– Tak?
– Tamten pan mi powiedział, że czeka na pani odpowiedź.
– W jakiej sprawie?
– Nie wiem, chyba chodzi o bilecik.
Wszyscy znów się we mnie wpatrują, tym razem jeszcze baczniej niż poprzednio.
– Proszę mu powiedzieć, że tak. – Po czym patrzę na nich. – Tak, chciał wiedzieć, czy go zapisałam na egzamin.
Wszyscy oddychają z ulgą. Poza mamą, oczywiście, która wciąż się we mnie wpatruje, ale ja unikam jej wzroku. Znów spoglądam na kelnera, który wyciąga jeszcze jeden bilecik. – Wobec tego teraz mam pani dać ten.
– Jeszcze jeden?
Wszyscy już nie wytrzymują.
– Ale chyba tym razem nam powiesz, co tam jest napisane?
– A to co, polowanie na skarb?
Oczywiście znów się rumienię i go otwieram. „Wobec tego o ósmej będę u ciebie pod domem. Punktualnie, więc się nie spóźniaj i postaraj się niczego nie zmalować… PS Weź pieniądze, nigdy nic nie wiadomo”.
Uśmiecham się sama do siebie.
Kelner w końcu odkorkował butelkę, właśnie skończył rozlewać szampana do kieliszków i zbiera się do odejścia.
– Przepraszam, proszę mi powiedzieć…
– Tak?
Wykonuje mały obrót i patrzy na mnie.
– A gdyby moja odpowiedź brzmiała „nie”, to czy miał pan dla mnie jakiś inny bilecik?
Kelner się uśmiecha i kręci głową. – Nie, powiedział mi, że w takim wypadku mam po prostu odnieść szampana z powrotem.
39
Raffaella jest już razem z Babi w salonie.
– Cześć, Babi, słucham… no, co takiego?
– Nic, tyle że chciałam ci to pokazać, mamo, a co z tobą? Jesteś cała czerwona… – Babi przygląda się jej zaniepokojona. – Co, pokłóciliście się?
– Nie, wręcz przeciwnie…
Raffaella patrzy na nią uśmiechnięta. Ale Babi nie podchwytuje tematu i pokazuje jej pismo.
– O właśnie, jak mówiłam, podobają ci się takie na stole? Czy nie wygląda to ładnie? A może wolisz tamte, bo prezentują się bardziej naturalnie? Kłosy i ziarna, fajne, nie? To lepsze, prawda?
– Chcesz, żebym zajęła się tym dziś wieczór?
– A co, musisz teraz dokądś iść, tak?
– Tak, idę do Flaviów.
– Mamo, posłuchaj, musimy się na coś zdecydować, za bardzo sobie to wszystko lekceważysz!
– Jutro się tym wszystkim zajmiemy, Babi, teraz jestem już spóźniona. Raffaella idzie do łazienki i pospiesznie zaczyna sobie robić makijaż.
Dokładnie w tym samym momencie zjawia się Daniela.
– Mamo, muszę z tobą porozmawiać.
– Jestem już spóźniooona…
– Ale to ważne!
– Jutro! Nic nie jest tak ważne, by nie dało się tego załatwić jutro!
W tej samej chwili przechodzi Claudio. On też się spieszy. Daniela usiłuje w jakiś sposób go zatrzymać.
– Cześć, tato, możesz stanąć na chwilę? Muszę ci coś opowiedzieć, to bardzo ważne!
– Mam kolację z Farinim. Twoja mama już o wszystkim wie. Przepraszam, ale to sprawa służbowa najwyższej wagi, a poza tym w grę wchodzi również rozgrywka…
Claudio całuje w pośpiechu Daniele, Raffaella dopada go przy samych drzwiach.
– Claudio, poczekaj na mnie, zejdziemy razem.
Daniela nie rusza się z miejsca, tkwi na środku korytarza i patrzy, jak rodzice wychodzą z domu. Po chwili staje pod pokojem Babi. Ale drzwi do niej są zamknięte. Daniela puka.
– Proszę, kto tam?
– Cześć… sorry, muszę ci coś powiedzieć. Możemy pogadać?
– Nie, sama zrozum. Właśnie wychodzę. Mama wyszła, chociaż jest cała masa rzeczy, a my miałyśmy postanowić co i jak. Wybacz, ale to naprawdę nie jest najlepszy moment. Idę do Smeraldy, przynajmniej ona coś mi doradzi. Jeśli będziesz mnie potrzebować, to dzwoń na komórkę.
Tym samym również ona znika z pola widzenia. Daniela, sama w całym domu, podchodzi do telefonu stacjonarnego i wykręca numer.
– Halo, Giuli… cześć… co robisz? Ach, dobrze… posłuchaj, sorry, że ci przeszkadzam, ale czy przypadkiem nie mogłabym do ciebie wpaść? Muszę ci coś powiedzieć, tak, coś bardzo ważnego. Tak, przysięgam, zajmę ci tylko dwie minutki. Tak, sorry, ale zwyczajnie nie mam pojęcia, co robić. Przysięgam, tak, pogadamy o tym podczas przerwy na reklamy. Okay, dzięki.
Daniela się rozłącza, zamyka pospiesznie mieszkanie i zbiega pędem na dół. Otwiera drzwi na klatkę i wychodzi. Dokładnie w tej samej chwili, zza żywopłotu słyszy: – Dani! To Alfredo.
– O Boże, przestraszyłeś mnie na śmierć… o matko, serce mi wali jak opętane. No co ty, ukrywasz się, zaszyty w krzakach!
– Przepraszam, dopiero co widziałem Babi, jak wychodziła.
Daniela dostrzega, że jest blady, wymizerowany, zdenerwowany.
– No tak, nie… chciałem chwilę z tobą porozmawiać, bo w końcu jesteś jej siostrą.
Daniela patrzy na niego. O Boże, a ten zaraz zacznie nawijać jej o Babi, jak najęty.
– Nie, sorry, Alfredo, posłuchaj: ja nic nie wiem… tylko z nią możesz o tym pogadać.
– Okay, przepraszam, masz rację. A ty jak się masz?
– Dobrze, dzięki… – Daniela przygląda mu się uważniej. Alfredo mógłby się okazać odpowiednią osobą, taką, z którą by można o tym pogadać. Jest lekarzem, ma doświadczenie, a nuż sam będzie mi potrafił coś doradzić.
– Wiesz, strasznie mi przykro, że cię przestraszyłem.
– Oj, nie ma o czym mówić, nic się nie martw, już mi przeszło.
– Ech, za to mi wcale nie przechodzi. Wciąż myślę o twojej siostrze i czuję się fatalnie. Pomyśl tylko, że do tego jadę na psychotropach.
– Bardzo mi przykro.
Przez chwilę stoją w milczeniu. Wreszcie Daniela postanawia przerwać tę niedorzeczną rozmowę.
– No, nie gniewaj się, ale teraz muszę już iść, czeka na mnie przyjaciółka…
– Okay, raz jeszcze przepraszam…
Daniela oddala się biegiem w stronę garażu, postanawia wziąć vespę. Ma nadzieję dotrzeć do Giuli jeszcze przed rozpoczęciem filmu. Ale już zaraz znów wraca myślami do Alfreda. Biedaczysko, wystarczy tylko popatrzeć, jak wygląda. Nie da się ukryć, że namiętność w wydaniu Babi doprawdy unicestwia. Aktualnie facet jest skończony, niezrównoważony, ma schizę. Toteż nie ma cienia wątpliwości, że postąpiła słusznie. Alfredo to ostatnia osoba na świecie, której by mogła powiedzieć, że jest w ciąży.
40
Na luzie i zrelaksowany, elegancki jak nigdy dotąd, a przynajmniej tak mi się wydaje. Przeglądam się w lusterku i aż siebie nie mogę rozpoznać. Świeżo umyte włosy, prosto spod prysznica, niebieska marynarka, biała koszula i lniane, beżowe spodnie, a do tego amerykańskie buty w kolorze ciemnego brązu, szyte, ale tak, że ścieg nie rzuca się aż nadto w oczy, sprawiając, iż całość wygląda jak najbardziej nowocześnie. Szeroki pas z dużą klamrą, ciemnobrązowy, tak samo jak i buty. Ach, bym zapomniał, koszula zapięta na przedostatni guzik i komórka w kieszeni. Ja i komórka. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Osiągalny zawsze i wszędzie, czyli nigdy tak naprawdę wolny i jakby pod wpływem czarów lub raczej za sprawą klątwy. Oczywiście zaczyna dzwonić. Kurwa, i to właśnie teraz, odbieram, zakład, że to Gin ma jakiś problem? Jeśli tak, nic mnie to nie obchodzi, jadę po nią pod dom albo nie, idę prosto na górę i ją porywam. Daję się ponieść szalonej wyobraźni.
– Halo?
– Step, całe szczęście, że odebrałeś…
To Paolo, no pewnie, jakże mogłem sam na to nie wpaść?
– O co chodzi?
– Step, stało się coś strasznego, zwinęli mi samochód.
– Kurwa mać… Już myślałem, że chodzi o mamę i tatę…
– Nic, nic im nie jest. Zszedłem na dół i nie znalazłem już mojego audi A4. Kuźwa, ale jak oni to zrobili? Na ziemi nie ma śladu szkła, czyli że nie rozbili szyby. Nawet do garażu dostali się bez włamywania, otworzyli go i już. Jak oni to zrobili?