Arianne Martell przeprawiała się kiedyś przez Mander. Pojechała tam z trzema Żmijowymi Bękarcicami odwiedzić matkę Tyene. W porównaniu z tamtym potężnym szlakiem wodnym Zielona Krew ledwie zasługiwała na nazwę rzeki... lecz mimo to była życiem Dorne.
Zawdzięczała swą nazwę ciemnozielonym, ospałym wodom, ale gdy podjechali bliżej, blask słońca zabarwił rzekę na złoto. Arianne rzadko widywała słodsze widoki. Następny etap podróży powinien być powolny i łatwy — pomyślała. — W górę Zielonej Krwi do Vaith, tak daleko, jak zdołamy dopłynąć łodzią. To da jej czas potrzebny, by przygotować Myrcellę na wszystko, co ma się wydarzyć. Za Vaith ciągnęła się głęboka pustynia. Będą potrzebowali pomocy z Piaskowca i Hellholtu, żeby się przez nią przedostać, ale Arianne nie wątpiła, że otrzymają tę pomoc.
Czerwoną Żmiję oddano na wychowanie do Piaskowca, a jego faworyta Ellaria Sand była naturalną córką lorda Ullera. Cztery ze Żmijowych Bękarcie były jego wnuczkami. Ukoronuję Myrcellę w Hellholcie i tam zwołam chorągwie.
Znaleźli łódź półtorej mili w dół rzeki, ukrytą pod zwisającymi gałęziami wielkiej, zielonej wierzby. Stateczki sierot były niskie i szerokie, a do tego miały bardzo małe zanurzenie.
Młody Smok zwał je pogardliwie „budami zbudowanymi na tratwach”, ale to nie było sprawiedliwe. Większość z nich — poza tymi, które należały do najbiedniejszych sierot — była pięknie rzeźbiona i malowana. Tę pokrywała farba o różnych odcieniach zieleni, jej drewnianemu rumplowi nadano kształt syreny, a zza relingów wyglądały rybie oblicza. Na pokładach łodzi walały się tyczki, liny i dzbany z oliwą, a na dziobie i rufie kołysały się żelazne lampy. Arianne nie widziała jednak żadnych sierot. Gdzie jest załoga? — zadała sobie pytanie.
Garin ściągnął wodze pod wierzbą.
— Wstawać, rybiookie śpiochy — zawołał, zeskakując z siodła. — Przybyła wasza królowa i należy się jej królewskie przy witanie. No, wstawać, chcemy usłyszeć pieśni i skosztować słodkiego wina! W gębie mi...
Drzwi na łodzi otworzyły się z głośnym trzaskiem. W blask słońca wyszedł Areo Hotah z halabardą w rękach.
Garin zatrzymał się raptownie. Arianne poczuła się tak, jakby oberwała tą halabardą w brzuch. To nie tak miało się skończyć. To nie powinno się wydarzyć.
— To ostatnia twarz, jaką miałem nadzieję tu ujrzeć — odezwał się Drey. Arianne zrozumiała, że musi działać.
— W nogi! — krzyknęła, skacząc na siodło. — Arysie, broń księżniczki...
Hotah uderzył drzewcem halabardy w pokład. Zza zdobnych relingów wynurzyło się kilkunastu zbrojnych z włóczniami bądź kuszami. Na dachu łodzi pojawili się następni.
— Poddaj się, księżniczko — zawołał kapitan. — W przeciwnym razie będę musiał zabić wszystkich poza dzieckiem i tobą. Tak rozkazał twój ojciec.
Księżniczka Myrcella siedziała nieruchomo na koniu. Garin odsunął się powoli od łodzi, trzymając ręce uniesione. Drey odpiął pas.
— Chyba najrozsądniej będzie się poddać — zawołał do Arianne, rzucając miecz na ziemię.
— Nie! — Ser Arys Oakheart zajął pozycję między Arianne a kuszami. W jego dłoni zalśnił miecz. Rycerz wsunął lewe ramię z rzemienie tarczy. — Nie dostaniecie jej, dopóki oddycham.
Szalony głupcze, co ty wyprawiasz? — zdążyła tylko pomyśleć Arianne.
Ciemna Gwiazda zaśmiał się w głos.
— Jesteś ślepy czy głupi, Oakheart? Jest ich zbyt wielu. Odłóż miecz.
— Zrób, jak ci powiedział, ser Arysie — poparł go Drey.
Mają nas, ser — mogłaby do niego zawołać. — Twoja śmierć nie zwróci nam wolności.
Poddaj się, jeśli kochasz swoją księżniczkę. Ale gdy spróbowała się odezwać, słowa uwięzły jej w gardle.
Ser Arys Oakheart obrzucił ją ostatnim, tęsknym spojrzeniem, a potem wbił złote ostrogi w końskie boki i rzucił się do szarży.
Popędził prosto na łódź. Biały płaszcz powiewał za nim. Arianne Martell nigdy dotąd nie widziała, by ktoś zrobił coś choć w połowie tak odważnego czy choć w połowie tak głupiego.
— Nieeee! — zawołała, ale było już za późno. Wystrzeliła z brzękiem kusza, a potem druga. Hotah wydał rykiem rozkaz. Przy strzałach z tak bliskiej odległości zbroja białego rycerza równie dobrze mogłaby być zrobiona z papieru. Pierwszy bełt przebił ciężką dębową tarczę, przybijając ją do ramienia. Drugi musnął jego skroń. Włócznia trafiła rumaka ser Arysa w bok, ale koń się nie zatrzymał. Wpadł na trap, chwiejąc się na nogach.
— Nie — krzyczała jakaś dziewczyna, jakaś głupia, mała dziewczynka. — Nie, proszę, to nie tak miało być.
Arianne słyszała też ochrypły ze strachu krzyk Myrcelli.
Miecz ser Arysa uderzył w prawo, potem w lewo, i dwóch włóczników padło na pokład.
Jego wierzchowiec stanął dęba i kopnął w twarz kusznika, który próbował nałożyć nowy bełt.
Pozostali kusznicy nie przestawali jednak strzelać i w wielkiego rumaka wbiły się kolejne pociski. Ich impet był tak wielki, że koń przewrócił się na bok. Zwierzę straciło równowagę i zwaliło się na pokład, ale Arys Oakheart zdołał w jakiś sposób zeskoczyć. Udało mu się nawet nie wypuścić miecza. Podniósł się na kolana przy konającym rumaku...
...i zobaczył stojącego nad sobą Areo Hotaha.
Biały rycerz uniósł miecz, ale zbyt wolno. Halabarda Hotaha ucięła mu prawe ramię w stawie barkowym. Trysnęła krew, broń uniosła się w górę i opuściła ponownie w straszliwym dwuręcznym uderzeniu. Ucięta głowa Arysa Oakhearta pofrunęła w powietrze. Wylądowała w trzcinach i Zielona Krew z cichym pluskiem pochłonęła czerwoną.
Arianne nie pamiętała, w której chwili zsiadła z konia. Być może z niego spadła. Tego również nie pamiętała. Nagle zorientowała się, że wspiera się na rękach i kolanach, drżąc, łkając i zwracając kolację. Nie — mogła tylko pomyśleć. — Nikomu nic się nie miało stać, wszystko zaplanowałam, byłam taka ostrożna. Usłyszała ryk Areo Hotaha:
— Za nim. Nie może uciec. Za nim!
Myrcella leżała na ziemi, drżąc i krzycząc. Zasłoniła jasną twarz dłońmi, a spomiędzy palców wypływała jej krew. Arianne nic nie rozumiała. Jedni ludzie dosiadali koni, a inni otoczyli ją i jej towarzyszy, ale nic z tego nie miało sensu. To był sen, jakiś straszliwy, krwawy koszmar. To nie może dziać się naprawdę. Wkrótce się obudzę i będę się śmiała z nocnych lęków.
Kiedy wiązali jej ręce za plecami, nie stawiała oporu. Jeden ze zbrojnych podniósł ją szarpnięciem na nogi. Był ubrany w barwy jej ojca. Drugi pochylił się i wyjął z buta Arianne nóż do rzucania, podarunek od jej kuzynki, lady Nym.
Areo Hotah wziął nóż w rękę i popatrzył na niego z zasępioną miną.
— Książę rozkazał zawieźć cię do Słonecznej Włóczni — oznajmił. Na policzkach i czole miał plamki krwi Arysa Oakhearta. — Przykro mi, mała księżniczko.
Arianne uniosła zalaną łzami twarz.
— Jak się dowiedział? — zapytała kapitana. — Byłam taka ostrożna. Jak się dowiedział?
— Ktoś zdradził. — Hotah wzruszył ramionami. — Zawsze ktoś zdradza.
ARYA
Co noc przed snem wyszeptywała w poduszkę swą modlitwę.
— Ser Gregor — mówiła. — Dunsen, Raff Słodyczek, ser Ilyn, ser Meryn, królowa Cersei.
Wyszeptałaby też imiona Freyów z Przeprawy, gdyby tylko je znała. Pewnego dnia je poznam — obiecała sobie. — I wtedy zabiję wszystkich.