoniła nagie ciało połami szlafroka. – Masz przecież pracę.

– Ale nie zostawię cię tu samej. Zaraz zadzwonię po mundurowego policjanta.

Potrząsnęła głową.

– Nie, nie chcę tutaj nikogo obcego. Zadzwonię po Billa i Daltona. Na pewno przyjdą. – Uniosła brwi, widząc grymas na jego twarzy. – To moi przyjaciele, Quen. Nic mi nie zrobią.

Gdyby miał chociaż najmniejszy dowód na to, że któryś z jej sąsiadów może być groźny, natychmiast by tego zakazał. Jednak w tej chwili nic nie mógł zrobić.

– Dobrze, pójdę się ubrać. Zadzwoń od razu. Nie wyjdę, dopóki…

– Nie będę miała kolejnej niańki? Dziękuję.

Szybko pozbierał swoje ubrania i wziął prysznic, a potem umył zęby, posługując się palcem. Kiedy wyszedł z łazienki, Anna miała na sobie spodnie khaki i biały golf. Uczesała też włosy i spięła je z tyłu szylkretową klamerką.

Unikała jego wzroku.

– Nie gniewaj się na mnie, Anno – poprosił, wyciągając dłoń w jej stronę. – Wcale nie chcę wychodzić, ale sama…

– Ależ ja się nie gniewam. Nie jestem też rozczarowana. Masz przecież pracę.

Czuł, jak narasta między nimi dystans, a wraz z nim wszechobejmujący chłód.

– Więc dlaczego nie chcesz na mnie spojrzeć? – westchnął. – Dlaczego się ode mnie odsuwasz?

– Bo wiem, że gdybym cię dotknęła, na pewno bym się załamała, a nie mogę sobie na to pozwolić. Nie teraz. – Zacisnęła usta, żeby powstrzymać ich drżenie. Usłyszeli głośne pukanie do drzwi, a potem głos Daltona.

– Zadzwonię, jak będę coś wiedział – powiedział Quentin, zbierając się do wyjścia.

Dalton i Bill aż otworzyli usta ze zdziwienia, kiedy go zobaczyli. Gapili się na niego bez słowa. Policzki Daltona zrobiły się różowe, a Bill patrzył to na nią, to znów na Malone’a.

Nie wyglądają na zachwyconych moim widokiem, pomyślał Quentin.

Pochylił się i pocałował Annę. W tym momencie odezwał się jego sygnalizator. Wiedział, że to oficer dyżurna, która chce sprawdzić, gdzie jest, ale nie puścił Anny.

– Uważaj na siebie – rzucił. – Gdybyś czegoś potrzebowała…

– Idź już – mruknęła, odsuwając się od niego. Cała drżała, ale starała się nad sobą panować. – Złap tego mordercę. Pomścij te wszystkie biedne kobiety. I zrób to dla mnie.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY

Wtorek, 30 stycznia

Dzielnica Francuska

Quentin ostatni przybył na miejsce zbrodni. Pozdrowił kolegów i podszedł do ofiary. Pochylił się, czując, jak serce skacze mu do gardła.

Na chwilę zamknął oczy, żeby się uspokoić. Musi traktować tę sprawę bezosobowo i profesjonalnie, inaczej nie będzie mógł jej prowadzić. Ale kiedy spojrzał na ofiarę, zobaczył w jej miejscu Annę. Bo to miała być Anna.

Raz jeszcze wciągnął powietrze przez nos, żeby się uspokoić. Nie może stwierdzić tego na pewno. Nie może formułować gotowych wniosków. Musi skupić się na zamordowanej i na tym, co się stało. Intelekt musi przeważyć nad emocjami.

Johnson przykucnął obok.

– Wyciągnęliśmy cię z łóżka, co? – mruknął. – Pewnie nie swojego.

– Pocałuj mnie w dupę.

Kolega ukazał zęby w uśmiechu.

– Nie, dzięki. Wolę wysokie blondynki.

Quentin skrzywił się. Johnson znany był z tego, że bierze babki jak leci.

– Kogo tu mamy?

– Nazywa się Jessica Jackson. Miała dwadzieścia jeden lat. Ładna, inteligentna, bogata z domu. Studiowała w Tulane.

Cholera jasna!

– Za młoda – westchnął Malone. – Za młoda, żeby umierać.

– Tak, to poważna sprawa. Ten facet zaczyna mi już działać na nerwy. – Johnson przeciągnął dłonią po twarzy. – Walden sprawdza okolicę, wypytuje mieszkańców. Może ktoś coś widział lub słyszał.

Quentin spojrzał na zwykle pogodnego kolegę. Johnson słynął ze swego dobrego humoru, ale teraz wyglądał na zmęczonego i przygnębionego.

– Słyszałeś o poprzednim napadzie?

– Na Annę North? Tak, oczywiście. – Spojrzał na Malone’a. – Zupełnie inna metoda pracy. Zaatakował ją w domu, nie na ulicy.

– Ale jest ruda. Tydzień temu była w „Tipitinie“, a potem ktoś szedł za nią, ale na szczęście się wystraszył.

Kolega zmrużył oczy.

– Może warto się tym zająć. Może…

– To jeszcze nie wszystko – przerwał mu Quentin. – Wydaje mi się, że z jej powodu zabójca zmienił sposób działania.

Johnson spojrzał na niego zaskoczony.

– To znaczy?

– Anna North nie ma małego palca u prawej ręki.

Po jego minie widział, jak wielkie zrobiło to na nim wrażenie. Johnson gwizdnął i pokręcił głową.

– Tak jak ta – mruknął.

Pochylili się jeszcze bardziej nad ofiarą. Quentin starał się uchwycić wszystko, co różniło to morderstwo od pozostałych. Oczywiście najbardziej rzucała się w oczy zakrwawiona ręka dziewczyny. Quentin zmarszczył brwi i skupił się na niej. Zabójca nie wykazał się specjalną delikatnością. Niemal wyrwał palec ofierze, zostawiając ohydnie postrzępioną ranę. Prawdopodobnie uciął palec scyzorykiem albo czymś równie mało niebezpiecznym.

Nie był przygotowany. Anna mówiła o sekatorze.

– Sądząc po kolorze i ilości krwi, zrobił to po uduszeniu tej małej – powiedział Johnson.

Quentin skinął głową. Spojrzał na twarz ofiary. Mimo śmiertelnej maski była naprawdę ładna. Delikatne, regularne rysy, niebieskie oczy, naturalnie rude włosy, trochę jaśniejsze niż u Anny.

– Poszło mu znacznie gorzej niż z poprzednimi. – Malone wyciągnął rękę. – Popatrz na siniaki na twarzy i szyi. Tamte ofiary nie miały niczego w tym rodzaju.

– Myślisz, że to ten sam, który załatwił Kent i Parker?

– Raczej tak – odparł. – Ale na razie nie możemy tego stwierdzić na pewno.

– Wygląda na to, że ją zgwałcił.

– Jeśli to ten sam facet, to moim zdaniem był z jakiegoś powodu wściekły. Wyraźnie widać, że nie był tak ostrożny. Być może zdecydował się na to morderstwo pod wpływem impulsu…

– Chcesz powiedzieć, że mu nie wyszło z Anną North i dlatego szybko znalazł inną?

– I uciął jej palec, żeby wyglądała jak Anna North – dodał Quentin.

Być może one wszystkie miały symbolizować Annę, pomyślał.

– Tak. – Johnson podrapał się po głowie. – Tylko jak mu się udało tak szybko znaleźć następną rudą dziewczynę?