Poczuł ulgę, gdy balię wypełniono gorącą wodą na wystarczającą głębokość, by ukryć jego podniecenie. Kiedy się zanurzył, przypomniał sobie inną kąpiel, którą dzielił z Brienne.
Dręczyła go wówczas gorączka, był osłabiony z powodu upływu krwi, a od gorąca kręciło mu się w głowie i wygadywał rzeczy, jakich nie powinno się mówić. Tym razem jednak nie miał takiego usprawiedliwienia. Pamiętaj o swoich ślubach. Pia bardziej się nadaje do loża Tyriona niż do twojego.
— Przynieś mi mydło i twardą szczotkę — rozkazał Peckowi. — Pia, możesz nas zostawić.
— Tak jest, panie. Dziękuję, panie.
Mówiąc, zasłaniała usta, żeby nie pokazywać połamanych zębów.
— Pragniesz jej? — zapytał Jaime Pecka, gdy dziewczyna wyszła.
Giermek poczerwieniał jak burak.
— Weź ją, jeśli jest chętna. Nie wątpię, że nauczysz się od niej kilku rzeczy, które przydadzą ci się w noc poślubną, a raczej wątpliwe, byś spłodził z nią bękarta.
Pia rozkładała nogi dla połowy armii jego ojca i nie poczęła ani razu. Zapewne była bezpłodna.
— Ale jeśli weźmiesz ją do łoża, bądź dla niej dobry — dodał.
— Dobry, panie? Jak... jak mam...?
— Słodkie słówka. Delikatny dotyk. Nie chciałbyś się z nią ożenić, ale gdy będziecie w łożu, traktuj ją tak, jak traktowałbyś żonę.
Chłopak pokiwał głową.
— Panie, gdzie... gdzie miałbym z nią pójść? Nigdy nie ma miejsca, gdzie... gdzie...
— ...moglibyście być sami? — dokończył z uśmiechem Jaime. — Kolacja potrwa kilka godzin. Siennik wygląda na twardy, ale chyba się nada.
Peck wybałuszył oczy.
— W twoim łożu, wasza lordowska mość?
— Jeśli Pia zna się na rzeczy, kiedy skończysz, sam poczujesz się jak lord.
Co więcej, ktoś powinien wreszcie zrobić użytek z tego nieszczęsnego siennika.
Schodząc na ucztę, Jaime Lannister włożył wams z czerwonego aksamitu ze wstawkami ze złotogłowiu, a do tego złoty łańcuch wysadzany czarnymi diamentami. Przytroczył też złotą rękę, którą kazał wypolerować, by ładnie świeciła. To nie było odpowiednie miejsce na biały strój. Obowiązki czekały na niego w Riverrun. Tutaj przyciągnęła go inna, mroczniejsza sprawa.
Wielka komnata zamku Darry była wielka jedynie z nazwy. Od ściany do ściany zastawiono ją wspartymi na kozłach stołami, a sufitowe krokwie były czarne od sadzy.
Jaimemu dano miejsce na podwyższeniu, na prawo od pustego krzesła Lancela.
— Mój kuzyn nie przyjdzie na kolację? — zapytał, siadając.
— Mój pan mąż woli pościć — wyjaśniła żona Lancela, lady Amerei. — Jest chory z żalu po biednym Wielkim Septonie.
Dziewczyna miała długie nogi, pełne piersi i była wysoka. Wyglądała na jakieś osiemnaście lat. Robiła wrażenie zdrowej dziewki, choć jej chuda, pozbawiona podbródka twarz przywodziła Jaimemu na myśl jego kuzyna Cleosa, po którym zbytnio nie płakał. Cleos zawsze przypominał mu nieco łasicę.
Pościć? To znaczy, że jest jeszcze większym głupcem, niż mi się zdawało. Jego kuzyn powinien pracowicie płodzić z młodą wdową dziedzica o twarzy łasicy, zamiast głodzić się na śmierć. Jaime zastanawiał się, co ser Kevan mógłby mieć do powiedzenia na temat niespodziewanego ferworu swego syna. Czyżby właśnie dlatego stryj odjechał tak nagle?
Nad miskami zupy fasolowej z boczkiem lady Amerei opowiedziała Jaimemu o tym, jak Gregor Clegane zabił jej pierwszego męża, gdy Freyowie jeszcze walczyli za Robba Starka.
— Błagałam go, żeby nie jechał, ale mój Pate koniecznie musiał być tak bardzo odważny.
Poprzysiągł, że zabije tego potwora. Pragnął, by jego imię okryło się chwałą.
Wszyscy tego pragniemy.
— Kiedy byłem giermkiem, obiecywałem sobie, że to ja zabiję Uśmiechniętego Rycerza.
— Uśmiechniętego Rycerza? — powtórzyła zdziwiona. — A kto to był?
Góra z lat mojego dzieciństwa. Dwa razy od niego mniejszy, ale dwukrotnie bardziej szalony.
— Banita. Dawno już nie żyje. Nie musisz zawracać sobie nim głowy, pani.
Usta Amerei zadrżały. Z jej brązowych oczu popłynęły łzy.
— Musisz wybaczyć mojej córce — oznajmiła jakaś starsza kobieta. Lady Amerei przywiozła ze sobą do Darry około dwudziestu Freyów: siostry, stryja, stryjecznego brata, rozmaitych kuzynów... a także matkę, która z domu nazywała się Darry. — Nadal opłakuje ojca.
— Zabili go banici — szlochała lady Amerei. — Ojciec chciał tylko zapłacić okup za Petyra Pryszcza. Przyniósł im złoto, którego żądali, a oni i tak go zawiesili.
— Powiesili, Ami. Twój ojciec nie był arrasem. — Lady Mariya spojrzała na Jaimego. -
Mam wrażenie, że go znałeś, ser.
— Byliśmy razem giermkami w Crakehall. — Jaime nie zamierzał się posunąć tak daleko, by twierdzić, że byli przyjaciółmi. Kiedy tam przybył, Merrett Frey był małym tyranem dręczącym wszystkich młodszych chłopców. A potem spróbował zabrać się do mnie. — Był... bardzo silny.
Żadna inna pochwała nie przychodziła mu na myśl. Merrett był powolny, niezgrabny i głupi, ale z pewnością silny.
— Walczyliście razem przeciwko Bractwu z Królewskiego Lasu — mówiła lady Amerei, pociągając nosem. — Ojciec mi o tym opowiadał.
Chciałaś powiedzieć, że ojciec się przechwalał i kłamał.
— To prawda.
Wkład Freya do tej walki polegał na tym, że zaraził się francą od markietanki i dał się pojmać Białej Łani. Królowa banitów wypaliła mu na dupie swój znak, zanim oddała go za okup Sumnerowi Crakehallowi. Merrett nie mógł potem siedzieć przez dwa tygodnie, choć Jaime podejrzewał, że rozżarzone do czerwoności żelazo nie było nawet w połowie tak bolesne, jak całe to gówno, które musiał potem znieść ze strony innych giermków. Chłopcy są najokrutniejszymi stworzeniami na ziemi. Jaime ujął kielich wina w złotą dłoń i uniósł go.
— Za pamięć Merretta — wzniósł toast. Łatwiej było za niego pić, niż o nim rozmawiać.
Po toaście lady Amerei przestała płakać i przy stole zaczęto mówić o wilkach, tych czworonożnych. Ser Danwell Frey twierdził, że nawet ser Walder nie pamięta czasów, gdy było ich tak wiele.
— W ogóle przestały się bać ludzi. Kiedy jechaliśmy z Bliźniaków, całe stada atakowały nasz tabor. Dopiero gdy łucznicy trafili kilkanaście, reszta uciekła.
Ser Addam Marbrand przyznał, że ich kolumna miała podobne kłopoty po drodze z Królewskiej Przystani.
Jaime skupił uwagę na posiłku, lewą ręką odrywając kawały chleba, a prawą trzymając kielich. Przyglądał się, jak Addam Marbrand próbuje oczarować siedzącą obok dziewczynę, a Steffon Swyft toczy na nowo bitwę o Królewską Przystań za pomocą chleba, orzechów i marchewek. Ser Kennos z Kayce posadził sobie na kolanach dziewkę służebną, namawiając ją, żeby pogłaskała jego róg, a ser Dermot zanudzał giermków opowieściami o błędnych rycerzach w deszczowym lesie. Siedzący nieco dalej Hugo Vance zamknął oczy. Medytuje o tajemnicach życia — pomyślał Jaime. Albo śpi między daniami. Ponownie spojrzał na lady Mariyę.
— Ci banici, którzy zabili twojego męża... czy to była banda lorda Berica?
— Tak z początku sądziliśmy. — Choć włosy lady Mariyi naznaczyły pasemka siwizny, nadal pozostawała atrakcyjną kobietą. — Zabójcy rozproszyli się, gdy tylko opuścili Stare Kamienie. Lord Vypren podążał za jedną bandą aż do Fairmarket, ale tam zgubił trop. Czarny Walder zapuścił się w ślad za drugą grupą na Bagno Jędzy, prowadząc ze sobą psy i tropicieli.