Nosił karmazynowy lannisterski płaszcz, ale na jego opończy widniało dziesięć fioletowych barwen na żółtym polu — herb rodu chłopaka.
— Czy mam ci podać nową rękę, panie? — zapytał Josmyn.
— Pokaż ją im, Jaime — zachęcał go ser Kennos z Kayce. — Jeśli pomachasz nią do prostaczków, będą mieli o czym opowiadać dzieciom.
— Nie sądzę. — Jaime nie miał zamiaru pokazywać tłumom złotego kłamstwa. Niech zobaczą kikut. Niech zobaczą kalekę. — Jeśli tylko chcesz, możesz nadrobić mój niedostatek, ser Kennosie. Pomachaj do nich obiema rękami i stopami też, jeśli przyjdzie ci ochota. — Ujął wodze w lewą dłoń i zawrócił konia. — Payne! — zawołał, gdy ludzie się ustawiali. — Pojedziesz obok mnie.
Ser Ilyn Payne podjechał do Jaimego. Wyglądał jak żebrak na balu. Miał na sobie starą, zardzewiałą kolczugę nałożoną na poplamioną kurtę z utwardzanej skóry. Ani jeździec, ani koń nie nosili żadnych herbów. Tarcza ser Ilyna była tak poobtłukiwana, że trudno było określić, na jaki kolor ją ongiś pomalowano. Z ponurą twarzą i zapadniętymi oczyma ser Ilyn mógłby uchodzić za samą śmierć... tak jak działo się to od lat.
Ale z tym już koniec. Ser Ilyn był połową ceny, jakiej zażądał Jaime za to, że przełknął rozkaz małoletniego króla niczym grzeczny, mały lord dowódca. Drugą połową był ser Addam Marbrand.
— Potrzebuję ich — oznajmił siostrze i Cersei nie stawiała oporu. Zapewne cieszy się, że się ich pozbyła. Ser Addam był przyjacielem Jaimego z dzieciństwa, a niemy kat był człowiekiem jego ojca, o ile w ogóle można go było zwać czyimkolwiek człowiekiem. Gdy Payne był kapitanem straży namiestnika, ktoś usłyszał, jak przechwalał się, że to lord Tywin włada Siedmioma Królestwami i mówi królowi Aerysowi, co ma robić. Aerys Targaryen kazał mu za to wyciąć język.
— Otwórzcie bramę — rozkazał Jaime.
— Otwórzcie bramę! — powtórzył donośnym głosem Silny Dzik.
Gdy Mace Tyrell opuszczał miasto przez Błotnistą Bramę przy akompaniamencie bębnów i skrzypek, na ulice wyległy tysiące ludzi, żegnających go głośnym aplauzem. Mali chłopcy dołączyli do kolumny, maszerowali obok żołnierzy Tyrellów, unosząc dumnie głowy i poruszając zawzięcie nogami, a ich siostry przesyłały z okien całusy bohaterom.
Dzisiaj było inaczej. Kilka kurew wykrzyczało do nich po drodze zaproszenia, a sprzedawca pasztetów zachęcał ich do nabycia swych wyrobów. Na placu Szewskim dwóch obdartych wróbli głosiło kazanie kilkuset prostaczkom, obiecując zgubę bezbożnikom i czcicielom demonów. Tłum rozstąpił się, by przepuścić kolumną. Wróble i szewcy spoglądali na jeźdźców pozbawionymi wyrazu oczami.
— Lubią zapach róż, ale nie darzą miłością lwów — zauważył Jaime. — Moja siostra postąpiłaby rozsądnie, gdyby zwróciła uwagą na ten fakt.
Ser Ilyn nie odpowiedział. To idealny towarzysz na długą podróż. Wymarzony kompan do rozmów.
Większa część oddziału czekała na Jaimego za miejskimi murami: ser Addam Marbrand ze swymi zwiadowcami, ser Steffon Swyft z taborami, Setka Świętych starego ser Bonifera Dobrego, konni łucznicy Sarsfielda, maester Gulian z czterema klatkami kruków oraz dwustuosobowy oddział ciężkiej jazdy pod dowództwem ser Flementa Braksa. Zważywszy na wszystko razem, nie był to wielki zastęp. Liczył sobie mniej niż tysiąc ludzi. Liczebność była jednak ostatnim, czego potrzebowali w Riverrun. Zamek oblegała już armia Lannisterów i jeszcze liczniejsze oddziały Freyów. Ostatni ptak, który do nich dotarł, przyniósł wiadomość, że oblegający mają kłopoty ze znalezieniem prowiantu. Brynden Tully ogołocił okolice zamku, nim skrył się za jego murami.
Nie wymagało to zbyt wiele wysiłku. Podczas swej wędrówki przez dorzecze Jaime zorientował się, że spalono tam prawie wszystkie pola, splądrowano prawie wszystkie miasta i zbezczeszczono prawie wszystkie dziewice. A teraz moja słodka siostra rozkazuje mi dokończyć dzieła, które rozpoczęli Amory Lorch oraz Gregor Clegane. Ta myśl pozostawiła w jego ustach gorzki posmak.
Blisko Królewskiej Przystani na królewskim trakcie było tak bezpiecznie, jak to tylko możliwe w tych czasach. Mimo to Jaime wysłał przodem Addama Marbranda z jego zwiadowcami.
— Robb Stark zaskoczył mnie w Szepczącym Lesie — powiedział mu. — To już się nie powtórzy.
— Masz na to moje słowo. — Gdy tylko Marbrand znowu dosiadł konia, poczuł wyraźną ulgę. Zamienił złoty, wełniany płaszcz Straży Miejskiej na strój w barwach swego rodu, koloru dymu. — Jeśli w promieniu trzydziestu mil pojawi się nieprzyjaciel, będziesz o tym wiedział.
Jaime wydał stanowcze rozkazy zakazujące wszystkim odłączania się od kolumny bez jego pozwolenia. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi, młode, znudzone paniątka zaczną się ścigać po polach, płosząc inwentarz i tratując zboże. W pobliżu miasta widziało się jeszcze krowy i owce, jabłka na drzewach i jagody na krzakach, jęczmień, owies i zimową pszenicę na polach oraz wozy na trakcie. Dalej od Królewskiej Przystani nie będzie to już wyglądało tak różowo.
Jadąc na przedzie kolumny w towarzystwie milczącego ser Ilyna, Jaime czuł się niemal zadowolony. Słońce grzało mu plecy, a wiatr pieścił jego włosy niczym palce kobiety. Gdy Mały Lew Piper podjechał galopem z hełmem pełnym jeżyn, Jaime zjadł trochę i powiedział chłopcu, żeby podzielił się resztą z innymi giermkami oraz z ser Ilynem Payne’em.
Payne nosił swe milczenie z równą swobodą jak zardzewiałą kolczugę i utwardzaną skórę. Jedynymi towarzyszącymi mu dźwiękami były stukot kopyt wałacha oraz brzęk miecza w pochwie. Choć jego naznaczona śladami po francy twarz miała ponury wyraz, a oczy były zimne jak lód na zamarzniętym jeziorze, Jaime wyczuwał, że ser Ilyn cieszy się, iż mu towarzyszy. Dałem mu wybór — powiedział sobie. Mógł mi odmówić i nadal pozostać królewskim katem.
Nominacja ser Ilyna na owo stanowisko była ślubnym podarunkiem Roberta Baratheona dla jego nowego teścia, synekurą, która miała wynagrodzić Payne’owi brak języka utraconego w służbie rodowi Lannisterów. Okazał się znakomitym fachowcem. Nigdy nie spartaczył egzekucji i tylko w nielicznych przypadkach potrzebował drugiego uderzenia. W dodatku jego milczenie miało w sobie coś przerażającego. Rzadko się zdarzało, by królewskim katem zostawał człowiek tak świetnie się nadający na to stanowisko.
Gdy Jaime postanowił zabrać ser Ilyna ze sobą, odszukał jego komnaty na końcu alei Zdrajcy. Najwyższe piętro przysadzistej, półokrągłej wieży podzielono na cele przeznaczone dla więźniów, którym należało zapewnić pewne wygody — pojmanych rycerzy i lordów oczekujących na okup albo wymianę. Wejście do właściwych lochów znajdowało się na poziomie ziemi, za drzwiami z kutego żelaza, a potem za drugimi, z szarego, spękanego drewna. Na pośrednich piętrach ulokowano pokoje przeznaczone dla głównego klucznika, lorda spowiednika oraz królewskiego kata. Ten ostatni poza wykonywaniem egzekucji zwyczajowo sprawował nadzór nad lochami i opiekującymi się nimi ludźmi.
A do tego drugiego zadania ser Ilyn Payne nadawał się wyjątkowo kiepsko. Ponieważ nie umiał czytać, pisać ani mówić, zostawiał je swym podwładnym, którzy nie byli zbyt liczni.