Выбрать главу

Teraz oboje siedzą bezpiecznie w Wysogrodzie, ukryci za ścianą z róż.

— Szkoda, że nie pojechałaś z nami, Wasza Miłość — paplała mała intrygantka, gdy kolumna wjeżdżała na Wielkie Wzgórze Aegona. — Mogłybyśmy spędzić razem urocze chwile. Wszystkie drzewa noszą korony, złote, czerwone i pomarańczowe. Wszędzie jest pełno kwiatów. I kasztanów. Upiekliśmy trochę po drodze do domu.

— Nie mam czasu na jeżdżenie po lesie i zbieranie kwiatków — oświadczyła Cersei. -

Muszę władać królestwem.

— Tylko jednym, Wasza Miłość? A kto włada pozostałymi sześcioma? — Margaery parsknęła radosnym śmieszkiem. — Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten żart. Wiem, iż dźwigasz ciężkie brzemię. Powinnaś pozwolić, bym ci ulżyła. Z pewnością są sprawy, w których mogłabym pomóc. To położyłoby kres gadaniu, że rywalizujemy ze sobą o względy króla.

— Ludzie rzeczywiście tak gadają? — zapytała z uśmiechem Cersei. — Cóż za głupstwo.

Nigdy nie uważałam cię za rywalkę, nawet przez chwilę.

— Słyszę to z przyjemnością. — Dziewczyna najwyraźniej nie potrafiła rozpoznać sarkazmu. — Następnym razem ty i Tommen musicie wybrać się z nami. Wiem, że Jego Miłość byłby zachwycony taką wycieczką. Błękitny Bard grał dla nas, a ser Tallad pokazał nam, jak się walczy drągiem na sposób prostaczków. Jesienią w lesie jest pięknie.

— Mój zmarły mąż też kochał las. — We wczesnych latach małżeństwa Robert ciągle ją błagał, żeby pojechała z nim na polowanie, ale Cersei zawsze się wymawiała. Jego łowieckie wyprawy pozwalały jej spędzać czas w towarzystwie Jaimego. Złote dni i srebrne noce.

Trzeba przyznać, że to był niebezpieczny taniec. W Czerwonej Twierdzy pełno było oczu i uszu, a poza tym nigdy nie byli pewni, kiedy wróci Robert. Z jakiegoś powodu niebezpieczeństwo czyniło spędzone razem chwile jeszcze bardziej ekscytującymi. — Ale pod pięknem może się niekiedy ukrywać śmiertelna groźba — ostrzegła małą królową. — Robert stracił życie w lesie.

Margaery uśmiechnęła się do ser Lorasa. To był słodki, siostrzany uśmiech, pełen czułości.

— Wasza Miłość jest łaskawa, że się o mnie boi, ale brat zadba o moje bezpieczeństwo.

Jedź na polowanie, — powtarzała dziesiątki razy Robertowi Cersei. Brat zadba o moje bezpieczeństwo. Przypomniała sobie, co usłyszała wcześniej od Taeny, i z jej ust wyrwał się śmiech.

— Wasza Miłość tak ładnie się śmieje. — Lady Margaery uśmiechnęła się do niej pytająco. -

Czy mogłabym też usłyszeć ten żart?

— Usłyszysz go — obiecała królowa. — Zapewniam, że usłyszysz.

ŁUPIEŻCA

Bębny wybijały bitewny werbel, a „Żelazne Zwycięstwo” mknęło naprzód, prując taranem wysokie, zielone fale. Mniejszy okręt widoczny z przodu zakręcił nagle, mącąc wiosłami morską wodę. Powiewały nad nim chorągwie z różami: na dziobie i na rufie białymi na tle czerwonej tarczy herbowej, a na maszcie złotą na polu zielonym jak trawa. „Żelazne Zwycięstwo” otarło się o burtę przeciwnika z takim impetem, że połowa oddziału abordażowego zwaliła się z nóg. Rozległ się trzask pękających wioseł, słodka muzyka dla uszu kapitana.

Przeskoczył przez nadburcie, lądując na pokładzie na dole. Złoty płaszcz powiewał za nim. Wszystkie białe róże cofnęły się trwożnie, jak zawsze robili to ludzie, gdy ujrzeli Victariona Greyjoya z bronią w ręku, zakutego w pełną zbroję i z twarzą ukrytą pod hełmem w kształcie krakena. Ściskali w rękach miecze, włócznie i topory, ale tylko co dziesiąty nosił zbroję, a i wtedy były to tylko metalowe łuski naszyte na koszule. To nie są żelaźni ludzie — pomyślał Victarion. Boją się utonąć.

— Bierzcie go! — zawołał któryś. — Jest sam!

— Chodźcie! — ryknął. — Zabijcie mnie, jeśli zdołacie.

Różani wojownicy rzucili się nań ze wszystkich stron.

W rękach trzymali szarą stal, ale w ich oczach błyszczało przerażenie, strach tak silny, że Victarion czuł jego smak. Machnął mieczem na obie strony, pierwszemu przeciwnikowi odcinając rękę w łokciu, a drugiemu przerąbując bark. Topór trzeciego ugrzązł w dębowej tarczy Victariona. Greyjoy walnął głupca tarczą w twarz, zwalił go na pokład i zabił, nim tamten zdążył się podnieść. Gdy wyszarpywał topór z klatki piersiowej trupa, w miejsce między łopatkami trafiła go włócznia. To było tak, jakby ktoś klepnął go w plecy. Victarion odwrócił się i uderzył toporem w głowę włócznika. Poczuł lekki wstrząs w ramieniu, gdy ostrze przebiło się przez hełm, włosy i czaszkę. Mężczyzna chwiał się jeszcze na nogach przez pół uderzenia serca, nim żelazny kapitan wyszarpnął topór z taką siłą, że trup zatoczył się po pokładzie, wyglądając raczej na pijanego niż na zabitego.

Tymczasem na pokład rozbitego okrętu zeskoczyli już kolejni żelaźni ludzie. Słyszał, jak Wulfe Jednouchy zawył radośnie, a potem wziął się do roboty, zobaczył Ragnora Pyke’a w zardzewiałej kolczudze, ujrzał, jak Nute Balwierz rzucił toporkiem i trafił jednego z przeciwników w pierś. Victarion zabił następnego człowieka, a potem jeszcze jednego.

Zabiłby też trzeciego, ale Ragnor załatwił go przed nim.

— Niezły cios — ryknął do niego Victarion.

Odwrócił się w poszukiwaniu następnej ofiary i zobaczył po drugiej stronie pokładu wrogiego kapitana. Białą opończę mężczyzny zbrukała krew, ale Victarion zdołał rozpoznać herb na jego piersi: białą różę na czerwonej tarczy. Ten sam herb widniał na jego tarczy, umieszczony na białym polu z czerwoną obwódką.

— Hej, ty! — zawołał żelazny kapitan, przekrzykując zgiełk walki. — Ty z różą! Jesteś lordem Południowej Tarczy?

Mężczyzna uniósł zasłonę, ukazując bezbrodą twarz.

— Jego synem i dziedzicem. Jestem ser Talbert Serry. A kim ty jesteś, krakenie?

— Twoją śmiercią.

Victarion runął na niego.

Serry wybiegł mu na spotkanie. Miał miecz z dobrej, wykutej w zamku stali, który śpiewał w jego dłoniach. Pierwsze cięcie młody rycerz wyprowadził dołem i Victarion sparował je toporem. Drugi cios trafił w hełm, nim żelazny kapitan zdążył unieść tarczę.

Victarion odpowiedział, uderzając na odlew toporem. Atak powstrzymała tarcza Serry’ego. W powietrze posypały się drzazgi, a biała róża pękła wzdłuż ze słodkim, ostrym trzaskiem.

Miecz młodego rycerza trafił go w udo raz, drugi i trzeci, zgrzytając o stal zbroi. Chłopak jest szybki — uświadomił sobie żelazny kapitan. Walnął Serry’ego tarczą w twarz, aż młodzieniec zatoczył się na reling. Victarion uniósł topór, wspierając uderzenie całym ciężarem swego ciała, gotowy rozpruć przeciwnika od szyi aż po pachwinę. Serry zdążył się jednak wywinąć.

Topór walnął w reling, sypiąc drzazgami, i ugrzązł w drewnie. Gdy Victarion spróbował go wyszarpnąć, pokład zakołysał się, obalając go na jedno kolano.

Ser Talbert odrzucił strzaskaną tarczę i ciął nisko mieczem. Gdy Victarion stracił równowagę, jego tarcza obróciła się na drugą stroną, chwycił więc miecz Serry’ego w żelazną pięść. Klepsydrowa rękawica zgrzytnęła głośno. Victarion stęknął, czując nagłe ukłucie bólu, ale nie zwolnił uścisku.