— Teraz płyniemy do Gulltown — oznajmił kapitan. — Potem ominiemy Paluchy i popłyniemy do Sisterton i Białego Portu, jeśli sztormy pozwolą. „Obieżyświat” to czysty statek, jest tu mało szczurów. Będziemy też mieli na pokładzie świeże jaja i masło. Szukasz transportu na północ, pani?
— Nie.
Jeszcze nie. Kusiło ją to, ale...
Gdy szli ku następnemu nabrzeżu, Podrick zaszurał nagle nogami.
— Ser? Pani? — odezwał się. — A co, jeśli pani wróciła do domu? To znaczy ta druga pani.
Ser. Lady Sansa.
— Spalili jej dom.
— Wszystko jedno. Tam są jej bogowie. A bogowie nie mogą umrzeć.
Bogowie nie mogą umrzeć, ale dziewczynki tak.
— Timeon był mordercą i okrutnikiem, nie sądzę jednak, by kłamał w sprawie Ogara. Nie możemy popłynąć na północ, dopóki się nie upewnimy. Będą jeszcze inne statki.
Na wschodnim końcu portu udało im się wreszcie znaleźć schronienie na noc na pokładzie uszkodzonej przez sztorm handlowej galery o nazwie „Dama z Myr”. Statek przechylał się paskudnie, jako że stracił podczas sztormu maszt i połowę załogi, ale kapitan potrzebował pieniędzy na remont, z radością więc przyjął kilka groszy od Brienne i pozwolił jej oraz Podrickowi przespać się w pustej kajucie.
Noc minęła im niespokojnie. Brienne budziła się trzy razy. Raz, gdy zaczęło padać, a raz, gdy usłyszała jakieś skrzypnięcie i pomyślała, że Zręczny Dick skrada się do niej, by ją zabić.
Za drugim razem obudziła się z nożem w ręku, ale okazało się, że niepotrzebnie. W ciasnej kajucie było ciemno i minęła chwila, nim Brienne sobie przypomniała, że Zręczny Dick nie żyje. Gdy w końcu udało się jej znowu zasnąć, śnili się jej ludzie, których zabiła. Tańczyli wokół niej, drwili z niej i próbowali jej dotknąć, podczas gdy ona uderzała w nich mieczem.
Pocięła wszystkich na plasterki, ale nadal nie przestawali wokół niej krążyć... Shagwell, Timeon i Pyg, ale również Randyll Tarly, Vargo Hoat i Rudy Ronnet Connington. Ronnet trzymał w palcach różę. Gdy spróbował podać ją Brienne, ucięła mu rękę.
Obudziła się zlana potem. Resztę nocy spędziła zwinięta pod kocem, słuchając szumu deszczu uderzającego o pokład nad jej głową. To była szalona noc. Od czasu do czasu słyszała w oddali huk gromu i myślała o statku z Braavos, który odpłynął z wieczornym odpływem.
Rano udała się „Pod Śmierdzącą Gęś”, obudziła niechlujną oberżystkę i zapłaciła jej za kilka tłustych kiełbas, podsmażany chleb, pół kubka wina, dzban przegotowanej wody i dwa czyste kubki. Stawiając wodę na ogniu, właścicielka przyjrzała się uważnie Brienne.
— Pamiętam cię. Jesteś tą wielką kobietą, która wyruszyła w drogę ze Zręcznym Dickiem.
Oszukał cię?
— Nie.
— Zgwałcił?
— Nie.
— Ukradł ci konia?
— Nie. Zabili go banici.
— Banici? — Kobieta wyglądała raczej na zaciekawioną niż na wstrząśniętą. — Zawsze myślałam, że go powieszą albo wyślą na Mur.
Zjedli podsmażany chleb i połowę kiełbas. Podrick Payne popił je wodą z dodatkiem wina, podczas gdy Brienne ściskała w dłoniach kubek wina rozcieńczonego wodą, zastanawiając się, dlaczego tu przyszła. Hyle Hunt nie był prawdziwym rycerzem. Jego szczera twarz okazała się jedynie komediancką maską. Nie potrzebują jego pomocy, nie potrzebuję jego opieki i jego też nie potrzebuję — powtarzała sobie. Pewnie w ogóle nie przyjdzie. To był tylko kolejny żart.
Miała już zamiar wyjść, gdy ser Hyle jednak się zjawił.
— Pani. Podrick — rzucił na powitanie. Zerknął na kubki, talerze i stygnące w tłuszczu niedojedzone kiełbasy. — Bogowie, mam nadzieję, że nie jedliście tego, co tu dają.
— Nie twój interes, co jedliśmy — odparła Brienne. — Znalazłeś swojego kuzyna? Co ci powiedział?
— Sandora Clegane’a ostatnio widziano w Solankach, w dzień ataku. Odjechał na zachód, kierując się wzdłuż Tridentu.
Zmarszczyła brwi.
— Trident to długa rzeka.
— To prawda, ale nie sądzę, żeby nasz pies oddalił się zbytnio od jej ujścia. Wygląda na to, że Westeros straciło dla niego urok. W Solankach szukał statku. — Ser Hyle wyjął z cholewy zwój owczej skóry, odsunął kiełbasy na bok i rozwinął go. Okazało się, że to mapa. — Ogar zabił trzech ludzi swego brata w starej gospodzie na skrzyżowaniu dróg, tutaj. Dowodził atakiem na Solanki, tutaj. — Postukał palcem w mapę. — Mógł się znaleźć w pułapce. W Bliźniakach siedzą Freyowie, na południe od Tridentu wznoszą się zamki Darry i Harrenhal, na zachodzie ma walczących ze sobą Blackwoodów i Brackenów, a tutaj, w Stawie Dziewic, czai się lord Randyll. Drogę do Doliny zamknął śnieg, nawet gdyby zdołał się przedostać przez górskie klany. Dokąd ma się udać?
— Jeśli przyłączył się do Dondarriona...
— Nie przyłączył się. Alyn jest tego pewien. Ludzie Dondarriona również go szukają.
Ogłosili, że powieszą go za to, co uczynił w Solankach. Nie mieli z tym nic wspólnego. To tylko lord Randyll rozpuszcza takie wieści, w nadziei że prostaczkowie zwrócą się przeciwko Bericowi i jego bractwu. Nie złapie lorda błyskawicy, dopóki będą go osłaniać. Jest też druga banda, którą dowodzi ta kobieta, Kamienne Serce... według jednej z wersji jest kochanką lorda Berica. Ponoć powiesili ją Freyowie, ale Dondarrion pocałował ją i przywrócił do życia.
Dlatego teraz nie może umrzeć, tak samo jak on.
Brienne przyjrzała się mapie.
— Jeśli Clegane’a ostatnio widziano w Solankach, tam należałoby poszukać jego śladu.
— Alyn mówił, że w Solankach nie ma już nikogo poza starym rycerzem ukrywającym się w zamku.
— Może i tak, ale najlepiej będzie zacząć właśnie tam.
— Jest taki człowiek — dodał ser Hyle. — Septon. Przybył do miasta dzień przed tobą.
Nazywa się Meribald. Urodził się w dorzeczu i tu spędził całe życie. Jutro wyrusza w dalszą drogę. Podczas swego objazdu zawsze odwiedza Solanki. Powinniśmy dołączyć do niego.
Brienne uniosła nagle wzrok.
— My?
— Pojadę z tobą.
— Nie ma mowy.
— No cóż, w takim razie pojadę z septonem Meribaldem do Solanek. Ty i Podrick możecie sobie jechać, dokąd tylko zechcecie.
— Czy lord Randyll znowu ci nakazał mnie śledzić?
— Rozkazał mi trzymać się od ciebie z daleka. Jest zdania, że porządny gwałt dobrze by ci zrobił.
— Dlaczego więc chcesz ze mną jechać?
— Mam do wyboru to albo powrót do służby przy bramie.
— Jeśli twój lord ci rozkazał...
— Nie jest już moim lordem.
Zdumiała się.
— Porzuciłeś służbę u niego?
— Jego lordowska mość oznajmił mi, że nie potrzebuje już mojego miecza czy może mojej bezczelności. W sumie na jedno wychodzi. Od tej pory będę się radował pełnym przygód życiem wędrownego rycerza... choć jeśli znajdziemy Sansę Stark, wyobrażam sobie, że spotka nas hojna nagroda.
Złoto i ziemie, oto, co w tym widzi.
— Zamierzam jej bronić, nie sprzedać. Złożyłam przysięgę.