Выбрать главу

— Nigdy nie zdobędzie tylu podpisów — rzekł Eberly, lekceważąc problem, i odprawił swego asystenta machnięciem ręki.

Kiedy jednak popołudnie stało się wieczorem, Eberly zaczął się coraz bardziej martwić. Zjadł kolację samotnie w swoim mieszkaniu roztrząsając różne możliwości. Po kolacji oglądał dyskusję z udziałem Holly.

Nie zdobędzie tylu podpisów, pomyślał Eberly, to niemożliwe. Jeśli nawet wszystkie kobiety w habitacie podpiszą petycję, będzie musiała jeszcze znaleźć dwa tysiące mężczyzn.

Niemożliwe.

A mimo to…

Eberly opadł na swój ulubiony szezlong i przez kilka godzin dumał nad problemem. Minęła północ, a on nadal nie spał, rozważając różne warianty sytuacji.

Potrzebna mi kobieta, która będzie stanowić dla niej opozycję, pomyślał. Kobieta, która nie tylko odmówi podpisania tej petycji, ale będzie prowadzić aktywną kampanię przeciwko niej. Nie musi otwarcie popierać mojej kandydatury. W istocie lepiej nawet będzie, jeśli jej nie poprze: nie może mieć żadnych widocznych związków ze mną. Powinna sprzeciwiać się petycji, bo to zły pomysł.

Kobieta, która sprzeciwiałaby się zniesieniu zasady ZRP. Kto to może być? Kto byłby w stanie sprzeciwić się wszystkim innym kobietom w habitacie?

Odpowiedź objawiła mu się z siłą uderzenia kościelnego dzwonu w cichy letni wieczór: Jean-Marie Urbain. Ona i jej nieudolna próba uwiedzenia mnie, żeby skłonić mnie do wydania zgody na wystrzelenie satelitów jej męża! Jeśli tylko uwierzy, że dopuszczenie do wzrostu populacji zagrozi pracy naukowej małżonka, przeciwstawi się petycji Holly. Nie tylko odmówi jej podpisania, ale zacznie aktywną kampanię.

Dobrze, powiedział sobie. Muszę się z nią spotkać i objaśnić jej sytuację. W taki sposób, żeby zrozumiała: rozwój populacji habitatu sprawi, że będziemy mieli mniej zasobów i nie będziemy w stanie już wspierać badań naukowych, jakie prowadzi jej mąż. Złapie haczyk. Jeśli nie, przypomnę jej o naszej małej schadzce, parę tygodni temu. Jeśli będę musiał, zmuszę ją szantażem do współpracy.

Ale do tego nie dojdzie. Zrobi to dla męża.

— Dobrze — powtórzył głośno.

Nagle przyszła mu do głowy kolejna olśniewająca myśclass="underline" nowy plan kampanii, strategia, która nie może zawieść. Bez względu na to, co zrobi Holly, bez względu na to, co wymyśli, tego nie przebije. Jak w starych sztukach walki, wykorzystam jej mocne strony, żeby ją pokonać. To wspaniałe! Zwabię ją w pułapkę, a podczas naszych debat sama w nią wpadnie.

Nie ma sposobu, żeby udało jej się mnie wymanewrować, powiedział sobie Eberly. Zniszczę Holly w oczach wszystkich, którzy ją popierają!

Doskonale.

Tej nocy nikt nie spał. Naukowcy i inżynierowie Urbaina tkwili na stanowiskach, w spoconym i zmiętym odzieniu, z podkrążonymi oczami, ale nikt z nich nie był zmęczony ani zły. Spędzili całą noc sprawdzając wszystkie częstotliwości, komunikaty i polecenia, jakie przychodziły im do głowy, ale Tytan Alfa nadal milczał obojętnie, tkwiąc na skraju węglowodorowego morza zajmującego ponad jedną trzecią powierzchni Tytana.

— Co za uparta bestyjka — mruczał Habib, drapiąc się po nieogolonym podbródku.

Przysunął sobie fotel do stanowiska Urbaina; razem wpatrywali się w satelitarny obraz. Urbain prawie czuł, jak napiera na nich kilkadziesiąt osób tłoczących się dookoła, zaglądających im przez ramię. Przypomniał sobie, że nie kąpał się od wielu godzin. I co z tego, pomyślał. Są ważniejsze rzeczy.

— Nie odpowiada — szepnął Habib, oznajmiając o tym, co oczywiste.

Urbain był jednak zbyt podekscytowany, żeby się rozzłościć.

— Przejechała już pół księżyca i zatrzymała się na brzegu pola węglowego. Przeszła w tryb hibernacji czy prowadzi jakieś obserwacje przed ruszeniem dalej?

— Nie widzieliśmy żadnych błysków lasera — zauważył Habib.

— Może ogranicza się do obserwacji biernych — mruknął Urbain.

— Albo pamięć główna zapełniła się i sonda już przeszła w stan hibernacji — podsunęła Negroponte zza ramienia Habiba.

Urbain potrząsnął głową.

— Przeszłaby w tryb hibernacji dokładnie w chwili dotarcia do węglowego pola? To byłby zbieg okoliczności.

— Zbiegi okoliczności się zdarzają — odparła Negroponte. Po raz pierwszy odkąd zobaczył obraz Alfy tkwiącej bezpiecznie na powierzchni Tytana, Urbain poczuł rozdrażnienie. Ta kobieta jest zbyt pewna siebie, za bardzo próbuje dominować.

— Bestia nie komunikuje się z nami, więc może być w trybie hibernacji — podsunął Habib.

Urbain poczuł, jak wzbiera w nim irytacja. Uświadomił sobie, że oto osiągnął kres wytrzymałości. Podobnie i jak i wszyscy pozostali, pomyślał. Siedzimy tu od dwudziestu godzin, niektórzy więcej, pomyślał.

— Musimy znaleźć jakiś sposób na nawiązanie kontaktu — rzekł, próbując zmienić temat dyskusji.

— Tak, ale jaki? — spytał Habib.

Urbain odepchnął się od konsoli i rzekł głośno:

— Na dziś wystarczy. Wszyscy potrzebujemy snu. Potrzebuję trzech ochotników do pilnowania Alfy. Reszta idzie do domów przespać się.

— Ja zostanę — zgłosiła się natychmiast Negroponte.

— Ja też — dodał Habib.

Dziwna sprawa, pomyślał Urbain. Muzułmanów wychowuje się na szowinistów, a ten tutaj zachowuje się jak posłuszny szczeniak.

Nogi ścierpły mu od wielogodzinnego siedzenia. Drżąc lekko, Urbain podreptał w kierunku wyjścia. Wszyscy podążyli za nim, oprócz trzech naukowców i inżynierów.

Przy drzwiach odwrócił się i uśmiechnął blado.

— Jak będziecie spali — zwrócił się do wszystkich — spróbujcie wyśnić jakiś sposób skomunikowania się z Alfą.

Gaeta otworzył oczy tuż przed siódmą rano. Próbował wymknąć się z łóżka nie budząc Cardenas, ale wyciągnęła do niego nagie ramię.

— Jeszcze za wcześnie, żeby wstać — mruknęła sennie. Pochylił się nad nią i pocałował ją lekko w usta.

— Śpij dalej. Mam masę roboty w laboratorium.

— Koniec miesiąca miodowego — mruknęła i odwróciła się, odsłaniając nagie piersi.

Gaeta patrzył na nią przez chwilę, po czym mruknął.

— Biznes ponad przyjemności.

Skromnie naciągnęła na siebie prześcieradło, po czym spytała:

— Jak tam postępy prac?

Otworzyła szeroko swoje chabrowe oczy.

— W porządku — opuścił nogi na podłogę.

— Tylko „w porządku”?

Gaeta odwrócił się w jej stronę i machnął ręką.

— Pancho sobie świetnie radzi. To naturalny talent. Ma odruchy jak kot. Ale Jake… Dużo czasu minęło od dnia, kiedy ostatnim razem pilotował statek kosmiczny.

— Nie radzi sobie?

— Polecieć tam może bez problemu. Martwi mnie przechwycenie Pancho. Margines błędu jest przy tym manewrze bardzo mały. Nie można się pomylić.

Nadal leżąc na poduszce, Cardenas zastanawiała się głośno:

— Raoul może pilotować statek transferowy.

— Ale nie chce.

— Mógłby. Ma nowsze doświadczenia niż Jake.

— Nie chce — powtórzył Gaeta.

— Mogłabym z nim pogadać.

— To nic nie da.

— Mogę się postarać — upierała się Cardenas.

— Naprawdę?

Usiadła na łóżku, a prześcieradło opadło do jej pasa. Wyciągnęła do niego ręce.

— A nie?

Pochylił się, a ona zanurzyła palce w jego gęstych, kręconych włosach.