Выбрать главу

— Uważaj, bracie — skarcił go brat Narbert. — O mały włos nie sypnąłeś septonowi Meribaldowi ziemią w usta.

Grabarz pochylił głowę. Gdy Pies podszedł go obwąchać, brat odrzucił łopatę i podrapał go po uchu.

— To nowicjusz — wyjaśnił Narbert.

— Dla kogo jest ten grób? — zapytał ser Hyle, gdy ruszyli dalej w górę po drewnianych schodach.

— Dla brata Clementa, niech Ojciec osądzi go sprawiedliwie.

— Czy był stary? — zaciekawił się Podrick Payne.

— Jeśli uważasz, że czterdzieści osiem lat to starość, to był, ale nie wiek go zabił. Zmarł z ran odniesionych w Solankach. Tego dnia, gdy banici napadli na miasto, wybrał się na targ z naszym miodem.

— To był Ogar? — zapytała Brienne.

— Inny banita, równie brutalny. Kiedy biedny Clement nie chciał odpowiedzieć, wyciął mu język. Powiedział, że skoro złożył śluby milczenia, nie będzie go potrzebował. Starszy Brat będzie wiedział więcej na ten temat. Najgorsze wieści z zewnątrz zatrzymuje dla siebie, by nie mącić panującego w septorze spokoju. Wielu z braci przybyło tu po to, by uciec przed okropnościami świata, a nie, żeby je wspominać. Brat Clement nie był jedynym z nas, który odniósł rany. Niektórych ran nie ujrzy się okiem. — Brat Narbert wskazał ręką w prawo. — Tam jest nasza letnia winnica. Grona są małe i cierpkie, ale wino nadaje się do picia. Warzymy też własne ale, a nasz miód i cydr cieszą się powszechnym uznaniem.

— Wojna tu nie dotarła? — zapytała Brienne.

— Nie ta wojna, dzięki Siedmiu. Chronią nas nasze modlitwy.

— I wasze pływy — zasugerował Meribald. Pies zaszczekał na znak zgody.

Szczyt wzgórza wieńczył niski murek z niepołączonych zaprawą kamieni, otaczający skupisko dużych budynków — poskrzypujący skrzydłami wiatrak, sypialnie dla braci, refektarz, w którym spożywali posiłki, drewniany sept, w którym się modlili oraz medytowali. Miał on okna z barwionego szkła, szerokie drzwi, w których wyrzeźbiono podobizny Matki i Ojca, a na dachu siedmioboczną wieżyczkę otoczoną chodnikiem. Dalej znajdował się ogród warzywny, który właśnie pieliło kilku wiekowych braci. Brat Narbert poprowadził gości wokół kasztanowca ku drewnianym drzwiom wprawionym w zbocze wzgórza.

— Jaskinia z drzwiami? — zdziwił się ser Hyle.

— Nazywa się Pieczarą Pustelnika — wyjaśnił z uśmiechem septon Meribald. — Mieszkał w niej pierwszy święty mąż, który trafił na wyspę. Czynił cuda tak wspaniałe, że rychło przyłączyli się do niego następni. Powiadają, że było to dwa tysiące łat temu. Drzwi wprawiono później.

Być może przed dwoma tysiącami lat Pieczara Pustelnika była wilgotna i ciemna, zamiast podłogi miała klepisko i wypełniał ją dźwięk skapującej z góry wody, ale teraz wyglądała inaczej. Z jaskini, do której zaprowadzono Brienne i jej towarzyszy, uczyniono ciepłe, przytulne schronienie. Na ziemi leżały wełniane dywany, a na ścianach wisiały arrasy.

Wysokie, woskowe świece wypełniały pomieszczenie jasnym blaskiem. Meble były niezwykłe, ale proste: długi stół, ława ze skrzynią, kilka wysokich kufrów pełnych ksiąg oraz krzesła. Wszystko zrobiono z wyrzuconego na brzeg drewna, jego fragmenty o osobliwym kształcie połączono zręcznie w całość i wypolerowano, by lśniły w blasku świec ciemnozłotym blaskiem.

Wygląd Starszego Brata zaskoczył Brienne. Przede wszystkim trudno go było zwać starszym. Bracia trudzący się w ogrodzie mieli pochylone plecy i przygarbione barki, on zaś był wysoki, wyprostowany i poruszał się z wigorem mężczyzny w sile wieku. Nie miał też dobrej, łagodnej twarzy, jakiej można by się spodziewać u uzdrowiciela. Jego głowa była wielka i kanciasta, spojrzenie sprytne, a czerwony nochal pokrywały drobne żyłki. Choć miał tonsurę, pokrywała ją szczecina, podobnie jak wydatną szczękę.

Wygląda raczej na człowieka stworzonego do łamania kości, nie do ich gojenia — pomyślała Dziewica z Tarthu, gdy Starszy Brat podszedł do nich, by uściskać septona Meribalda i pogłaskać Psa.

— Zawsze się raduję, gdy nasi przyjaciele Meribald i Pies zaszczycają nas wizytą — oznajmił, nim zwrócił się ku pozostałym gościom. — Zawsze też cieszy mnie widok nowych twarzy. Oglądamy je tu tak rzadko.

Meribald zgodnie z wymogami uprzejmości przedstawił wszystkich, a potem usiadł na ławie. W przeciwieństwie do septona Narberta Starszy Brat nie sprawiał wrażenia zaniepokojonego płcią Brienne, lecz gdy septon powiedział mu, w jakim celu przybyła tu z ser Hyle’em, uśmiech zniknął z jego twarzy.

— Rozumiem — rzekł tylko i odwrócił się. — Na pewno jesteście spragnieni — kontynuował. -

Proszę, napijcie się trochę naszego słodkiego cydru, by spłukać z gardeł pył podróży. — Nalał im osobiście. Kubki również były wykonane z wyrzuconego przez morze drewna i każdy z nich wyglądał inaczej. Brienne pochwaliła ich wykonanie.

— Jesteś zbyt łaskawa, pani — odparł. — My tylko przycinamy i gładzimy drewno.

Mieszkamy w błogosławionym miejscu. Rzeka spotyka się tu z zatoką, prądy walczą ze sobą i na naszych brzegach ląduje wiele niezwykłych i cudownych rzeczy. Drewno to tylko drobiazg. Znajdujemy srebrne puchary i żelazne garnki, worki wełny i bele jedwabiu, zardzewiałe hełmy i błyszczące miecze... a nawet rubiny.

To zainteresowało ser Hyle’a.

— Rubiny Rhaegara?

— Być może. Któż to wie? Bitwę stoczono wiele mil stąd, ale rzeka jest cierpliwa i niestrudzona. Znaleźliśmy już sześć i wszyscy czekamy na siódmy.

— Lepiej rubiny niż kości. — Septon Meribald pocierał sobie stopę. Błoto spadało płatkami pod dotykiem jego palca. — Nie wszystkie dary rzeki są miłe. Dobrzy bracia wyławiają też utopione krowy i jelenie, padłe świnie rozdęte tak bardzo, że są wielkie prawie jak konie. A także ludzkie trupy.

— W dzisiejszych czasach jest ich stanowczo zbyt wiele — stwierdził z westchnieniem Starszy Brat. — Nasz grabarz nie zna odpoczynku. Ludzie z dorzecza, z zachodu, z północy, wszyscy tu wypływają. Zarówno rycerze, jak i łotrzyki. Chowamy ich obok siebie. Starków i Lannisterów, Blackwoodów i Brackenów, Freyów i Darrych. Spełnienia tego obowiązku żąda od nas rzeka w zamian za wszystkie swoje dary. Staramy się robić to najlepiej, jak potrafimy.

Czasami jednak znajdujemy kobietę... albo, co gorsza, małe dziecko. To są najokrutniejsze dary. — Spojrzał na septona Meribalda. — Mam nadzieję, że znajdziesz czas, by odpuścić nam grzechy. Od czasu, gdy łupieżcy zabili starego septona Benneta, nie mamy nikogo, kto wysłuchałby naszych spowiedzi.

— Znajdę czas — zgodził się Meribald. — Mam jednak nadzieję, że usłyszę o jakichś ciekawszych grzechach niż poprzednim razem.

Pies zaszczekał.

— Widzicie? Nawet Pies się znudził.

— Myślałem, że nikt tu nie mówi — odezwał się zdziwiony Podrick Payne. — To znaczy nie nikt. Bracia. Inni bracia oprócz ciebie.

— Podczas spowiedzi wolno nam złamać śluby milczenia — wyjaśnił Starszy Brat. — Trudno jest wyznać grzechy gestykulacją i kiwaniem głową.

— Czy spalili sept w Solankach? — zapytał Hyle Hunt.

Uśmiech zniknął z twarzy Starszego Brata.

— Spalili wszystko oprócz zamku. Tylko on był zbudowany z kamienia... choć i tak nie przyniósł miasteczku żadnego pożytku. Równie dobrze mógł być zbudowany z łoju.