Выбрать главу

— Bzdura! — Yantara mówiła z buńczuczną pewnością osoby od dzieciństwa mającej do dyspozycji najlepsze stajnie. Utworzywszy na końcu liny szeroką pętlę pomknęła w stronę niebieskorożca, zostawiając za sobą pióropusze miglignowej pary. Toller miał ją właśnie ostrzec, gdy zwierzę, które bezustannie rzucało łbem na wszystkie strony i dobrze widziało, co się wokół dzieje, wierzgnęło obydwiema tylnymi nogami. Jedno z potężnych kopyt musnęło biodro Yantary, zdzierając materiał kombinezonu, ale nie dosięgając ciała. Siła uderzenia obróciła nią gwałtownie, lecz księżna momentalnie złapała równowagę, podpierając się stwardniałą od mroźnego powietrza liną, trzymaną przytomnie cały czas w garści. Gdyby kopyto niebieskorożca zetknęło się z miednicą, Yantara byłaby poważnie ranna. Najwyraźniej rozumiała to jasno, gdyż kiedy się odwróciła, jej twarz była przeraźliwie blada.

— Czemu ciągnęliście za linę?! — ryknęła gniewnie na swoją porucznik. — Poleciałam prosto na jego kopyta! O mało mnie nie zabił!

Porucznik ze zdumienia otworzyła usta i posłała Tol-lerowi pełne zgorszenia spojrzenie.

— Pani, ależ ja nie…

— Nie sprzeczajcie się, poruczniku.

— Mówiłam, że powinnyśmy uspokoić zwierzę, nim…

— Nie będziemy się tu bawić w sąd śledczy — ucięła Yantara, a para dobywająca się z jej ust przesłaniała kłębami twarz. — Jeśli odkryliście w sobie nagle smykałkę do hodowli zwierząt, to może sami uratujecie ten nieznośny wór mięsa. I tak zresztą jest podłego gatunku. — Wykonała w powietrzu zwrot i ruszyła do statku.

Porucznik odprowadziła ją wzrokiem, po czym spojrzała na Tollera, a nieoczekiwany uśmiech zaokrąglił jej i tak już pulchne policzki.

— Problem w tym, że gdyby ten biedny, głupi stwór odebrał lepsze wychowanie, wiedziałby, że nie należy kopać członka rodziny królewskiej.

Toller czuł, że brak powagi nie licuje z sytuacją.

— Księżna ledwo uszła z życiem.

— Księżna sama jest sobie winna — odparła porucznik. — Powodem, dla którego podjęła się ratowania niebiesko-rożcca, zamiast zostawić to swoim podwładnym, była chęć zademonstrowania, że doskonale daje sobie radę z niebies-korożcami pełnej krwi. Niewzruszenie wierzy w te wszystkie mity hołubione przez arystokrację, że ich mężczyźni to urodzeni generałowie, a kobiety są utalentowane w każdej dziedzinie sztuki i…

— Poruczniku! — Rozdrażnienie Toller a wzrastało z każdym słowem i w pewnej chwili nie mógł już go stłumić. — Jak śmiecie mówić w ten sposób o swoim zwierzchniku?! Czy nie przyszło wam do głowy, że mogę dopilnować, by was dotkliwie ukarano za takie gadanie?

Oczy porucznik rozszerzyły się w zdumieniu, a jej twarz wyrażała teraz rozczarowanie i rezygnację.

— O nie! Więc ty też! Jeszcze jeden.

— O czym wy mówicie?

— Każdy mężczyzna, który na nią spojrzy… — Porucznik urwała i potrząsnęła głową. — Myślałam, że po tamtej iłistorii z raportem o kolizji… Czy wiesz, że piękna księżna Yantara robiła co w jej mocy, by pozbawić cię dowództwa?

— A czy wy wiecie, że powinniście odpowiednio zwracać się do oficera starszego stopniem? — Toller niejasno zdawał sobie sprawę, że zachowuje się śmiesznie, zwłaszcza że wisieli w błękitnej pustce pomiędzy dwoma wirującymi dyskami planet, lecz nie mógł bezczynnie przysłuchiwać się, gdy Yantarę poddawano zjadliwej krytyce.

— Przepraszam, panie kapitanie. — Twarz porucznik straciła wyraz, a głos zabrzmiał pojednawczo. — Czy chce pan, żebym spróbowała obłaskawić niebieskorożca?

— A przy okazji, jak się nazywacie?

— Jerene Partree, panie kapitanie.

Toller czuł, że wpada w ton pompatyczny, ale nie wiedział, jak wyplątać się z sieci, którymi sam się otoczył.

— W tej ekspedycji nie brakuje ludzi doświadczonych w obchodzeniu się z niebieskorożcami. Jesteście pewni, że sobie poradzicie?

— Wychowałam się na farmie, panie kapitanie. Jerene otworzyła na chwilę zawór napędu i poszybowała do łba niebieskorożca. Jego wyłupiaste oczy poruszały się niespokojnie, a wokół pyska pojawiły się lśniące strumyczki śliny. Toller poczuł ukłucie niepewności — masywne szczęki niebieskorożca z łatwością mogły rozedrzeć ludzkie ciało nawet pod najgrubszą tkaniną — lecz Jerene wydawała łagodne, nieartykułowane dźwięki, które natychmiast uśmierzyły strach zwierzęcia. Jedną ręką objęła je za kark, a drugą zaczęła głaskać po łbie. Niebieskorożec poddał się jej dotykowi, wyraźnie się uspokajając, a w chwilę później Jerene nasunęła mu powieki na jego olbrzymie bursztynowe oczy. Skinęła na Tollera dając znak, żeby zbliżył się z liną.

Toller ruszył do przodu, związał tylne nogi niebieskorożca i wypuściwszy trochę liny powtórzył to samo z przednimi. Nie był przyzwyczajony do tego rodzaju zadań i przez cały czas na pół świadomie oczekiwał gwałtownej reakcji ze strony wziętego do niewoli zwierzęcia, ale wszystko odbyło się bez nieszczęśliwych wypadków.

W tym czasie sytuację w górze już prawie opanowano. Opuszczony statek zostawiono na pastwę losu, a powierzchnię Overlandu niemal całkowicie zasnuły kłęby pary, gdy załogi z innych statków ruszyły w pogoń za unoszącymi się swobodnie zapasami. Rozlegały się wesołe pohukiwania w miarę, jak odkrywano, jak niewielkie straty poniosła flota w porównaniu z ogromem niebezpieczeństwa. Tol-lerowi przyszło na myśl, że cała ekspedycja miała szczęście jeszcze z jednego powodu, mianowicie gdyby natknęli się na deszcz meteorów dalej od strefy nieważkości, naprawienie szkód przysporzyłoby o wiele więcej problemów, o ile w ogóle byłoby możliwe. Tymczasem choć wszystkie widoczne przedmioty leciały w stronę Landu, tempo spadania było leniwe i właściwie nie odgrywało większej roli.

Z czterech statków pierwszego eszelonu sunęła w górę grupa ludzi, pośród których znajdował się komandor Służb Podniebnych Sholdde, główny oficer wykonawczy ekspedycji. Sholdde był mrukliwym pięćdziesięciolatkiem o surowym wyglądzie, cieszącym się łaskami Królowej za upodobanie do trudnych zadań. Utrata statku, choć nie ponosił żadnej winy, z pewnością sprawi, że będzie cierpki i ostry w obejściu przez resztę lotu.

— Maraąuine! — zawołał do Tollera. — Co wy tam wyprawiacie? Natychmiast wracajcie na statek i sprawdźcie, ile dodatkowego ładunku możecie wziąć na pokład. Nie powinniście zawracać sobie głowy tą zapchloną kobyłą.

— Jak śmiesz nazywać mnie zapchloną kobyłą — odburknęła Jerene w stronę Sholdde’a udając oburzenie. — Sam jesteś zapchlony.

— Poruczniku, ostrzegałem was, byście… — Toller miał zamiar zbesztać ją znowu za brak szacunku dla starszych oficerów, lecz kiedy napotkał iskierki humoru tańczące w brązowych oczach, gniew gdzieś się ulotnił. Lubił ludzi, którzy umieli żartować w momentach napięcia, a poza tym musiał przyznać, że z trudem zebrałby się na odwagę, by zbliżyć się do łba spłoszonego niebieskorożca na odległość tak małą, jak zrobiła to Jerene.

— Możecie teraz powrócić na swój statek — powiedział sztywno. — Farmerzy zabiorą niebieskorożca, gdy będą gotowi.

— Tak jest, panie kapitanie. — Jerene odstąpiła od potulnego teraz zwierzęcia i sięgnęła ręką do urządzeń sterowniczych silnika.

Toller poczuł, że zachował się wobec niej nie w porządku.

— Aha, poruczniku…

— Tak, panie kapitanie.

— Dobrze się sprawiliście z tym niebieskorożcem.

— Och, dziękuję, panie kapitanie — odparła Jerene, uśmiechając się z przesadną skromnością, tak iż Toller był prawie pewien, że stroi sobie z niego żarty.