— Chciałem, żeby zespół złożył raport, natychmiast.
— Natychmiast? — spytał Habib. Za nim pojawiły się inne twarze, tłocząc się na ekranie; zmęczone, z podkrążonymi oczami, z włosami w nieładzie.
— Wypruwamy sobie żyły, żeby zdążyć z prezentacją na jutro rano — rzekł jeden z mężczyzn.
— I tak będziemy pracować całą noc — rzekła jakaś kobieta z irytacją, odgarniając kosmyk włosów znad czoła.
— Rozumiem i doceniam, że pracujecie bardzo ciężko — rzekł Urbain próbując nie okazywać złości — ale…
— Może pan tu przyjdzie? — zaproponowała jedna z kobiet.
Habib wyglądał na zaskoczonego, ale zaraz skinął głową.
— Tak, tak chyba będzie najlepiej. Proszę przyjść do laboratorium.
Urbain zastanowił się przez kilka sekund.
— Dobrze. A gdzie dokładnie… jest to laboratorium?
Pancho rozpięła uprząż i sztywno podniosła się z fotela w symulatorze. Trójwymiarowe obrazy na ścianach ciasnego i małego pomieszczenia zamrugały i zgasły. Zanurkowała przez klapę i wkroczyła do sterowni symulatora, gdzie Wanamaker zamykał system komputerowy sterujący symulacją.
Przeciągnęła się na całą długość i uniosła długie ramiona nad głowę; poczuła, jak strzeliło jej coś w kręgach.
— O, rany — mruknęła. — Już dawno nie siedziałam tak długo w jednym miejscu.
— Osiem godzin — odparł Wanamaker, masując jej ramiona. — Cały czas misji.
— Jak mi poszło?
Skinął głową w kierunku milczących konsol.
— Komputer mówi, że nienajgorzej.
— Nienajgorzej?
— Trochę za wolno reagowałaś przy sekwencji przechwytywania.
— Ale złapałam ją, prawda? Pokiwał głową.
— Ale mogłoby ci pójść trochę sprawniej. Pamiętaj, że tam, wśród pierścieni, będziesz mieć do czynienia z nowicjuszką. Nie spodziewaj się po niej wielkiej pomocy.
— Ryzykuje życiem.
— A twoim zadaniem jest wyłowienie jej i przyholowanie bezpiecznie do domu — rzekł Wanamaker.
Pancho udała, że się krzywi.
— Jesteś okropnym szefem. Wanamaker wyszczerzył zęby i odparł:
— Przymilaniem się nie wyszkolisz się na admirała. Pancho znów przeciągnęła się, zmieniła ton głosu i rzekła:
— Dobrze, marynarzu. Postawisz mi drinka?
— Zasłużyłaś sobie. I na obiad.
Pancho ujęła go pod ramię i pozwoliła poprowadzić się do drzwi.
Zatrzymała się jednak w pół drogi i zawróciła w stronę konsoli.
— Zarezerwuj następną sesję na jutro rano — zarządziła.
— Tym razem z Nadią w pętli.
Urbain czuł się nieco dziwnie, pedałując na elektrycznym skuterze przez cały habitat do wioski Delhi; elektryczny silnik był uszkodzony albo on nie potrafił go włączyć. Próbował parę razy, ale silnik nie chciał zaskoczyć. Urbain musiał więc pedałować całą drogę, wijącą się ścieżką między Atenami a Delhi. Wioska nie była zbyt gęsto zaludniona, większość budynków była ciemna i pusta. Gdy zastanawiał się, czy będzie w stanie znaleźć budynek, do którego skierował go Habib, zobaczył przed sobą młodą kobietę machającą latarką.
Zahamował tuż przed nią i w świetle latarki rozpoznał: to ona zasugerowała, żeby przyjechał do laboratorium Habiba. Była wyższa niż przypuszczał i miała długie jasnoblond włosy, które opadały jej na ramiona.
— Dobry wieczór — rzekł Urbain, sapiąc lekko, gdyż nie był przyzwyczajony do ćwiczeń fizycznych. — Pani…
— Negroponte — odparła. — Yolanda Negroponte. Pracuję w pana zespole nauk geologicznych, odkąd opuściliśmy Ziemię.
To miał być przytyk i Urbain doskonale o tym wiedział.
— Tak, oczywiście — mruknął, usiłując ratować sytuację.
— Teraz poznaję.
— Jestem biologiem — rzuciła przez ramię i otworzyła drzwi do budynku.
Urbain wszedł za nią do środka, zastanawiając się, co biolog robi w grupie badawczej. I wtedy uświadomił sobie, że po zniknięciu i zamilknięciu Alfy nie miała zbyt wiele pracy.
Gdy tylko Negroponte otworzyła drzwi do prowizorycznego laboratorium, Habib ruszył w stronę Urbaina. Był nieco niższy niż kobieta, o skórze o kilka odcieni ciemniejszej niż jej złota opalenizna. Otoczyło ich kilkanaście osób. Urbain poczuł zapach zepsutego jedzenia i kawy. Na składanych stołach wzdłuż ściany piętrzyły się pojemniki po jedzeniu na wynos. Uświadomił sobie, że nic nie jadł od lunchu, wiele godzin temu.
— Bardzo się cieszę, że pan do nas zajrzał — rzekł Habib przepraszającym tonem. — Wiem, że to kawał drogi…
Urbain, czując, jak się spocił podczas długiej jazdy, odparł:
— Liczy się czas. Musimy znaleźć Alfę zanim przejdzie w tryb hibernacji.
— Albo zrzuci nagromadzone dane — podsunął jeden z naukowców.
Urbain miał ochotę go walnąć.
— Co się państwu dotąd udało osiągnąć?
— Nie aż tyle, ile byśmy chcieli — rzekł Habib.
— Ale coś, co jest istotne — dodała Negroponte. Stała przy Habibie, jakby chciała go chronić. Była mocno zbudowaną kobieta, Urbain zaczął się zastanawiać, czy między nimi coś jest.
— Stworzyliśmy trójwymiarowy obraz tego, co zaobserwowały satelity — rzekł Habib. — Mieliśmy spędzić całą noc na oglądaniu go i upewnieniu się, że nie ma żadnych usterek.
— Obejrzę go, nieważne, z usterkami, czy nie — rzekł Urbain.
Habib skinął niepewnie głową.
— Dobrze, doktorze. Proszę usiąść.
Wskazał mu lekkie plastikowe krzesełko obok pustego ekranu ściennego.
Urbain usiadł, a cały zespół rzucił się do stacji roboczych ustawionych wzdłuż ściany za nim. Z wyjątkiem Habiba, który stanął za Urbainem.
Ekran ścienny rozjarzył się, a potem wyświetlił obraz szarego, nierównego gruntu. Zanim Urbain zdążył coś powiedzieć, obraz nagle nabrał głębi i wyrazistości; stał się prawdziwym obrazem trójwymiarowym. Urbain wytężył wzrok, ale nie dostrzegł śladu gąsienic, żadnych śladów ani zagłębień na powierzchni.
— To miejsce lądowania Alfy — wyjaśnił Habib.
— Jest pan pewien? — zdziwił się Urbain.
— Doktorze, to jest jedyna rzecz, której jesteśmy pewni. Przez następne dwie godziny Urbain oglądał z rosnącą niechęcią, co Habib i jego zespół zrobili z obrazami z satelitów. Znajdywano tylko krótkie odcinki śladów Alfy, rozmieszczone dość losowo. Jeden z widoków ukazywał jeziorko z górą spiętrzonego lodu pośrodku.
— To lód. Z wody — wyjaśniła Negroponte.
— I widać ślady prowadzące do brzegu jeziora — powiedział Habib.
— Czy Alfa zatonęła? — spytał zaniepokojony Urbain.
— Nie przypuszczamy — odparł Habib. — Mamy ślady po drugiej stronie — o, są!
— Musi być ich więcej — upierał się Urbain. — Znamy masę Alfy i wytrzymałość gruntu na uginanie. Możemy obliczyć, do jakiej głębokości zapadłaby się sonda.
Habib znów pokiwał głową, ale na jego twarzy malowała się niechęć.
— Panie doktorze, gąsienice Alfy zaprojektowano tak, żeby jak najlepiej rozłożyć jej masę i żeby nie zapadała się zbyt głęboko w lód.
— Ale musiała zostawić jakieś koleiny. Niemożliwe, żeby tak się nie stało.
— Zgadzam się, ale jeśli pan zobaczy, kiedy zostały zarejestrowane te obrazy, to pan dostrzeże, że koleiny pojawiają się tylko w miejscach, gdzie pojazd musiał się zagrzebać naprawdę głęboko, jak przy tym jeziorku — dodał kto inny.