Выбрать главу

– Co? – zapytała Córa.

– W końcu poznałam siostrę Jacka.

– Tak?

– Wyobraź sobie, nazywa się Sandra Koval. Do tej pory nawet tego nie wiedziałam.

– Nigdy nie pytałaś o nią Jacka?

– Właściwie nie.

– Dlaczego? Grace upiła łyk wina.

– Nie potrafię tego wyjaśnić.

– Spróbuj.

Zastanawiała się, jak to ująć.

– Sądziłam, że to normalne. No wiesz, zostawianie takich spraw w spokoju. Ja uciekałam przed czymś. On nigdy nie zmuszał mnie do zwierzeń.

– I dlatego ty go też nigdy nie naciskałaś?

– To było coś więcej.

– Co?

Grace zastanowiła się przez chwilę.

– Nigdy nie wierzyłam w gadki typu „nie mamy przed sobą żadnych sekretów”. Jack pochodził z bogatej rodziny, z którą nie chciał mieć nic wspólnego. Pokłócili się. Tyle wiedziałam.

– Na czym się wzbogacili?

– Dlaczego pytasz?

– Na czym robią pieniądze?

– Prowadzą jakąś firmę ubezpieczeniową. Założył ją dziadek Jacka. Fundusze powiernicze, akcje i udziały, takie rzeczy. Nie są Onassisami, ale chyba mają sporo forsy. Jack nie chciał mieć z nimi do czynienia. Nie był członkiem zarządu. Nie tknął ich pieniędzy. Załatwił to tak, że zawiesił wypłaty z funduszu powierniczego na jedno pokolenie.

– Zatem pieniądze przypadną Emmie i Maxowi?

– Taak.

– A co ty o tym myślisz? Grace wzruszyła ramionami.

– Wiesz, co sobie nagle uświadomiłam?

– Zamieniam się w słuch.

– Dlaczego nigdy nie naciskałam Jacka? To nie miało nic wspólnego z poszanowaniem prywatności.

– Aż czym?

– Kochałam go. Kochałam go bardziej niż jakiegokolwiek innego mężczyznę…

– Wyczuwam jakieś „ale”.

Grace poczuła, że łzy napływają jej do oczu.

– Jednak to wszystko wydawało się takie kruche. Czy to ma jakiś sens? Przy nim… choć wiem, że to zabrzmi głupio… ale kiedy byłam z Jackiem, poczułam się szczęśliwa po raz pierwszy od śmierci mojego ojca.

– Wiele wycierpiałaś – przypomniała Córa. Grace nie odpowiedziała.

– Bałaś się, że czar pryśnie. Nie chciałaś znowu cierpieć.

– I dlatego wolałam nie wiedzieć?

– Słuchaj, podobno niewiedza jest błogosławieństwem, no nie?

– Ty w to wierzysz? Córa wzruszyła ramionami.

– Gdybym nie nakryła Adolfa, pewnie poromansowałby sobie na boku i skończył z Ewą. Mogłabym nadal być z mężczyzną, którego kocham.

– Możesz go przyjąć z powrotem.

– Nic z tego.

– Dlaczego?

Córa zastanowiła się.

– Chyba potrzebna mi nieświadomość.

Podniosła kieliszek i pociągnęła spory łyk.

Drukarka przestała pomrukiwać. Grace wyjęła kartki i zaczęła je przeglądać. Większość numerów znała. Właściwie znała prawie wszystkie. Jednak jeden natychmiast rzucił jej się w oczy.

.- Sześć, zero, trzy to kierunkowy jakiego obszaru?

– Nie mam pojęcia. Która to rozmowa? Grace pokazała jej na ekranie monitora. Córa przesunęła kursor na wskazaną rozmowę.

– Co robisz? – spytała Grace.

– Jak klikniesz ten numer, powiedzą ci, kto dzwonił.

– Naprawdę?

– O rany, w którym stuleciu ty żyjesz? Teraz wszystko jest skomputeryzowane.

– A więc wystarczy tylko kliknąć odpowiedni link?

– I dowiesz się wszystkiego. Chyba że to zastrzeżony numer.

Córa nacisnęła lewy przycisk myszy. Na ekranie pojawił się prostokąt z napisem: NUMER NIE FIGURUJE W SPISIE.

– No i masz. Zastrzeżony. Grace spojrzała na zegarek.

– Jest dopiero dziewiąta trzydzieści – zauważyła. – Jeszcze nie za późno, żeby zadzwonić.

– W przypadku zaginięcia męża, nigdy nie jest za późno.

Grace podniosła słuchawkę i wybrała numer. Usłyszała świdrujący dźwięk, nieco przypominający pisk sprzężenia podczas próby Rapture. Potem mechaniczny głos oznajmił: „Abonent o wybranym numerze… – po czym wymienił numer – został odłączony. Nie mogę podać innych informacji na ten temat”.

Graco zmarszczyła brwi.

– Co jest?

– Kiedy Jack ostatni raz dzwonił pod ten numer? Córa sprawdziła.

– Trzy tygodnie temu. Rozmawiał osiemnaście minut.

– Abonent został odłączony.

– Hmm, kierunkowy sześć, zero, trzy – mruczała pod nosem Córa, wywołując inną stronę internetową. Wystukała sześćset trzy i nacisnęła „enter”. Niemal natychmiast otrzymała odpowiedź.

– To New Hampshire. Zaczekaj, przepuścimy to przez Google'a.

– Co? New Hampshire?

– Numer telefonu.

– I co nam to da?

– Masz zastrzeżony numer telefonu, zgadza się?

– Zgadza.

– Zaczekaj, coś ci pokażę. Nie zawsze się udaje, ale popatrz. – Córa wprowadziła do wyszukiwarki numer telefonu Grace. – Google przeszuka całą sieć, szukając takiego ciągu cyfr. Nie tylko w spisach telefonów. To nic by nie dało, ponieważ, jak już powiedziałaś, twój numer telefonu nie figuruje w spisie. Jednak…

Córa nacisnęła „enter”. Wyszukiwarka znalazła jedną wiadomość. Na witrynie z informacją o konkursie malarskim organizowanym przez Brandeis University, którego absolwentką była Grace. Na ekranie pojawiło się jej nazwisko i numer telefonu.

– Byłaś w jury tego konkursu? Grace skinęła głową.

– Owszem. Nagrodą było przyjęcie na studia.

– No widzisz. Jest tu twoje nazwisko, adres i telefon, tak samo jak dane innych jurorów. Zapewne im je podałaś. Grace pokręciła głową.

– Wyrzuć magnetofon ośmiościeżkowy i witaj w erze informatyki – powiedziała Córa. – Teraz, kiedy znam już twoje nazwisko, mogę przeprowadzić milion rozmaitych poszukiwań. Znaleźć stronę internetową twojej galerii. Dowiedzieć się, gdzie chodziłaś do college'u. Cokolwiek. No, spróbujmy z tym kierunkowym sześć zero trzy.

Palce Córy znów zaczęły śmigać po klawiaturze. Wcisnęła „enter”.

– Zaczekaj, coś mamy. – Zmrużyła oczy, wpatrując się w ekran. – Bob Dodd.

– Bob?

– Tak. Nie Robert. Bob. – Córa obejrzała się na Grace. – Czy to imię wydaje ci się znajome?

– Nie.

– Adres do korespondencji to skrzynka pocztowa w Fitzwilliam w stanie New Hampshire. Byłaś tam kiedyś?

– Nie.

– A Jack?

– Nie sądzę. Chcę powiedzieć, że chodził do szkoły w Vermont, więc mógł odwiedzić New Hampshire, ale nigdy nie byliśmy tam razem.

Z góry doleciał jakiś dźwięk. To Max płakał przez sen.

– Idź – powiedziała Córa. – Ja zobaczę, co uda się wygrzebać na temat naszego zacnego pana Dodda.

Gdy Grace ruszyła w kierunku sypialni syna, znów poczuła znajome kłucie w piersi. To Jack był w tym domu nocnym markiem. On zajmował się złymi snami i nocnymi wołaniami o wodę. To on trzymał dzieci o trzeciej nad ranem, kiedy budziły się, żeby… no, zwymiotować. W dzień Grace zajmowała się wycieraniem nosów, mierzeniem temperatury, podgrzewaniem rosołu, wmuszaniem syropu przeciwkaszlowego. Nocna zmiana należała do Jacka.