Выбрать главу

— Jestem silna — zapewniła. — Tak samo silna jak ty. I twarda też.

— Jesteś przekonana, że to jedyne miejsce dla ciebie. — To było tak, jakby słyszał jej myśli. — Mylisz się. Łatwiejszą służbę znalazłabyś w domu jakiegoś kupca. A może wolałabyś zostać kurtyzaną i słuchać pieśni wysławiających twą urodę? Powiedz tylko słowo, a wyślemy cię do Czarnej Perły albo Córki Zmierzchu. Będziesz spała na płatkach róż i nosiła jedwabne spódnice szeleszczące podczas chodzenia, a wielcy lordowie zrujnują się, by kupić twoją dziewiczą krew. Jeśli zaś to małżeństwa i dzieci pragniesz, powiedz, a znajdziemy dla ciebie męża. Jakiegoś uczciwego ucznia cechowego, bogatego starca, żeglarza, kogo tylko zapragniesz.

Nie chciała żadnej z tych rzeczy. Potrząsnęła bez słowa głową.

— A może to o Westeros marzysz, dziecko? „Jasna Pani” Luca Prestayna odpływa jutro do Gulltown, Duskendale, Królewskiej Przystani i Tyrosh. Czy mamy ci załatwić miejsce na pokładzie?

— Dopiero co przypłynęłam z Westeros. — Czasami wydawało się jej, że minęło tysiąc lat, odkąd uciekła z Królewskiej Przystani, a momentami miała wrażenie, że to było wczoraj, wiedziała jednak, że nie może tam wrócić. — Odejdę, jeśli mnie nie chcesz, ale tam nie popłynę.

— Nie ma znaczenia, czego ja chcę — odparł miły staruszek. — Niewykluczone, że Bóg o Wielu Twarzach przyprowadził cię tu, byś stała się jego instrumentem, ale gdy na ciebie patrzę, widzę tylko dziecko... a co gorsza dziewczynkę. W ciągu stuleci wielu służyło Temu o Wielu Twarzach, ale tylko garstka Jego sług była kobietami. Kobiety przynoszą życie na świat, a my przynosimy dar śmierci. Nikt nie może robić obu tych rzeczy jednocześnie.

Próbuje mnie wystraszyć — pomyślała Arya. — Tak jak wtedy z tym robakiem.

— Nie dbam o to.

— A powinnaś. Jeśli zostaniesz, Bóg o Wielu Twarzach zabierze ci uszy, nos i język.

Zabierze ci te smutne, szare oczy, które tak wiele widziały. Zabierze ci dłonie, stopy, ręce, nogi i części intymne. Zabierze twoje nadzieje i marzenia, miłości i nienawiści. Ci, którzy wstępują na Jego służbę, muszą się wyrzec wszystkiego, co czyni ich tym, kim są. Czy potrafisz to uczynić?

— Ujął podbródek Aryi w dłoń i zajrzał jej w oczy tak głęboko, że aż zadrżała. — Nie — zdecydował. — Nie potrafisz.

Arya odtrąciła jego dłoń.

— Potrafiłabym, gdybym zechciała.

— Powiedziała Arya z rodu Starków, pożeraczka grobowych robaków.

— Potrafię się wyrzec wszystkiego, czego zechcę!

— To zacznij od nich — rzekł, wskazując na jej skarby.

Nocą po kolacji Arya wróciła do celi, zdjęła szatę i wyszeptała swoje imiona, ale sen nie chciał przyjść. Rzucała się na wypchanym szmatami materacu, przygryzając wargę. Czuła dziurę, jaką miała w miejscu, gdzie kiedyś było serce.

Ciemną nocą wstała, włożyła ubranie, w którym przybyła z Westeros, i zapięła pas. Igła wisiała u jej jednego biodra, a sztylet u drugiego. W kapeluszu na głowie, z rękawicami bez palców zatkniętymi za pas i srebrnym widelcem w ręku zeszła ukradkiem po schodach. Tu nie ma miejsca dla Aryi z rodu Starków — myślała. Miejsce dla Aryi było w Winterfell, ale Winterfell już nie istniało. Kiedy spada śnieg i wieje biały wiatr, samotny wilk umiera, ale stado przeżyje. Ale ona nie miała już stada. Ser Ilyn, ser Meryn i królowa zabili jej stado, a kiedy próbowała założyć nowe, wszyscy od niej uciekli — Gorąca Bułka, Gendry, Yoren, Lommy Zielona Łapka, nawet Harwin, który służył kiedyś jej ojcu. Otworzyła drzwi i wymknęła się w noc.

Opuściła świątynię po raz pierwszy od chwili, gdy do niej przyszła. Niebo było zachmurzone, a mgła pokrywała ziemię na podobieństwo szarego, wystrzępionego koca. Z prawej dobiegał plusk wioseł. Braavos, Ukryte Miasto — pomyślała. Ta nazwa wydawała się trafna. Zeszła po stromych schodach do krytej przystani. Wokół jej stóp kłębiła się mgła. Była tak gęsta, że Arya nawet nie widziała wody. Słyszała jednak jej plusk o kamienne nabrzeże. W oddali widać było przebijające się przez mrok światło. Nocny ogień w świątyni czerwonych kapłanów — pomyślała.

Na brzegu zatrzymała się, ściskając w dłoni srebrny widelec. To było prawdziwe, lite srebro. Nie należy do mnie. To Soli go dano. Rzuciła go do wody. Rozległ się cichy plusk.

Po widelcu poszedł kapelusz, a następnie rękawiczki. One również były własnością Soli.

Wysypała zawartość sakiewki na dłoń, pięć srebrnych jeleni, dziewięć miedzianych gwiazd, trochę groszy, półgroszy i miedziaków. Rozsypała je na wodzie. Potem buty. Te zrobiły najgłośniejszy plusk. Za butami podążył sztylet, zabrany łucznikowi, który błagał Ogara o dar łaski. Jej pas również powędrował do kanału. Płaszcz, bluza, spodnie, bielizna. Wszystko.

Wszystko oprócz Igły.

Arya stała na skraju nabrzeża, blada i pokryta gęsią skórką. Drżała we mgle. Wydawało jej się, że Igła szepcze do niej. Zadajesz cios ostrym końcem — powtarzała w jej głowie. — Nie mów o tym Sansie! Na klindze był znak Mikkena. To tylko miecz. Jeśli będzie potrzebowała miecza, w podziemiach świątyni znajdzie ich setkę. Co więcej, Igła była za mała jak na porządny miecz i właściwie należało ją zwać zabawką Arya była jeszcze głupiutką dziewczynką, kiedy Jon kazał ją dla niej zrobić.

— To tylko miecz — powiedziała, tym razem na głos.

...ale to nie była prawda.

Igła to był Robb, Bran i Rickon, jej matka i ojciec, a nawet Sansa. To były szare mury Winterfell i śmiech jego mieszkańców. To był padający latem śnieg, opowieści Starej Niani, drzewo serce z jego czerwonymi liśćmi i straszną twarzą, ciepła woń ziemi w szklarniach, dźwięk północnego wiatru szarpiącego okiennicami w jej sypialni. To był uśmiech Jona Snowa.

Mierzwił mi włosy i nazywał mnie „siostrzyczką” — przypomniała sobie. Nagle oczy zaszły jej łzami.

Polliver ukradł Aryi miecz, gdy ludzie Góry wzięli ją do niewoli, ale odzyskała go, kiedy weszli z Ogarem do gospody na rozstajach dróg. Bogowie chcieli, żebym ją miała. Nie Siedmiu ani nie Ten o Wielu Twarzach, ale bogowie jej ojca, dawni bogowie północy. Bóg o Wielu Twarzach może zabrać resztę — pomyślała. — Ale tego nie dostanie.

Weszła na schody naga jak w dzień imienia, ściskając w dłoni Igłę. Gdy znalazła się w połowie ich wysokości, jeden z kamieni zakołysał się pod jej stopą. Arya uklękła i wsadziła palce w szpary. Z początku kamień nie chciał się ruszyć, ale ona nie ustępowała, wygrzebując zaprawę paznokciami, aż wreszcie przesunął się lekko. Arya chrząknęła, złapała go w obie dłonie i pociągnęła. Ukazała się szczelina.

— Będziesz tu bezpieczna — powiedziała Igle. — Nikt poza mną nie będzie wiedział, gdzie jesteś.

Schowała miecz w pochwie za stopień, a potem wepchnęła kamień z powrotem na miejsce, tak że wyglądał jak pozostałe. Wracając do świątyni, liczyła stopnie, żeby wiedzieć, gdzie znaleźć miecz. Pewnego dnia może jej być potrzebny.

— Pewnego dnia — wyszeptała do siebie.

Nie powiedziała miłemu staruszkowi, co zrobiła, ale on i tak wiedział. Następnego dnia po kolacji przyszedł do jej celi.

— Dziecko — rzekł — usiądź ze mną, proszę. Chcę ci opowiedzieć historię.

— A jaką? — zapytała nieufnie.

— Historię naszego powstania. Jeśli chcesz zostać jedną z nas, lepiej, żebyś wiedziała, kim jesteśmy i skąd się wzięliśmy. Inni mogą szeptać o Ludziach Bez Twarzy z Braavos, ale my jesteśmy starsi niż Ukryte Miasto. Istnieliśmy jeszcze przed zbudowaniem Tytana, przed Zdjęciem Maski Uthera, przed Założeniem. Zakwitliśmy w Braavos, pośród mgieł północy, ale korzenie zapuściliśmy w Valyrii, pośród nieszczęsnych niewolników trudzących się w głębokich kopalniach pod Czternastoma Płomieniami, które w dawnych czasach rozświetlały noce we Włościach. W kopalniach na ogół jest zimno i wilgotno, jako że wykuwa się je w martwym kamieniu, ale Czternaście Płomieni było żywymi górami. Miały serca z ognia i przeszywały je żyły stopionej skały. Dlatego w kopalniach dawnej Valyrii zawsze panował żar, a robiło się w nich coraz goręcej, w miarę jak szyby sięgały coraz głębiej pod ziemię. Niewolnicy pracowali niczym w piecu. Otaczające ich skały były zbyt gorące, by mogli ich dotykać. Przesycone smrodem siarki powietrze paliło płuca. Na poparzonych podeszwach stóp robiły się im pęcherze, nawet gdy nosili sandały o najgrubszych podeszwach. Czasami, gdy przebili się przez ścianę, zamiast złota znajdowali po drugiej stronie parę, wrzącą wodę albo stopioną skałę. Niektóre z szybów były tak niskie, że niewolnicy nie mogli w nich stanąć i musieli się czołgać albo pochylać. A w czerwonej ciemności były też żmije.