Выбрать главу

— Pikantne gówno niebieskorożca — skwitowała kwaśno trzecia, wywołując tym wybuch śmiechu koleżanek. Miała kasztanowe, krótko przycięte włosy, które zdecydowanie nie pasowały do jej przeciętnie ładnej twarzy.

— To są Tradlo, Mistekka i Arvand — przedstawiła je Jerene. — 1 jak zapewne zauważyłeś, zdążyły zapomnieć, jak należy zachowywać się w obecności oficera.

— Ranga nie ma już dla mnie znaczenia. — Toller skinął głową kolejno pozdrawiając trzy kobiety. — Mówcie, co chcecie i róbcie, co chcecie.

— W takim razie… — Arvand podbiegła w podskokach do Steenameerta, ujęła jego dłoń i posłała mu ciepły uśmiech. — Smutno jest spać samemu, nie sądzisz?

— To niesprawiedliwe! — krzyknęła jasnowłosa Tradlo łapiąc Steenameerta za ramię, czym wprawiła go w jeszcze większe zakłopotanie. — Wszystkie racje muszą być podzielone równo.

Toller pragnął jak najszybciej udać się na poszukiwanie Yantary, ale zachowanie Jerene wyraźnie wskazywało, że ma wielką ochotę dalej z nim rozmawiać. Nie przeszkodził, kiedy odwróciła się od reszty, zręcznie stwarzając przestrzeń, w której mogli bez przeszkód omówić sprawy doniosłej wagi.

— Tollerze, wybacz, że cię lekceważyłam — zaczęła niepewnie. — Ale ty zawsze robiłeś wokół siebie tyle zamieszania… a na dodatek ta szabla… dawałeś jasno do zrozumienia, że pragniesz naśladować swojego dziadka, więc — teraz sama nie rozumiem dlaczego — wszyscy, którzy cię spotykali, z góry zakładali, że te ambicje są próżne. A teraz, gdyby nie to, co uczyniłeś, gdybyś nie przeleciał na inną planetę przez czarną otchłań kosmosu w jednej z tych antycznych beczek, gdyby cię tu nie było… Mogę powiedzieć jedynie, że Yantara jest najszczęśliwszą kobietą na świecie i że nie musisz już nigdy więcej usuwać się w cień swojego dziadka. Nie ma żadnych wątpliwości, że ty i on to bratnie dusze.

Toller zamrugał oczami, by zwalczyć nagłe szczypanie pod powiekami.

— ^Doceniam to, co mówisz, ale ja tylko…

— Powiedz mi — Jerene przybrała rzeczowy ton znacznie szybciej, niżby Toller tego pragnął. — Czy te potwory rzuciły na nas jakiś czar? Jak to się dzieje, że słyszymy to, co mówią, nawet kiedy ich nie widzimy, kiedy nie wydają żadnych dźwięków? Czy to magia?

— Nie ma w tym żadnej magii — wyjaśnił Toller, ponownie uświadamiając sobie przepaść, jaka wyrosła miedzy nim a resztą istot jego rasy. — Tak porozumiewają się Dussarrańczycy. Osiągnęli taki poziom rozwoju, że nie muszą wymawiać słów ustami. Rozmawiają ze sobą przy pomocy myśli, umysł rozmawia z umysłem, bez względu na odległość. Czyżby nie wyjaśniono wam tego?

— Ani słowa. Jeśli o nich chodzi, to traktują nas jak zwierzęta.

— Przypuszczam, że posiadłem tę wiedzę, gdyż strach na wróble, z którym mieliśmy do czynienia, chciał zyskać na czasie i zachować życie. — Toller rozejrzał się z odrazą po galeriach kopuły. — Kiedy Dussarrańczycy się z wami kontaktują?

— Jest taki jeden, chyba go nazywają Dyrektorem — odparła Jerene. — On czasem potrafi rozmawiać z nami całymi godzinami. Zawsze pyta o nasze życie na Over-landzie, o nasze rodziny, pożywienie, metody uprawy ziemi, różnice miedzy ubiorem mężczyzn i kobiet. Nic nie jest dla niego oczywiste. I jest jeszcze jeden, najprawdopodobniej kobieta, ona wydaje nam rozkazy.

— Jakie rozkazy?

Jerene wzruszyła ramionami.

— Kiedy mamy opuścić cele i zejść do głównego holu. Tego typu rzeczy. Czekamy tutaj, podczas gdy jeden z potworów uzupełnia zapasy wody i pożywienia.

— Czy ten tak zwany Dyrektor składa wam kiedykolwiek osobiste wizyty? Czy jacyś Dussarrańczycy wyglądający na ważne osobistości w tutejszym społeczeństwie przeprowadzają czasami inspekcję?

— Trudno powiedzieć. Czasem widujemy grupki tych potworów za tamtą przegrodą, lecz… — Jerene wskazała oszkloną konstrukcję w kształcie pudła, która zamykała jedno z wejść do kopuły. — Dlaczego pytasz o takie rzeczy, Tollerze?

Posłał jej słaby uśmiech.

— Straciłem jednego świetnego zakładnika, a teraz szukam następnego.

— Lecz z tego, co nam powiedziałeś… Ucieczka stąd jest niemożliwa.

— I tutaj się mylisz — odparł Toller cicho, a jego twarz przybrała ponury wyraz. — Można uciec z każdej twierdzy, pod warunkiem, że się tego pragnie. Pod warunkiem, że się jest przygotowanym na ostateczną ucieczkę.

Toller i Steenameert spierali się o tradycyjne i nowoczesne metody wyrobu mebli, a zwłaszcza o projektowanie krzeseł.

— Nie zapominaj, że żelazo mamy dopiero od pięćdziesięciu lat, czy coś koło tego — mówił Toller. — Konstrukcja wsporników i klamer kątowych na pewno się polepszy, tak jak i konstrukcja drewnianych śrub.

— To nie ma większego znaczenia — odparował Steenameert. — Meble powinno się traktować jak dzieła sztuki. Krzesło musi być w takim samym stopniu rzeźbą, jak urządzeniem do podtrzymywania grubych tyłków. Każdy artysta ci powie, że drewno należy łączyć jedynie z drewnem. Czopy i fugi jak jaskółczy ogon są naturalne, Tollerze, poza tym są bardziej trwałe, i mają pewną prawidłowość.

Steenameert mówił dalej, podczas gdy Toller ukląkł i zaczął próbować podłogę galerii grubą igłą do zszywania rozdartych powłok wziętą z sakwy ratunkowej. Toller spojrzał na przyjaciela i potrząsnął głową, dając do zrozumienia, że konstrukcja podłogi jest zbyt mocna, by można ją rozerwać i zaskoczyć kogoś, kto ewentualnie przebywał w pomieszczeniu poniżej. Stali nad szklaną obudową w tej części pierwszej galerii, gdzie według porucznik Jerene zbierały się czasami grupki Dussarrańczyków, by obserwować jeńców.

— Tak, lecz od czasów Migracji tylko bogaci byli w stanie korzystać z usług kompetentnych stolarzy — rzekł Toller prostując się. — A na pewno lepiej jest, gdy zwykli obywatele i ich rodziny posiadają cokolwiek, by posadzić swoje tyłki, niż żeby mieli kucać na ziemi. Nawiasem mówiąc wątpię, by wiele z tych wyżej wymienionych tyłków było grubych.

Toller i Steenameert głośno rozmawiali o konstrukcji mebli, co powodowało powstawanie w ich umysłach obrazów złączy i ram, a jednocześnie próbowali znaleźć słabe punkty konstrukcji swojego więzienia. Kontynuowali dyskusję schodząc w dół, aż do samej obudowy. Byli zupełnymi nowicjuszami, prawdziwymi pierwotnymi w ciemnym, migotliwym i niezgłębionym świecie telepatii, lecz spotkanie z Divividivim dostarczyło im wystarczającej ilości informacji, by mogli zorientować się, że obcy popełniają błędy, a wiec da się ich przechytrzyć. Prawdopodobnie podejmowano próby wniknięcia w ich najskrytsze procesy myślowe, lecz Kolcorronianie byli wojownikami z urodzenia i posiadali dar mylenia przeciwnika.

— Nie zaprzeczysz jednak, że konstrukcja drzwi została ulepszona dzięki żelaznym zawiasom i okuciom — rzekł Toller, gdy dotarł do obudowy. Ogólnie rzecz biorąc, była ona nadspodziewanie podobna do czegoś, co zbudowałby do tego samego celu rzemieślnik na Landzie lub Overlan-dzie. Trzyczęściowa, prostokątna, z jedną krawędzią przymocowaną do ściany kopuły. Każdy z trzech fragmentów biegł od podłogi aż do pierwszej galerii, oszklony od połowy w górę.

Spierając się wciąż o historyczny rozwój stolarstwa na ojczystej planecie, Toller niezobowiązująco oparł się o ścianę i poczuł, że drgnęła ona lekko. Przewyższał wzrostem każdego obcego, przynajmniej z dotychczas widzianych, a ponadto miał o wiele masywniejszą budowę ciała. Oszacował zatem, że musi być przynajmniej trzy razy cięższy od przeciętnego Dussarrańczyka. Przewyższał obcych także tężyzną fizyczną, posiadał siłę, z jaką Dussarrańczycy nie przywykli się stykać. Istniała więc możliwość, że bariera, która wydawała się Dussarrańczykowi nie do pokonania, ustąpiłaby za jednym zamachem pod naporem Tollera i Steenameerta.