Выбрать главу

– Wierz mi. Gin, nie widziałem.

Patrzę na repertuar i go znajduję. Co kryje prawda. Nie. Tego nie widziałem. A poza tym skąd ona może wiedzieć, co widziałem, a czego nie.

– Ale jak to, sam się przecież przyznałeś, nawet w nim zagrałeś. Na obwodnicy, za plecami Gin, prawdziwe kino grozy. Brrr. Wciąż się cały trzęsiesz. Przecież widzę. Lepiej postaw na coś o miłości, mówię ci… bo choćby nie wiem co, i tak lepiej na tym wyjdziesz i przynajmniej nie zrobisz sobie kuku!

Dwie dziewczyny przede mną zanoszą się śmiechem. Gin odchodzi, kręcąc głową. – Czysty obłęd… – Wkładam ręce do kieszeni. Dziewczyny przede mną jeszcze przez moment na mnie patrzą i znów się śmieją. Na szczęście już po chwili jedna z nich porusza jakiś inny temat, który pochłania je na dobre. Po raz pierwszy dociera do mnie, jak się czuje ktoś potraktowany przedmiotowo. I to na dodatek potraktowany przedmiotowo przez kobietę, przez Gin, Gin, która prowadziła mój motor, która sobie z nim poradziła, wykazała się przy tym spokojem, pewnością siebie, szybko się uwinęła, sprostała temu i dotarła aż tutaj… Przejechała obwodnicą, i to w nocy, w spódnicy, dała sobie radę ze zmianą biegów, choć założyła eleganckie buty, na dodatek zrobiło się zimno i nie brakowało rozpędzonych samochodów. Gin… pierwsza kobieta, która prowadziła mój motor. I pierwsza, która potraktowała mnie przedmiotowo! Chce mi się śmiać. Ale teraz moja kolej. Znów poważnieję, kupuję bilety i już nie mam wątpliwości, na co się zdecydować.

Gin tkwi przy wejściu z dwoma kubłami popcornu w rękach i coca-colą, którą postawiła na koszu nieopodal, z wsuniętymi do środka dwiema słomkami.

– A jednak dałeś radę…

Biorę coca-colę, pociągam łyk i ją wymijam.

– Chodź, idziemy.

Gin kręci głową i idzie za mną, uważając, by nie rozsypał jej się popcorn.

– Można wiedzieć, jaki film wybrałeś?

– A po co? I tak zaczęłabyś się czepiać.

– Ja?! Skąd ten pomysł. To nieprawda. Należę do osób, które się dostosowują. Nie jestem z tych, co to nic, tylko w kółko trują. A poza tym żadnego z nich dotąd nie widziałam. Ani tego śmiesznego, ani tego o miłości, ani nawet tego filmu grozy. Każdy się nadawał.

– No właśnie… toteż zdecydowałem się na wszystkie trzy. I wyciągam z kieszeni sześć biletów.

– Najpierw film grozy, potem komedia, dzięki temu będziesz mogła dojść do siebie, a po nim melodramat, tym samym na koniec a nuż ja sam zdołam się pozbierać i też coś będę z tego miał.

– Oglądając melodramat… A to niby dlaczego?

– Bo będę miał ciebie, posiądę cię w sensie fizycznym… Sorry, ale czy myślisz, że całe to nasze wspólne wyjście, to, że prowadzisz mój motor, idziesz na trzy filmy zamiast jednego, a podczas dwudziesto-minutowej przerwy między drugim a trzecim seansem możesz nawet liczyć na coś do jedzenia… Że to wszystko dostaniesz ot tak, a ja nic nie będę z tego miał? O nie, nie ma tak. Ty jesteś moją inwestycją. To znaczy coś, a właściwie „to”, czyli sama dobrze wiesz „co”, zwyczajnie mi się należy… czy nie? To jak?

– Jak to, tylko jedno? Ależ ty zasługujesz na o wiele więcej. Trzymaj, należy ci się wszystko!

Gin rzuca mi kubeł popcornu. Łapię go, choć wypada to dosyć nieporadnie, zważywszy, że i tak trzymam już w rękach coca-colę. Efekt jest raczej opłakany. Kończy się to tym, że pojedyncze ziarna prażonej kukurydzy przyczepiają mi się do golfu, jeden ląduje mi aż na ramieniu i całkiem sporo, za dużo, pod stopami Gin odchodzi, wzruszając ramionami.

– Bez obaw, firma stawia!

Dokładnie w tej samej chwili przechodzą obok te dwie dziewczyny, które stały przede mną w kolejce. Znów zaczynają się śmiać. Otrzepuję się z popcornu, w końcu sam też się uśmiecham. – Musicie ją zrozumieć. Nie chce przyznać, ale się zakochała! – Potakują. No, wydaje mi się, że moje tłumaczenie wzięły za dobrą monetę. I trochę bardziej zadowolony udaję się na pierwszy seans. Ale ciemno.

– Gin… Gin, gdzie jesteś? – Nawołuję półgłosem, ale jak zwykle trafia się ktoś aż nadto przeczulony. – Ciii.

– Przecież nie ma nawet jeszcze czołówki… bez przesady! – Podnoszę głos. – Gin! Daj mi jakiś znak.

Z prawej leci na mnie kawałek popcornu i trafia mnie w policzek.

– Tu jestem…

Siadam obok niej, a ona z miejsca częstuje mnie zawartością swojego kubełka. – Jeśli już zjadłeś cały swój popcorn, to weź sobie mój. Jestem hojna, sam przecież wiesz.

– Jakżeż miałbym nie wiedzieć! Nie tyle nawet częstujesz popcornem, ile od razu nim obsypujesz.

Sięgam ręką do jej popcornu i biorę go trochę, zanim skończy tak samo, jak ten przed chwilą. – Step, przyznaj się. Ten pomysł z trzema kinami ściągnąłeś od Antonello Vendittiego?

– Od Antonello Vendittiego? Coś ty, oszalałaś? Kto go tam w ogóle widział?

– Ale co to ma do rzeczy! Chodzi mi o jego piosenkę. Tę, w której jest też mowa o Milanie Kunderze, o szkole, o Giulio Cesare.

– W życiu nie słyszałem.

– W życiu nie słyszałeś?

– No, jak żyję!

– To gdzieś ty się uchował? Pewnie nie zwracasz uwagi na słowa…

– Nie, po prostu nie zwracam uwagi na to, co ma do powiedzenia muzyk, będący kibicem Romy…

Koleś siedzący przed nami odwraca się gwałtownie.

– Za to my zwracamy uwagę na każde wasze słowo, tylko że wolelibyśmy słyszeć to, co mówią w filmie. Czy i tym razem będziecie się upierać, że to dopiero czołówka?

Upierdliwy, skrupulatny, a na dodatek mściwy. Zrozum tylko, nie mógł uwierzyć własnym uszom. Specjalnie czekał, aż zaczniemy gadać, byle tylko móc wyjechać z tym swoim tekstem o czołówce. Mógł zwyczajnie raz jeszcze powtórzyć „ciii”. Przestalibyśmy się odzywać i tyle. Ale on jak na złość zaczął się produkować, nadgorliwiec. Zbieram się, żeby wstać z miejsca. – Sorry, ale… – Nie zdążam skończyć zdania, bo Gin ciągnie mnie za kurtkę, tak że z powrotem ląduję na fotelu.

– Step… popieścisz mnie trochę? – Przyciąga mnie do siebie uśmiechnięta, a ja nie daję sobie tego powtarzać dwa razy.

Po pierwszym seansie. Co kryje prawda, idziemy do tutejszego pubu napić się piwa, zanim zacznie się nasza komedia.

– Ale przyznaj się, Gin… Bałaś się?

– Ja? Nawet nie wiem, co to znaczy.

– A to dlaczego najpierw sama tak się do mnie przytulałaś, a w najlepszym momencie kazałaś mi zabierać rękę?

– Bałam się.

– A widzisz! A nie mówiłem…

– Bałam się, że ten koleś za nami się zorientuje i na nas doniesie… albo za zakłócanie spokoju, albo jeszcze gorzej, za obsceniczne zachowanie w miejscu publicznym.

– To już lepiej za to drugie.

– No pewnie, tym samym też bym była w to zamieszana.

– No co ty, nie o to chodzi. Tylko o to, że kolekcjonuję zarzuty. I oskarżenia o obsceniczne zachowanie w miejscu publicznym akurat mi brakuje!

– A, dobra, ze mną tego albumu kończył nie będziesz.

– A to dlaczego? Mamy przed sobą jeszcze całe dwa seanse.

Podrywa się gwałtownie. Chwytam za jej piwo, zanim chluśnie mi nim w twarz.

– Ej, nic się nie bój. Chciałam je tylko skończyć, bo za chwilę początek następnego filmu. Jeśli będziesz tracił czas, to co potem poczniesz ze swoim albumem?

Uśmiecha się, opróżnia resztę jednym haustem, do dna. Po czym wstaje i specjalnie wyciera sobie usta w mankiet kurtki.

– Chodźmy… a może już ci odeszła ochota?

I po tej aluzji wchodzi na salę kinową. Scary Movie. Najpierw film grozy. A teraz komedia o filmach grozy. Kto wie, czy odpowiada jej mój wybór. Ale już jej nie wypytuję, za dużo tych pytań. Gin wierci się na fotelu. Co pewien czas śmieje się z jakiejś durnowatej sceny. No, już sam fakt, że w ogóle się śmieje, jest krzepiący. Śmieje się ze mnie? Za dużo tych pytań. Step. Co z tobą, zrobiłeś się niepewny siebie?