— Orton mówi, że jemu chodzi tylko o złoto. Nie udzieli błogosławieństwa, dopóki korona nie wznowi płatności.
— Wiara otrzyma należne złoto, gdy tylko powróci pokój.
Septon Torbert i septon Raynard rozumieli jej sytuację... w przeciwieństwie do tego niegodziwego Braavosa, który prześladował biednego lorda Gylesa z taką zawziętością, że staruszek uciekł do łoża, kaszląc krwią. Musieliśmy zbudować te okręty. Nie mogła polegać na flocie Arbor. Redwyne’owie byli zbyt blisko z Tyrellami. Potrzebowała własnych sił morskich. Staną się nimi budowane na Czarnym Nurcie dromony. Jej flagowy okręt będzie miał dwa razy więcej wioseł niż „Młot Króla Roberta”. Aurane poprosił ją o pozwolenie nadania mu nazwy „Lord Tywin” i udzieliła mu go z radością. To była dromona i Cersei nie mogła się doczekać, aż usłyszy, jak ludzie będą mówili o jej ojcu w rodzaju żeńskim. Drugi okręt otrzyma nazwę „Słodka Cersei” i będzie miał pozłacany galion wykonany na podobieństwo królowej. Figura będzie odziana w kolczugę, jej głowę ozdobi lwi hełm, a w dłoni będzie trzymała włócznię. Potem zostaną zwodowane „Dzielny Joffrey”, „Lady Joanna” i „Lwica”, a także „Królowa Margaery”, „Złota Róża”, „Lord Renly”, „Lady Olenna” i „Księżniczka Myrcella”. Królowa popełniła błąd, zgadzając się, by pięć ostatnich okrętów nazwał Tommen. Chłopak wybrał dla jednego z nich nazwę „Księżycowy Chłopiec”. Dopiero gdy lord Aurane zasugerował, że ludzie mogą nie chcieć służyć na okręcie nazwanym na cześć błazna, Tommen z niechęcią zgodził się uhonorować swą siostrę.
— Jeśli temu obdartemu septonowi wydaje się, że zmusi mnie do kupienia błogosławieństwa dla Tommena, wkrótce się przekona, że się myli — zapewniła Cersei.
Królowa nie zamierzała poniżać się przed zgrają kapłanów.
Lektyka zatrzymała się znowu tak nagle, że Cersei podskoczyła na siedzeniu.
— Och, to mnie doprowadza do pasji.
Wychyliła się z lektyki i zobaczyła, że są już na szczycie wzgórza Visenyi. Przed nimi majaczył Wielki Sept Baelora ze wspaniałą kopułą i siedmioma błyszczącymi wieżami.
Między lektyką a marmurowymi schodami ciągnęło się jednak morze posępnych ludzi odzianych w brązowe łachmany, obdartych i niemytych. Wróble — pomyślała Cersei, pociągając nosem. Prawdziwe wróble tak jednak nie śmierdziały.
Cersei była przerażona. Qyburn przynosił jej raporty o ich liczebności, ale usłyszeć to jedno, a zobaczyć to coś całkiem innego. Na placu obozowały setki ludzi, a kolejne setki tłoczyły się w ogrodach. Ich ogniska wypełniały powietrze dymem i smrodem. Nieskazitelny biały marmur szpeciły namioty z samodziału i nędzne szałasy zbudowane z błota oraz kawałków drewna. Wróble siedziały nawet na schodach, pod wysokimi drzwiami Wielkiego Septu.
Ser Osmund podjechał do niej truchtem. Obok niego podążał jego brat ser Osfryd, dosiadający ogiera złocistego jak jego płaszcz. Osfryd — drugi z braci Kettleblacków — był spokojniejszy od pozostałych i częściej się zasępiał, niż uśmiechał. Jest też od nich okrutniejszy, jeśli wierzyć opowieściom. Może to jego powinnam wysłać na Mur.
Wielki maester Pycelle chciał, żeby złotymi płaszczami dowodził starszy mężczyzna, „bardziej doświadczony w sprawach wojny”. Kilku innych doradców Cersei zgadzało się z nim. Musiała im w końcu powiedzieć: „Ser Osfryd ma wystarczające doświadczenie”, ale nawet wtedy nie chcieli się zamknąć. Ujadają na mnie jak stado irytujących, pokojowych piesków. Jej cierpliwość do Pycelle’a już się wyczerpywała. Wielki maester miał nawet czelność sprzeciwić się jej decyzji wysłania do Dorne po nowego dowódcę zbrojnych, twierdząc, że może to obrazić Tyrellów.
— A jak ci się zdaje, dlaczego to robię? — zapytała wówczas ze wzgardą.
— Wybacz, Wasza Miłość — odezwał się ser Osmund. — Mój brat wezwał więcej złotych płaszczy. Nie obawiaj się, utorujemy ci drogę.
— Nie mam na to czasu. Pójdę dalej na piechotę.
— Błagam, Wasza Miłość. — Taena złapała ją za ramię. — Boję się ich. Są ich setki i wszyscy są tacy brudni.
Cersei pocałowała ją w policzek.
— Lew nie boi się wróbla... ale cieszę się, że obchodzi cię mój los. Wiem, że darzysz mnie miłością, pani. Ser Osmundzie, bądź tak łaskaw i pomóż mi wysiąść.
Gdybym wiedziała, że będę musiała iść piechotą, ubrałabym się odpowiednio. Miała na sobie białą suknię z wstawką ze złotogłowiu, obszytą koronkami, ale skromną. Minęło kilka lat, odkąd królowa ostatnio ją nosiła, i przekonała się, że suknia uciska ją w talii.
— Ser Osmundzie, ser Merynie, pójdziecie ze mną. Ser Osfrydzie, przypilnuj, żeby mojej lektyce nic się nie przytrafiło.
Niektóre wróble były bardzo chude i miały zapadnięte oczy. Sprawiały wrażenie gotowych zjeść jej konie.
Przedzierając się przez masę obdartusów, mijając ich ogniska, wozy i proste schronienia, królowa przypomniała sobie inny tłum, który zebrał się ongiś na tym placu. Kiedy brała ślub z Robertem Baratheonem, zgromadziły się tu tysiące ludzi. Wszystkie kobiety włożyły najlepsze ubrania, a połowa mężczyzn niosła na ramionach dzieci. Gdy Cersei wyszła z septu, ręka w rękę z młodym królem, gapie ryknęli tak głośno, że było ich słychać aż w Lannisporcie.
— Lubią cię, pani — szepnął jej do ucha Robert. — Spójrz, wszyscy się uśmiechają.
Na krótką chwilę poczuła się szczęśliwą żoną... ale potem spojrzała na Jaimego. Nie — pomyślała wówczas. Nie wszyscy, panie.
Teraz nikt się nie uśmiechał. Wróble obrzucały ją ponurymi, wrogimi spojrzeniami. Tłum rozstąpił się przed nią, lecz niechętnie. Gdyby naprawdę byli wróblami, wystarczyłby krzyk, żeby ich spłoszyć. Sto złotych płaszczy z drągami, mieczami i buzdyganami szybko by się uporało z tą tłuszczą. Tak właśnie postąpiłby lord Tywin. Stratowałby ich, zamiast przedzierać się między nimi.
Kiedy królowa zobaczyła, co tłuszcza zrobiła z Baelorem Umiłowanym, jej miękkie serce wypełnił gorzki żal. Ogromny, marmurowy posąg, który od stulecia spoglądał na plac z pogodnym uśmiechem, otaczał sięgający pasa stos kości i czaszek. Na niektórych z nich zachowały się jeszcze skrawki mięsa. Na jednej z takich czaszek przysiadła wrona, radując się suchą, twardą ucztą. Wszędzie było pełno much.
— Co to ma znaczyć? — zawołała Cersei, zwracając się do tłumu. — Chcecie pochować Błogosławionego Baelora w górze padliny?
Podszedł do niej jakiś jednonogi mężczyzna, wspierający się na drewnianej kuli.
— Wasza Miłość, to kości świętych mężów i niewiast, pomordowanych za wiarę.
Septonów, sept, braci brązowych, brunatnych i zielonych, sióstr białych, niebieskich i szarych. Niektórych powieszono, innym wypruto wnętrzności. Bezbożnicy i czciciele demonów bezczeszczą septy, gwałcą dziewice i matki. Molestują nawet milczące siostry.
Matka Na Górze krzyczy z bólu. Znieśliśmy tu ich kości z całego królestwa, by były świadkami cierpień Świętej Wiary.
Cersei czuła ciężar spoczywających na niej spojrzeń.
— Król dowie się o tych okrucieństwach — obiecała z powagą. — Tommen również będzie oburzony. To robota Stannisa i jego czerwonej wiedźmy, a także barbarzyńców z północy, którzy oddają cześć drzewom i wilkom. — Podniosła głos. — Dobrzy ludzie, wasi zabici zostaną pomszczeni!
Garstka wróbli odpowiedziała radosnymi okrzykami, ale było ich niewielu.
— Nie prosimy o zemstę za zabitych — oznajmił jednonogi — tylko o opiekę nad żywymi. O obronę septów i świętych miejsc.