— Temperatura wewnętrzna utrzymuje się — rzekł.
— Jak dotąd — odparł Gaeta.
Pancho żałowała, że nie ma bulajów z boku ciasnego kokpitu albo przynajmniej kamer. Chciałaby zobaczyć coś więcej niż tylko widok z przodu. Chciała zobaczyć pierścienie i ich wystrzępione brzegi, gdy nurkowała statkiem między nimi. Chciała krzyknąć „hurra!” przechodząc przez płaszczyznę pierścieni. Tymczasem nie widziała pierścieni wcale, nie widziała nawet lśniącej krzywizny Saturna. Nic tylko upstrzona gwiazdami ciemność i roje cząstek lodu pędzące na nią. Przypominało to nurkowanie w ciemności w szalejącej zamieci.
Gaeta miał dwa, zupełnie ze sobą sprzeczne, zmartwienia, które walczyły ze sobą gdzieś w jego głowie. Czy przelot przez pierścień będzie trwał wystarczająco długo, żeby zebrać odpowiednie próbki dla Nadii? Czy przelot będzie trwał aż tak długo, że tefregado cząsteczki oblepią mnie, jak ostatnio? Prawie mnie wtedy zabiły.
Lodowy pierścień rozpościerał się przed nim jak okiem sięgnąć, niczym olbrzymie pole połyskującego śniegu. Daleko, po prawej stronie, widać było smugi ciemniejszej materii, przypominające sadzę lub pył. Leciał szybko, mimo użycia dopalaczy hamujących. Patrząc na kolorowe wyświetlacze na dole wizjera, dostrzegł, że wszystkie funkcje skafandra działają prawidłowo, z jednym wyjątkiem: gdy próbował poruszyć nogami albo rękami, serwomotory powodowały zapalenie się czerwonej lampki. Zrozumiał, że jest otoczony lodem.
Na skraju wizjera dostrzegł brzeg lodu. Wyraźnie się powiększał.
— Wizjer pokrywa mi się lodem — powiedział do mikrofonu.
— Funkcje podtrzymywania życia działają prawidłowo — odparł natychmiast Wanamaker.
Gaeta pokiwał głową w hełmie.
— Jak dotąd.
— Anteny nadal działają.
— Hej, Jake, próbujesz mnie rozweselić?
— Ja tylko wykonuję moją pracę, chłopie.
— Temperatura w skafandrze spada — zameldował Gaeta.
— Zrozumiałem. Utrzymuje się w dopuszczalnych granicach.
— Jak dotąd.
— Dotrzesz do pierścienia za trzy minuty.
— O ile mi się uda.
Zobaczył, że wizjer jest prawie całkowicie pokryty lodem.
— Trzymaj się, chłopie. Utrzymujemy kurs na punkt przejęcia.
— Dobrze.
— Powinieneś teraz wlatywać w główną część pierścienia.
Błysk światła zaskoczył Gaetę.
— Co to było, u licha?
— Hej, mamy problemy z zasilaniem — zawołała Pancho.
— Działa zasilanie awaryjne… chwileczkę, wróciło zasilanie główne.
— Wszystko w porządku, Manny?
— Coś błysnęło, jakby wszystkie moje wskaźniki jednocześnie się zapaliły.
— A teraz?
— Wszystko wygląda normalnie. Tylko system podtrzymywania życia pracuje na akumulatorach zamiast na głównej magistrali zasilania.
— Co się stało, u licha? — zżymał się Wanamaker.
— Wlatuję w pierścień.
Mrużąc oczy, by dostrzec cokolwiek spod lodu, który teraz pokrywał prawie cały wizjer, Gaeta widział tylko błyszczące, wirujące lodowe cząsteczki. Przypominało to lot w śnieżycy, samotny lot pośród potężnej burzy oślepiającej bieli. Tylko że nie było żadnego wiatru.
Z przerażeniem uświadomił sobie, że wentylatory w skafandrze umilkły.
Wanamaker dostrzegł zielone światełko na panelu.
— System obiegu powietrza — mruknął. Pancho zerknęła.
— Poradzi sobie bez niego.
— Jak długo? — spytał Wanamaker.
— Wystarczająco długo — odparła Pancho, wystukując coś na klawiaturze.
— Wentylatory nie działają — głos Gaety brzmiał spokojnie, ale i Pancho, i Wanamaker wiedzieli, że pojawił się problem.
— Spróbuj je ponownie uruchomić.
— Próbowałem. Nic z tego.
— Trzymaj się — zawołała Pancho — zaraz zmienię punkt przejęcia. Wyłowimy cię za osiem minut… — spojrzała na odczyt na panelu. — Siedem minut, czterdzieści sekund.
— Zbliżycie się za bardzo do pierścienia — sprzeciwił się Gaeta.
— Zamknij się i oszczędzaj powietrze — rzekła Pancho. — Złapiemy cię, zanim zaczniesz rzęzić.
— Co mogło spowodować awarię wentylatorów? — spytał Wanamaker.
Pancho wzruszyła ramionami.
— Prawo Murphy’ego.
— Może ten zanik zasilania?
— Jakim cudem on mógł mieć zanik zasilania dokładnie w tej samej chwili, co my? — spytała Pancho. — Poza tym trwało to ułamek sekundy. Nic się nie stało.
— Nam nic się nie stało — poprawił ją Wanamaker.
W razie problemów sprawdź wszystkie systemy, powiedział sobie Gaeta. System podtrzymywania życia działa na akumulatorze zapasowym, a chingado wentylatory padły. Brak obiegu powietrza oznacza, że zawartość tlenu spada, a gromadzi się dwutlenek węgla.
Zanik zasilania? Wszystko inne działa. Poczuł, jak krople potu gromadzą mu się nad górną wargą. Główny komputer skafandra korzysta z drzewa decyzyjnego, przypomniał sobie. Kiedy zasilanie spada do poziomu krytycznego, zaczyna zamykać poszczególne systemy według ich ważności. Bez wentylatorów przeżyję dziesięć, może dwadzieścia minut. Potem komputer wyłączy czujniki zewnętrzne. Jeśli to rzeczywiście awaria zasilania.
Wizjer miał teraz całkowicie pokryty lodem. A wyświetlacze czujników skafandra — mógł się tego spodziewać — wyłączyły się. Mierda, poskarżył się w duchu Gaeta. Teraz lecę na ślepo.
— Nie uruchamiaj silników odrzutowych — ostrzegła go Pancho. — Namiernik właśnie ci się wyłączył, więc musimy cię znaleźć obliczając tor ruchu.
— Dobrze. Żadnych silników — potwierdził Gaeta, ciesząc się, że system łączności nadal działa. Trzymajcie się z dala od moich anten, maluchy, przekazał w myślach małym stworzonkom. Gremliny, pomyślał. Małe bestie, które pożerają ci maszynerię.
Dostrzegł, że zegar nadal działa. Zielone cyferki na wyświetlaczu LCD mówiły, że powinien być gdzieś w środku pierścienia. Jeszcze najwyżej dwie minuty i będę poza nim. A wtedy Pancho będzie mogła mnie złapać. Jeśli mnie znajdzie.
Holly przecisnęła się przez tłum sympatyków, którzy otoczyli ją po zakończeniu debaty. Prawie w całości kobiet, jeśli nie liczyć Wilmota i tęgawego mężczyzny z nieszczęśliwą miną, stojącego przy pani Yańez; to jej mąż, przypomniała sobie Holly. O wiele większy tłum otaczał Eberly’ego; był tam też doktor Urbain i jego żona. Eberly pławił się w zachwycie, uśmiechał radośnie, ściskał dłonie.
Światła zamrugały na sekundę; wszyscy podnieśli wzrok ku sufitowi, ale zanim ktokolwiek zdołał powiedzieć choć słowo, znów płonęły stabilnym światłem.
Eberly machnął ręką.
— Pracujemy nad tymi zakłóceniami w zasilaniu — oznajmił stanowczym tonem. — Właśnie zmieniłem szefa działu konserwacji i odkryje źródło problemu.
Ludzie dookoła niego kiwali głowami, ale kilku spoglądało niepewnie w stronę sufitu.
— Przepraszam — mówiła Holly, przedzierając się przez tłum. — Muszę zobaczyć się z doktor Wunderly.
W końcu przebiła się i pognała główną nawą audytorium, wybiegła na zewnątrz, po czym ruszyła w stronę biur Wunderly.
Nadia musi się dowiedzieć, jak Eberly nas wyrolował, pomyślała. Pewnie jest w biurze i obserwuje wyprawę Manny’ego przez pierścienie.
Budynek biurowy był ciemny, ale niezamknięty. Holly pobiegła schodami w górę na drugie piętro, gdzie dostrzegła lekką poświatę nad jednym z sięgających ramienia przepierzeń. Oto, pomyślała, królicza nora Nadii.