Выбрать главу

Sam dokładnie nie pamiętam. Tak czy inaczej, jeździli nim: George Clooney, Matt Damon, Andy Garcia, Brad Pitt, a teraz… pan!

Claudio uśmiecha się niewyraźnie.

– Być może…

Sprzedawca orientuje się, że ma przed sobą faceta wiecznie niezdecydowanego. Nie zna prawdy. Bo ma przed sobą okrutny cień, potworny hologram, rzut laserem, to nikt inny tylko Claudio zaprzątnięty myślą o własnej żonie. Chłopak decyduje się rozruszać potencjalnego klienta, dostarczając mu dodatkowych informacji. Krąży wokół samochodu, podając osiągi: prędkość, ile pali, rozmaite możliwe parametry oraz oczywiście wszelkie ewentualne oferty leasingu.

– A propos… – słysząc ostatnią propozycję, Claudio nabiera odrobiny otuchy – w wypadku zakupu przyjmujecie w rozliczeniu stary samochód, prawda?

– Ależ oczywiście, jakżeby inaczej! Chociaż akurat teraz rynek samochodów używanych ma się tak sobie, proszę pana.

Claudio nie miał co do tego wątpliwości.

– Czy może pan rzucić na niego okiem? Stoi na zewnątrz.

– Jasne. Chodźmy go zobaczyć.

Claudio wychodzi z salonu w towarzystwie sprzedawcy.

– Jesteśmy, oto on.

Cały dumny pokazuje swojego mercedesa 200, grafitowosrebrny metalik. Chłopak w okamgnieniu staje się czujny, poważny, dokładny. Przypatruje mu się, co pewien czas go dotyka, sprawdza ślady prawdopodobnych napraw, chytrze ukryte. Claudio próbuje go przekonać.

– Zawsze oddawałem go do przeglądu, dopiero co wymieniłem też opony…

Sprzedawca krąży wokół samochodu i ogląda drugi bok, ten zniszczony przez skuter. Wówczas Claudio stara się odwrócić jego uwagę.

– Akurat w zeszłym tygodniu był na kompleksowym przeglądzie.

Ale sprzedawcy takiemu jak ten nic nie umknie.

– Tak… tyle że tutaj ładnie ktoś pana urządził, co!

– Ano tak, moje córki. Tysiąc razy im mówiłem, żeby parkowały skuter pod samą ścianą, na próżno!

Sprzedawca wzrusza ramionami, jakby chciał powiedzieć:,,A cóż ja mogę na to poradzić?".

– No właśnie, tak czy inaczej, się to naprawi. Poza tym trzeba zrobić przegląd silnika, nieprawdaż? Auto trafi do głównego mechanika. No tak, jeśli wykluczymy ewentualne problemy, to jego wartość szacowałbym na około… cztery tysiące, cztery i pół tysiąca euro.

– Aha… – Claudiowi brak słów. Liczył na co najmniej dwa razy tyle. – Wyprodukowany w dziewięćdziesiątym dziewiątym.

– Prawdę powiedziawszy, myślałem, że w dwutysięcznym, tak czy owak, cena, jaką panu podałem, wymaga jeszcze potwierdzenia, dobrze?

Czy dobrze? Ależ jasne, że tak! Dobrze bez cienia wątpliwości! Ja za to powinienem wam dać trzydzieści siedem tysięcy pięćset euro, euro mniej, euro więcej. Ale Claudio postanawia o tym nie myśleć.

– Tak, dobrze… jasne…

– W takim razie do zobaczenia. W razie czego jesteśmy do dyspozycji. Młody sprzedawca wymienia z nim mocny uścisk dłoni, pewien, że w mniejszym lub większym stopniu udało mu się go przekonać. Zaraz potem wręcza mu wizytówkę z wszystkimi namiarami i logo BMW. Claudio patrzy, jak się oddala. Kiedy sprzedawca jest już w salonie i nie może go zobaczyć, Claudio drze wizytówkę i wyrzuca ją do kosza nieopodal. Brakuje jeszcze tylko, żeby Raffaelli wpadło to w ręce. Wsiada do swojego mercedesa. Opiera ręce na kierownicy. Kochana, wiesz przecież, że i tak nigdy bym cię nie zdradził! Po czym sięga po komórkę, rozgląda się naokoło i pisze SMS-a. Wysyła go i po upływie sekundy, naturalnie, kasuje. Wreszcie, w ostatnim odruchu bezgranicznej wolności, zapala sobie marlboro.

5

To tutaj Step, pod dwieście trzydzieści siedem. Poczekaj, otworzę bramę. Zaparkuj w tym miejscu. Numer sześć, to mój. – Paolo jest wyraźnie dumny. Bierzemy bagaże. – Można wjechać windą z samego garażu. – Jest dumny także i z tego. Wjeżdżamy na piąte piętro. Otwiera drzwi, jakby to był sejf. Alarm, dwa zamki, drzwi pancerne. Powyżej widnieje jego nazwisko. Paolo Mancini, wydrukowane na wizytówce umieszczonej w złotej ramce. Coś okropnego, ale mu tego nie mówię.

– Widziałeś? Na tabliczce umieściłem jedną z moich wizytówek. Jest i numer telefonu. Niezły pomysł, co? Z czego się śmiejesz? Nie podoba ci się, tak?

– Jak to nie. Dlaczego uważasz, że miałbym cię ciągle okłamywać? Naprawdę mi się podoba, słowo. – Paolo uśmiecha się wyraźnie rozluźniony i wpuszcza mnie do środka.

– Okay, chodź, tylko popatrz, proszę…

Samo mieszkanie jest niczego sobie, nowy parkiet, jasne kolory, białe ściany.

– Trochę za mało tu mebli, ale pomyśl tylko, zarządziłem totalny remont. Popatrz, mam zdalnie sterowane gniazdka, dzięki temu możesz sobie regulować oświetlenie według własnego widzimisię, kumasz?

Wypróbowuje pierwsze z brzegu, ustawia je tak, że świeci raz mocno, to znów słabo.

– Niezłe, co?

– Zajebiste, – Stoję w drzwiach, objuczony torbami. Paolo uśmiecha się, szczęśliwy, że sam na to wpadł.

– Pokażę ci, gdzie się możesz zainstalować. Otwiera drzwi w głębi korytarza. – Tara!

Paolo staje w wejściu, uśmiechnięty od ucha do ucha.

– Ech… – Niechybnie czeka mnie jakaś niespodzianka. Wchodzę.

– Zebrałem do kupy twoje manatki i przeniosłem je tutaj. Jakieś swetry, koszulki, bluzy. I popatrz na to… – Pokazuje mi obraz wiszący na ścianie. – Zostało jedno płótno Andrea Pazienzy. Tego nie spaliłeś.

Niechcący przypomina mi o tamtym Bożym Narodzeniu sprzed dwóch i pół roku. Chyba to do niego dociera i trochę tego żałuje.

– Dobra, ja idę do swojego pokoju. Czuj się jak u siebie.

Kładę torbę na łóżku, rozpinam suwak i zaczynam wyładowywać rzeczy. Swetry, kurtki, track jacket Abercrombie. Sprane dżinsy marki Junya. Bluzę w piaskowym kolorze Yinatge 55. Starannie złożone koszule Brooks Brothers. Wkładam je do białej szafy. Ma pełno szuflad. Drugą torbę też otwieram i zapełniam je wszystkie. Na samym dnie bagażu leży zawinięta paczka. Biorę ją i idę do niego. Paolo jest u siebie w pokoju, leży wyciągnięty na łóżku, stopy wystają mu poza krawędź.

– Trzymaj. – Rzucam mu pakunek na brzuch. Zachowuje się, jakbym mu dał kuksańca, zwija się skulony, przytrzymując pakunek, który ląduje obok niego.

– Dzięki, a to dlaczego? – Zawsze doszukuje się wyjaśnienia.

– To w Ameryce ostatni krzyk mody.

Rozpakowuje i rozkłada prezent przed sobą. Jest nieco zdezorientowany.

– To kurtka marki Fire. Tam noszą ją ci, którym się udało. – Teraz, po tym, jak mu to powiedziałem, jakoś bardziej mu się podoba.

– Zmierzę! – Zakłada ją na marynarkę i przegląda się w lustrze. Staram się nie śmiać.

– Kurwa, zajebiście! – U niego taka reakcja jest co najmniej nietypowa. Najwyraźniej rzeczywiście mu się podoba.

– Idealnie utrafiłeś z rozmiarem!

– Dbaj o nią. Jest warta tyle, co skrawek twojego domu.

– Poważnie aż tyle kosztuje?

– Ejże, co by nie mówić, twój pokój jest jakiś ładniejszy, większy.

– Tak, Step, wiem, ale…

– Paolo… ja żartuję.

Paolo oddycha z ulga.

– Nie, poważnie, naprawdę odwaliłeś kawał dobrej roboty.

– Nie masz nawet pojęcia, ile mnie to kosztowało.

Właśnie, jak na księgowego przystało. Wracam do siebie do pokoju. Zaczynam się rozbierać. Chętnie wezmę prysznic. Paolo wchodzi do mnie, wciąż ma na sobie kurtkę z metką, która mu dynda tuż przy szyi, w rękach trzyma pakunek. – Ja też mam dla ciebie niespodziankę. – Robi zamach, jakby mi go chciał rzucić, ale się rozmyśla i podaje mi go niespiesznie. – Nie wolno tym rzucać. To delikatna rzecz.