Выбрать главу

Sztylet prawie zawsze wygrywa z kamieniem. Odtrąciła jego rękę na bok i wbiła mu nóż w brzuch.

— Śmiej się — warknęła, ale on tylko jęknął. — Śmiej się — powtórzyła, łapiąc go jedną ręką za gardło, a drugą ponownie wbijając mu sztylet. — Śmiej się! — powtarzała raz po raz, aż jej ręka zrobiła się czerwona po nadgarstek, a jej omal nie zadławił smród konającego błazna. Ale Shagwell się nie roześmiał. Słyszała tylko własne łkanie. Gdy to sobie uświadomiła, odrzuciła z drżeniem nóż.

Podrick pomógł jej złożyć Zręcznego Dicka w grobie. Kiedy skończyli, wzeszedł już księżyc. Brienne strzepnęła ziemię z dłoni i wrzuciła do dołu dwa złote smoki.

— Dlaczego to zrobiłaś, pani? Ser? — zapytał Pod.

— To nagroda, jaką mu obiecałam za odnalezienie błazna.

Za ich plecami rozległ się śmiech. Wyszarpnęła z pochwy Wiernego Przysiędze i odwróciła się błyskawicznie, spodziewając się ujrzeć kolejnych Krwawych Komediantów... ale to był tylko Hyle Hunt, który siedział ze skrzyżowanymi nogami na rozsypującym się murze.

— Jeśli w piekle są burdele, ten nędznik na pewno ci podziękuje — stwierdził rycerz. —

W przeciwnym razie to tylko marnowanie dobrego złota.

— Zawsze dotrzymuję obietnicy. A co ty tu robisz?

— Lord Randyll rozkazał mi pojechać za tobą. Gdyby jakimś nieprawdopodobnym trafem udało ci się odnaleźć Sansę Stark, miałem ją odwieźć do Stawu Dziewic. Nie obawiaj się, zabronił mi cię skrzywdzić.

Brienne prychnęła pogardliwie.

— Jakbyś był w stanie.

— I co teraz uczynisz, pani?

— Zakopię go.

— Mówiłem o dziewczynie. O lady Sansie.

Brienne zastanawiała się przez chwilę.

— Jeśli wierzyć Timeonowi, zmierzała do Riverrun. Gdzieś po drodze porwał ją Ogar.

Jeśli go znajdę...

— Zabije cię.

— Albo ja jego — odparła. — Pomożesz mi pochować biednego Crabba, ser?

— Żaden prawdziwy rycerz nie mógłby odmówić tak pięknej damie.

Ser Hyle zszedł z muru i razem zasypali ziemią Zręcznego Dicka. Księżyc wznosił się coraz wyżej na niebie, a pod ziemią głowy zapomnianych królów wiodły szeptem rozmowę o tajemnicach.

TWÓRCZYNI KRÓLOWYCH

Pod palącym słońcem Dorne miarą bogactwa było nie tylko złoto, lecz również woda.

Każdej studni pilnie strzeżono. Jednakże studnia w Shandystone wyschła już przed stu laty i jej strażnicy oddalili się w bardziej wilgotne okolice, porzucając skromną warownię ze żłobionymi kolumnami i potrójnymi łukami. Potem wróciły tu piaski.

Arianne Martell przybyła na miejsce z Dreyem i Sylvą, gdy słońce już zachodziło. Niebo na zachodzie przerodziło się w złoto-fioletowy arras, a chmury rozświetlała karmazynowa łuna.

Ruiny również zdawały się świecić: zwalone kolumny skąpał różowawy blask, po spękanych posadzkach pełzały czerwone cienie, a sam piasek zmienił kolor ze złotego na pomarańczowy, a potem na fioletowy, w miarę jak robiło się coraz ciemniej. Garin zjawił się kilka godzin przedtem, a rycerz zwany Ciemną Gwiazdą poprzedniego dnia.

— Jak tu pięknie — zauważył Drey, gdy pomagał Garinowi napoić konie. Przywieźli ze sobą własne zapasy wody. Piaskowe rumaki z Dorne były szybkie i niestrudzone, mogły pokonać wiele mil więcej niż zwykłe konie, lecz nawet one nie mogły się obyć bez wody.

— Skąd znasz to miejsce?

— Stryj mnie tu kiedyś przywiózł, z Tyene i Sarellą. — Arianne uśmiechnęła się na to wspomnienie. — Złapał kilka żmij i pokazał Tyene, jak najbezpieczniej wytaczać z nich jad.

Sarella zaglądała pod kamienie, czyściła mozaiki z piasku i chciała się dowiedzieć wszystkiego, co tylko można wiedzieć o ludziach, którzy tu mieszkali.

— A co ty robiłaś, księżniczko? — zapytała Cętkowana Sylva.

Siedziałam przy studni i wyobrażałam sobie, że przywiózł mnie tu jakiś rycerz rabuś, by mnie zniewolić — pomyślała. — Wysoki, twardy mężczyzna o czarnych oczach i zakolach na czole. Zaniepokoiło ją to wspomnienie.

— Marzyłam — odpowiedziała. — A kiedy słońce zaszło, usiadłam ze skrzyżowanymi nogami u stóp stryja i poprosiłam, żeby mi opowiedział jakąś historię.

— Książę Oberyn znał mnóstwo historii. — Garin był z nimi owego dnia. Był mlecznym bratem Arianne i jej nierozłącznym towarzyszem, odkąd oboje nauczyli się chodzić.

— Pamiętam, że opowiedział nam o księciu Garinie, tym, na którego cześć nadano mi imię.

— Garinie Wielkim, cudzie Rhoyne — podpowiedział Drey.

— Tak, właśnie o nim. Tym, który sprawił, że Valyrianie zadrżeli.

— Zadrżeli — zgodził się ser Gerold. — Ale potem go zabili. Gdybym ja poprowadził ćwierć miliona ludzi na śmierć, to czy też nazwano by mnie Geroldem Wielkim? — Prychnął pogardliwie. — Chyba zostanę przy Ciemnej Gwieździe. To przynajmniej jestem ja, nikt inny.

Wyjął miecz, usiadł na brzegu wyschniętej studni i zaczął ostrzyć broń osełką.

Arianne przyglądała mu się nieufnie. Jest szlachetnie urodzony i mógłby się nadawać na księcia małżonka — pomyślała. — Ojciec zwątpiłby w mój zdrowy rozsądek, ale nasze dzieci byłyby piękne jak władcy smoków. Jeśli w Dorne był jakiś przystojniejszy mężczyzna, Arianne go nie znała. Ser Gerold Dayne miał orli nos, wydatne kości policzkowe i silną żuchwę. Twarz miał gładko wygoloną, ale gęste włosy opadały mu na kołnierz niczym srebrny lodowiec, przedzielony w połowie czarną jak noc smużką. Ale ma okrutne usta i jeszcze okrutniejszy język.

Gdy tak siedział na tle zachodzącego słońca, zajęty ostrzeniem miecza, jego oczy wydawały się czarne, ale Arianne widziała je kiedyś z bliska i wiedziała, że są fioletowe. Ciemnofioletowe. Ciemne i gniewne.

Na pewno poczuł jej spojrzenie, gdyż oderwał wzrok od miecza, popatrzył jej w oczy i uśmiechnął się. Arianne poczuła przypływ ciepła na twarzy. Niepotrzebnie go w to wciągnęłam.

Jeśli choć spojrzy na mnie w ten sposób, gdy będzie tu Arys, na piasek poleje się krew. Nie potrafiła powiedzieć czyja. Zgodnie z tradycją w Gwardii Królewskiej służyli najlepsi rycerze w całych Siedmiu Królestwach... ale Ciemna Gwiazda to był Ciemna Gwiazda.

Na dornijskich piaskach nocą szybko robiło się zimno. Garin zebrał dla nich drewno, zbielałe gałęzie drzew, które uschły przed stu laty. Drey rozpalił ognisko, pogwizdując pod nosem, gdy krzesał iskry.

Kiedy podpałka już się zajęła, usiedli wokół ogniska, podając sobie z ręki do ręki bukłak z letnim winem... wszyscy oprócz Ciemnej Gwiazdy, który wolał pić niesłodzoną cytrynową wodę. Garin był bardzo ożywiony i zabawiał wszystkich najnowszymi wieściami z Miasta z Desek położonego u ujścia Zielonej Krwi. Sieroty z rzeki przypływały tam, by handlować z ludźmi z karak, kog i galer przybywających z drugiego brzegu wąskiego morza. Jeśli wierzyć marynarzom, na wschodzie działo się mnóstwo cudownych i straszliwych rzeczy: bunt niewolników w Astaporze, smoki w Qarthu, szara zaraza w Yi Ti. Na Wyspach Bazyliszkowych pojawił się nowy król korsarzy, który napadł na Miasto Wysokich Drzew, a w Qohorze wyznawcy czerwonych kapłanów wywołali zamieszki i próbowali spalić Czarnego Kozła.

— A Złota Kompania zerwała kontakt z Myr, chociaż Myrijczycy właśnie wybierają się na wojnę z Lys.

— Przekupili ich Lyseńczycy — zasugerowała Sylva.

— Bystrzy Lyseńczycy — dodał Drey. — Bystrzy, tchórzliwi Lyseńczycy.

Arianne wiedziała, że to nieprawda. Jeśli Quentyn będzie miał za sobą Złotą Kompanię...