– Tak, owszem…
– No, najwyraźniej rozstałeś się już ze swoją nieśmiertelną, szpanerską kurtką, w której wyglądałeś, jakbyś od zawsze był na bakier z prawem i gwizdał na to.
– Ale o co chodzi… – Przyglądam się swojej ciemnoniebieskiej marynarce, którą włożyłem sobie na luzie do pary dżinsów i swetra z golfem. – A co, źle mi w tym?
– No nie. Nie do wiary. Step, który szuka potwierdzenia! Ajajaj, jest aż tak kiepsko…
– Człowiek się zmienia. Dostosowujemy się, robimy się elastyczniejsi, słuchamy innych…
– Więc jest aż tak fatalnie. Najwyraźniej już po same uszy tkwisz w leju!
– Wciąż to samo? Ale o co w ogóle chodzi z tym lejem?
– Mój ojciec porównuje życie społeczne do leja, który znajduje się w pozycji pionowej. Na początku, kiedy jest się na samej górze, w jego szerokiej części, można sobie krążyć, jak się chce, swobodnie, beztrosko, bez specjalnych obowiązków, nie będąc zmuszonym do poważnych przemyśleń, ale w miarę jak człowiek schodzi coraz głębiej w dół, to dociera do jego najwęższej części, wówczas nie można się już wycofać, ściany się zwężają, trzeba płynąć dalej, nie ma odwrotu, inni jeszcze napierają, trzeba trzymać się swojego miejsca w szeregu i o nie dbać!
– O matko. Co za koszmar! A wszystko tylko dlatego, że zmieniłem kurtkę? To dopiero będzie, jak mnie zobaczysz jutro.
– A bo co?
– Jutro mam program, lecimy na żywo, strój obowiązkowy: garnitur i krawat!
– Nie. Nie mogę w to uwierzyć, jutro tu jestem. Kto by przegapił taką okazję. Step w marynarce i pod krawatem! Przyjdę choćby nawet sam Boy George i George Michael zjawili się u mnie w domu, dali koncert, a potem jeszcze obydwaj naraz postanowili pójść ze mną do łóżka!
– Wszystko co chcesz, Pallina. Ale możesz mi wyjaśnić, skąd to porównanie? Jaki jest związek pomiędzy dwoma osławionymi w świecie muzycznym gejami a tym, że mam się pokazać w garniturze i pod krawatem. Gdybyś chociaż powiedziała cokolwiek, co by nie było aż tak od czapy.
– A tam, sama nie wiem. To prawda. Ten związek może się wydawać naciągany, muszę to jeszcze przemyśleć. Ale skoro już o tym mowa, to akurat w twoim przypadku… chyba jest wszystko po staremu, prawda? '
Bo mówią, że w środowisku telewizyjnym, tuż za tym związanym z modą jest najwyższy odsetek…
Przez chwilę myślę o naszym spotkaniu na tarasie tamtego wieczora. Ale to raptem tylko jeden moment. Śmieję się. Już mi przeszło. Śmieję się, i to jeszcze jak.
– Nie. Nie. Możesz być spokojna. A już zwłaszcza możesz uspokoić swoje przyjaciółki!
– Zarozumialec!
Lekko mnie popycha. Kto wie, czy i ona aby nie wróciła myślami do tamtej nocy.
– A powiedz mi no tylko, co takiego właściwie robisz w tym programie?
– To, czego się nauczyłem w Stanach. Zajmuję się logo, grafiką komputerową, czołówką i napisami, które pojawiają się na początku programu, tekstem, który widać na pasku z wynikami i kasą, którą można wygrać. Wiesz, te napisy umieszczane poniżej twarzy prowadzącego. No, właśnie, to ja się zajmuję dokładnie takimi historiami.
– Masz pojęcie… telewizja! A więc i tancerki, hostessy, superlaski, zabójcze piękności, jakich tylko dusza zapragnie i panny, które dają, bo na tym polega ich praca. A kiedy się rozmyślisz, no nie, wyobrażam sobie, że tam akurat można się dowartościować…
– No, nie aż tak. Ale powiedzmy, że to niewątpliwa zaleta tej pracy. Dokładnie w tej samej chwili przechodzi obok jedna z tancerek. Akurat… ta najseksowniejsza.
– Cześć, Stefano.
– Cześć.
– Do zobaczenia w środku.
– Jasne.
Oddala się cała uśmiechnięta, piękna i pewna siebie, sprężystym krokiem, spokojnie, świadoma zainteresowania, które wzbudza, okazywanego jej w sposób mniej lub bardziej subtelny, świadoma myśli i to najrozmaitszych, które chodzą po głowie tym wszystkim, którzy podziwiają jej kształty, gdy tymczasem ona zostawia ich za plecami.
– O to chodzi, masz łeb na karku.
Pallina jest w rewelacyjnej formie, ma fantastyczny refleks i niczego nie przepuści.
– A na dodatek jeszcze to… „Stefano”?! Po raz pierwszy słyszę, żeby ktoś zwracał się do ciebie per Stefano. O Boże, to ty do tego wszystkiego jesteś tu incognito.
– Wiesz, jak to jest. Step świadczy o dużej zażyłości.
I dokładnie w tym samym momencie słyszę, jak ktoś mnie woła. – Step!
Odwracam się. To Gin. Nadchodzi uśmiechnięta i rozpromieniona, śliczna w swojej nieukrywanej żywiołowości. Pallina unosi brew. – Tak, to prawda! Step świadczy o dużej zażyłości!
Gin podchodzi i szybko całuje mnie w usta. I staje obok, jakby chciała zakomunikować: jestem gotowa, by poznać tę twoją przyjaciółkę… Bo to przecież przyjaciółka, nieprawdaż? Ach, te kobiety.
– Mhm, tak, sorry, poznaj moją przyjaciółkę Pallinę. Pallina to jest Ginevra.
– Cześć. – Gin od razu wyciąga do niej rękę. – Możesz na mnie mówić Gin.
– Ja z kolei zarówno dla przyjaciół, jak i nie, jestem Pallina.
Przez chwile mierzą się wzrokiem od stóp do głów, robią to bardzo szybko. I zaraz, właściwie trudno powiedzieć, jak to się dzieje czy dlaczego, ale na szczęście dochodzą do wniosku, że wzbudzają w sobie nawzajem sympatię. Wybuchają śmiechem.
– Step – mówi Gin – to ja idę. Tylko się nie spóźnij, bo już i tak cię szukali.
– Okay, dzięki, zaraz będę.
– Cześć, Pallina – żegna się z nią uśmiechnięta i odchodzi. – Cieszę się, że cię poznałam.
Przez chwilę stoimy tak w milczeniu i patrzymy na nią, jak się oddala. Po chwili Pallina zagaja, ciekawa:
– Czy to aktorka?
– Nie. Jej rola jest całkiem prosta, jest hostessą w programie.
– To znaczy?
– Przynosi koperty.
– Szkoda, taki talent, a się marnuje.
– Co przez to rozumiesz?
Pallina zaczyna mówić falsetem:
– Cieszę się, że cię poznałam.
– Słuchaj, a nuż rzeczywiście Gin uznała, że jesteś fajna.
– Widzisz, świadczyłoby to o tym, że jest naprawdę doskonałą aktorką! Ciebie też nabrała.
– Strasznie jesteś uprzedzona.
– To wy, faceci, jesteście aż nadto niefrasobliwi. Sam się przekonasz, czy rzeczywiście nie mam racji. Kiedy znów się z nią zobaczysz?
– Niedługo.
– O, właśnie, zobaczysz, albo nie będzie się odzywała i się naburmuszy, albo zarzuci cię pytaniami. „A co to za jedna ta Pallina? Co robi? Od kiedy się znacie?”. Możesz się zacząć martwić zwłaszcza wtedy, kiedy cię zapyta:,,A co, może byliście razem?”.
– Dlaczego?
– Bo to będzie świadczyło o tym, że jest nie tylko ciekawa… ale też zakochana.
I Pallina zostawia mnie ot tak, odchodząc jak to ona, od zawsze tak samo, w podskokach.
Przyłącza się do swojej śmiesznej przyjaciółki, której nie znam, i znika, jak to ona. Po raz kolejny zostaję sam i czuję się po prostu zaniepokojony.
Niedługo potem jestem na miejscu, w Teatro delie Vittorie. Witam się z Tonym, ochroniarzem stojącym przy wejściu, i rozglądam się wokół, szukam jej.
– Trzymaj. – Rzucam mu paczkę. Tony chwyta ją w locie, niczym czołowy quarterback w amerykańskiej drużynie. Gdyby nie postura i fakt, że zazwyczaj ci zawodnicy są czarni, to właściwie cała reszta się zgadza.
– Ej, dzięki Step. Pamiętałeś.
Patrzy uszczęśliwiony na swoją paczkę fajków MS.
– Ile ci wiszę?
– Daj spokój, w razie czego, jeśli skończą mi się moje, to mnie poczęstujesz swoimi.
Dwóch hipokrytów. Ja w życiu bym nie zapalił MS-a, nawet gdybym wyjarał własne, wszystkie co do jednego, a już to widzę, jak on może nie wiedzieć, ile go kosztuje paczka, skoro z tego, co widzę, wypala prawie dwie na dzień. No, tak czy siak, cieszę się, że mogę mu je zafundować. W gruncie rzeczy go lubię.