Czy robiliby to, gdyby była brzydka?
Grace wolała się nad tym nie zastanawiać. Jednak, jak powiedział jej pewien nazbyt szczery krytyk: „Nie interesuje nas malarstwo nieatrakcyjne estetycznie, dlaczego z ludźmi miałoby być inaczej?”.
Grace chciała być artystką jeszcze przed bostońską masakrą. Jednak brakowało jej czegoś ulotnego i nieokreślonego. To okropne doświadczenie pomogło jej rozwinąć artystyczną wrażliwość. Owszem, wiedziała, że brzmi to pretensjonalnie. Gardziła akademickimi teoriami, mówiącymi, że twórczość wymaga cierpienia. Potrzebujesz tragedii, która nada barwę twojej pracy. Takie twierdzenia zawsze wydawały jej się pustą gadaniną, ale potem zrozumiała, że jednak coś w nich jest.
Choć nie zmieniła świadomie dotychczasowego punktu widzenia, teraz jej obrazy miały to nieokreślone coś. Było w nich więcej uczucia, więcej życia, więcej… żaru. Jej dzieła były mroczniejsze, posępniejsze, bardziej intensywne. Ludzie często zastanawiali się, czy kiedykolwiek malowała jakieś sceny z tamtego strasznego dnia. Najprościej rzecz ujmując, namalowała tylko jeden portret – młodą twarz tak pełną nadziei, że łatwo było zgadnąć, iż wkrótce zostanie zdeptana – lecz w rzeczywistości bostońską masakra rzucała cień i wywierała wpływ na wszystko, czego Grace się dotknęła.
Usiadła przy biurku Jacka. Po prawej miała telefon. Sięgnęła po aparat. Postanowiła zacząć od najprostszej rzeczy: nacisnąć przycisk ponownego wybierania.
Telefon Jacka – nowy model Panasonica, który kupiła w sklepie Radio Shack – miał ciekłokrystaliczny ekran, na którym pojawił się wybierany numer. Kierunkowy 212. Nowy Jork. Czekała. Po trzecim dzwonku zgłosiła się kobieta, która powiedziała:
– Burton i Crimstein, biuro prawnicze. Grace nie wiedziała, jak zacząć.
– Halo?
– Mówi Grace Lawson.
– Z kim mam panią połączyć? Dobre pytanie.
– Ilu prawników zatrudnia firma?
– Naprawdę nie mogę powiedzieć. Czy mam panią połączyć z którymś z nich?
– Tak, proszę.
– Tak?
– Nazywam się Grace Lawson.
– Czego pani sobie życzy?
– Mój mąż Jack dzwonił wczoraj do pani biura. Kobieta nie odpowiedziała.
– Zaginął.
– Słucham?
– Mój mąż zaginął.
– Przykro mi to słyszeć, ale nie rozumiem…
– Czy pani wie, gdzie on jest, pani Koval?
– Skąd, u licha, miałabym to wiedzieć?
– Zeszłej nocy wykonał jeden telefon. Zanim zniknął.
– Tak?
– Nacisnęłam przycisk ponownego wybierania. Pojawił się ten numer.
– Pani Lawson, to biuro zatrudnia ponad dwustu prawników. Mógł dzwonić do każdego z nich.
– Nie. Na wyświetlaczu jest pani wewnętrzny numer. Dzwonił do pani. Cisza.
– Pani Koval?
– Jestem.
– Po co mój mąż do pani dzwonił?
– Nie mam pani nic więcej do powiedzenia.
– Czy pani wie, gdzie on jest?
– Pani Lawson, czy słyszała pani o tajemnicy zawodowej?
– Oczywiście. Znów cisza.
– Chce pani powiedzieć, że mój mąż chciał uzyskać od pani poradę prawną?
– Nie mogę o tym z panią rozmawiać. Do widzenia.
9
Poskładanie kawałków łamigłówki nie zajęło Grace wiele czasu. Właściwie użyty, Internet może być cudownym narzędziem. Grace wprowadziła do wyszukiwarki Google'a słowa „Sandra Koval” z opcją przeszukiwania sieci, grup dyskusyjnych i obrazów. Sprawdziła stronę internetową Burtona i Crimstein. Znalazła na niej dane wszystkich prawników. Sandra Koval ukończyła Northwestern. Dyplom prawnika uzyskała na UCLA. Sądząc po roku ukończenia studiów, Sandra Koval powinna mieć około czterdziestu dwóch lat. Według danych w witrynie była żoną niejakiego Harolda Kovala. Mieli troje dzieci.
Mieszkali w Los Angeles.
To była kluczowa informacja.
Grace przeprowadziła dokładniejsze śledztwo, w mniej nowoczesny sposób, bo za pomocą telefonu. Fragmenty układanki zaczęły układać się w całość. Problem polegał na tym, że nie tworzyły sensownego obrazu.
Dojechała na Manhattan w niecałą godzinę. Recepcja firmy Burton i Crimstein znajdowała się na piątym piętrze. Recepcjonistka i strażniczka w jednej osobie obdarzyła ją skąpym uśmiechem.
– Tak?
– Grace Lawson do Sandry Koval.
Recepcjonistka połączyła się i rzuciła kilka słów do słuchawki, głosem cichszym od szeptu. Po chwili oznajmiła:
– Pani Koval zaraz tu przyjdzie.
Co za niespodzianka. Grace sądziła, że będzie musiała uciec i się do gróźb albo długo czekać na rozmowę. Wiedziała, jak wygląda ta kobieta, ponieważ na stronie internetowej firmy Burton i Crimstein zamieszczono jej zdjęcie, tak więc była gotowa zatrzymać jaw drzwiach, gdyby Koval chciała wyjść.
Grace postanowiła zaryzykować i przyjechała bez uprzedzenia. Doszła do wniosku, że przyda jej się element zaskoczenia, a ponadto bardzo chciała spotkać się twarzą w twarz z Sandrą! Koval. Nazwijcie to potrzebą. Albo ciekawością. Grace po prostu musiała zobaczyć tę kobietę.
Było jeszcze wcześnie. Emma po szkole miała bawić siej u koleżanki. Max miał tego dnia zajęcia pozalekcyjne. Grace powinna odebrać dzieci dopiero za kilka godzin.
Recepcja firmy Burton i Crimstein częściowo była kancelarią ze starego świata – ciężki mahoń, gruby dywan, obite pluszem fotele, wystrój zapowiadający słony rachunek – a częściowo! galerią znakomitości. Ściany były ozdobione zdjęciami, przeważnie Hester Crimstein, dobrze znanej z telewizji. Crimstein prowadziła na kanale Court TV program pod chwytliwymi tytułem Crimstein on Crime. Fotografie ukazywały panią Crimstein ze śmietanką aktorów, polityków i klientów, razem i z osobna.
Grace przyglądała się zdjęciu Hester Crimstein stojącej obok atrakcyjnej oliwkowoskórej kobiety, gdy głos za jej plecami powiedział:
– To Esperanza Diaz. Zawodowa zapaśniczka, niesłusznie oskarżona o morderstwo. Grace odwróciła się.
– Mała Pocahontas – powiedziała.
– Słucham?
Grace wskazała na fotografię.
– To jej pseudonim. Nazywano ją Małą Pocahontas.
– Skąd pani o tym wie?
Grace wzruszyła ramionami.
– Zapamiętuję rozmaite bezużyteczne fakty.
Grace przez chwilę uważnie przyglądała się Sandrze Koval. Ta chrząknęła znacząco i spojrzała na zegarek.
.- Nie mam zbyt wiele czasu. Proszę za mną.
W milczeniu przeszły korytarzem do sali konferencyjnej o neutralnym klasycznym wystroju. Długi stół, około dwudziestu krzeseł, na środku jeden z tych szarych interkomów, podejrzanie przypominający rozdeptaną ośmiornicę. Na stoliku w kącie stała bateria napojów bezalkoholowych i butelek z wodą mineralną.