Выбрать главу

Splunął w dłonie i wytarł nimi policzki, jakby mogło to w jakiś sposób nadać mu atrakcyjniejszy wygląd.

— To urocze. Czy ty tu dowodzisz?

— Ja? Kurwa, nie. Panie. Niech mnie wyruchają w dupę cholerną włócznią. — Gębosraj miał w brodzie tyle okruchów, że można by nimi nakarmić cały garnizon. Jaime nie mógł powstrzymać śmiechu. Mężczyzna uznał to za zachętę.

— Niech mnie wyruchają w dupę cholerną włócznią — powtórzył i również zaczął się śmiać.

— Słyszałeś go — powiedział Jaime do Ilyna Payne’a. — Znajdź jakąś ładną długą włócznię i wsadź mu ją w dupę.

Ser Ilyn nie miał włóczni, ale Bezbrody Jon Bettley z radością rzucił mu swoją. Pijacki śmiech Gębosraja umilkł nagle.

— Trzymaj to cholerstwo z dala ode mnie.

— Zdecyduj się — skwitował Jaime. — Kto tu dowodzi? Czy ser Gregor mianował kogoś kasztelanem?

— Pollivera — odpowiedział inny mężczyzna. — Ale zabił go Ogar, panie. Jego, Łaskotka i tego chłopaka Sarsfieldów.

Znowu Ogar.

— Wiecie, że to był Sandor? Widzieliście go?

— Nie, panie. Tak nam powiedział oberżysta.

— To się wydarzyło w gospodzie na rozstajach dróg, panie. — Mówiący był młodszym mężczyzną o rudoblond czuprynie. Miał na szyi noszony ongiś przez Vargo Hoata łańcuch z monet z kilkudziesięciu różnych miast: srebrnych i złotych, miedzianych i brązowych, kwadratowych i okrągłych, trójkącików, pierścieni i kawałków kości.

— Oberżysta przysięgał, że ten człowiek miał poparzoną połowę twarzy. Kurwy mówią to samo. Sandor miał ze sobą jakiegoś chłopaka, obdartego chłopskiego syna. Ponoć porąbali Polly’ego i Łaskotka na krwawe kawałeczki, a potem odjechali w dół Tridentu.

— Wysłaliście za nimi ludzi?

Gębosraj zmarszczył brwi, jakby ta myśl sprawiała mu ból.

— Nie, panie. Nie zrobiliśmy tego, niech nas chuj.

— Kiedy pies się wścieknie, trzeba mu poderżnąć gardło.

— Hmm — odparł mężczyzna, pocierając usta. — Nigdy za bardzo nie lubiłem Polly’ego, tego kutasa, a pies był bratem ser, więc...

— Jest z nas wredna zgraja, panie — wtrącił człowiek z monetami. — Ale żeby mierzyć się z Ogarem, trzeba być szaleńcem.

Jaime przyjrzał mu się uważnie. Jest śmielszy od innych i nie tak pijany jak Gębosraj.

— Baliście się go.

— Nie powiedziałbym, że się baliśmy, panie. Po prostu woleliśmy go zostawić lepszym od nas. Komuś takiemu jak ser. Albo ty.

Ja, kiedy miałem dwie ręce. Jaime nie oszukiwał się. W obecnej chwili Sandor szybko by się z nim załatwił.

— Jak się nazywasz?

— Rafford, jeśli łaska. Ludzie mówią mi Raff.

— Raff, zbierz ludzi z garnizonu w Komnacie Stu Palenisk. Jeńców również. Chcę ich zobaczyć. I te kurwy z rozstajów dróg. Aha, jeszcze Hoat. Bardzo mnie zmartwiła wieść o jego śmierci. Chciałbym zobaczyć jego głowę.

Kiedy mu ją przynieśli, zobaczył, że Kozłu obcięto wargi, podobnie jak uszy i większą część nosa. Oczy wydziobały mu wrony. Nadal jednak było widać, że to Hoat. Jaime wszędzie poznałby jego brodę, niedorzeczny sznur włosów długi na dwie stopy, zwisający z ostro zakończonego podbródka. Poza nim do czaszki Qohorika przylegało jeszcze tylko kilka skrawków mięsa.

— A gdzie jest reszta? — zapytał.

Nie chcieli mu tego powiedzieć. Wreszcie Gębosraj spuścił wzrok i wymamrotał:

— Część zgniła, ser. Resztę zeżarli jeńcy.

— Jeden z nich ciągle domagał się żarcia — przyznał Rafford. — Ser powiedział, żeby dać mu pieczonej koziny. Ale na Qohoriku nie było za dużo mięsa. Ser najpierw odrąbał mu dłonie i stopy, a potem resztę kończyn.

— Najwięcej zeżarł ten gruby skurwiel, panie — ciągnął Gębosraj. — Ale ser rozkazał, żeby dać trochę wszystkim po kolei. Hoatowi też. Kozioł jadł sam siebie. Skurwysyn ślinił się, kiedy go karmiliśmy, i tłuszcz spływał mu po tej chudej brodzie.

Ojcze — pomyślał Jaime. Oba twoje psy się wściekły. Przypomniał sobie opowieści, które po raz pierwszy usłyszał jako dziecko w Casterly Rock. Mówiły one o szalonej lady Lothston, która kąpała się w wannach wypełnionych krwią i podawała na ucztach ludzkie mięso. Działo się to w tym właśnie zamku.

Z jakiegoś powodu zemsta straciła dla niego smak.

— Wrzuć to do jeziora. — Jaime cisnął głowę Hoata Peckowi i spojrzał na ludzi z garnizonu.

— Dopóki nie zjawi się tu lord Petyr, by objąć we władanie swoją siedzibę, władzę nad Harrenhal w imieniu korony przejmie ser Bonifer Hasty. Ci, którzy tego zapragną, mogą się do niego przyłączyć, jeśli zgodzi się was przyjąć. Reszta uda się ze mną do Riverrun.

Ludzie Góry popatrzyli na siebie nawzajem.

— Coś nam się należy — odezwał się któryś z nich. — Ser nam obiecał. Mówił o sutej nagrodzie.

— Tak właśnie powiedział — zgodził się Gębosraj. — „Wszyscy, którzy ze mną pojadą, otrzymają sutą nagrodę”.

Kilkunastu innych poparło go głośno.

Ser Bonifer uniósł urękawicznioną dłoń.

— Każdy, kto ze mną zostanie, dostanie pod uprawę łan ziemi, drugi, kiedy się ożeni, a trzeci, gdy urodzi mu się pierwsze dziecko.

— Ziemi, ser? — warknął Gębosraj. — Szczać na to. Gdybyśmy chcieli orać cholerną ziemię, mogliśmy zostać w domu. Ser mówił, że otrzymamy sutą nagrodę. To znaczy złoto.

— Jeśli czujecie się pokrzywdzeni, możecie się udać do Królewskiej Przystani i poskarżyć się mojej słodkiej siostrze. — Jaime spojrzał na Rafforda. — Chcę zobaczyć tych jeńców.

Zaczynając od ser Wylisa Manderly’ego.

— To ten grubas? — zapytał Rafford.

— Mam szczerą nadzieję, że tak. Tylko nie opowiadaj mi smutnych historii o tym, w jaki sposób umarł, bo wszyscy możecie pójść w jego ślady.

Wszelkie nadzieje na odnalezienie w lochach Shagwella, Pyga albo Zolla rozwiały się bardzo szybko. Wyglądało na to, że Dzielni Kompanioni porzucili Vargo Hoata, wszyscy co do jednego. Z ludzi lady Whent zostało tylko troje: kucharz, który otworzył tylną furtę przed ser Gregorem, garbaty płatnerz, zwany Benem Czarnym Kciukiem oraz dziewczyna imieniem Pia, która nie była już taka ładna jak wtedy, gdy Jaime widział ją ostatnio. Ktoś złamał jej nos i wybił połowę zębów. Ujrzawszy Jaimego, padła mu do stóp, łkając i czepiając się jego nogi z histeryczną siłą. Silny Dzik musiał ją odciągnąć.

— Nikt już cię nie skrzywdzi — zapewnił Jaime, ale ona rozpłakała się jeszcze głośniej.

Pozostałych jeńców potraktowano lepiej. Był wśród nich ser Wylis Manderly, a także kilku innych szlachetnie urodzonych ludzi z północy, pojmanych przez Górę, Która Jeździ podczas walk przy brodach Tridentu. To byli użyteczni zakładnicy — każdy z nich wart sporego okupu. Wszyscy byli obszarpani, brudni i zarośnięci. Niektórzy mieli też świeże siniaki, połamane zęby i brakowało im palców. Jednakże ich rany wyczyszczono i zabandażowano, widać też było, że żaden z nich nie głodował. Jaime zastanawiał się, czy któryś ma pojęcie, co jedli, doszedł jednak do wniosku, że lepiej o to nie pytać.

Żaden z nich nie był już chętny do walki, a zwłaszcza nie ser Wylis, brodaty, opasły wieprz o tępym spojrzeniu i pożółkłych, obwisłych policzkach. Gdy Jaime oznajmił, że da mu eskortę do Stawu Dziewic, gdzie będzie mógł wsiąść na statek do Białego Portu, ser Wylis zwalił się na podłogę i zaczął łkać, dłużej i głośniej niż Pia. Potrzeba było czterech ludzi, żeby go postawić na nogi. Za dużo pieczonej koziny — pomyślał Jaime. Bogowie, jak ja nienawidzę tego cholernego zamku. Harrenhal widział przez trzysta lat więcej okropności niż Casterly Rock w ciągu trzech tysiącleci.