Выбрать главу

— W jaki sposób?

— Żył z mieczem w ręku i zginął od miecza.

— Wiesz to z całą pewnością?

— Sam go pochowałem. Jeśli chcesz, mogę ci powiedzieć, gdzie jest jego grób. Nakryłem go kamieniami, żeby padlinożercy nie dobrali się do jego ciała, i położyłem na kopcu jego hełm, by zaznaczyć miejsce, w którym spoczywa. To był fatalny błąd. Jakiś inny wędrowiec znalazł go i zabrał sobie. Człowiek, który zabijał i gwałcił w Solankach, nie był Sandorem Clegane’em, choć może być równie niebezpieczny. W dorzeczu jest pełno podobnych łupieżców. Nie nazwę ich wilkami. Wilki są szlachetniejsze... i psy również, jak sądzę.

Niewiele wiem o tym Sandorze Cleganie. Przez wiele lat był zaprzysiężoną tarczą księcia Joffreya. Nawet tutaj słyszeliśmy o jego czynach zarówno dobrych, jak i złych. Jeśli choć połowa z tego, co o nim mówiono, to prawda, był zgorzkniałą, udręczoną duszą, grzesznikiem, który drwił z bogów i ludzi. Służył, ale nie był dumny ze służby. Walczył, ale zwycięstwo nie przynosiło mu radości. Pił, by utopić swój ból w morzu wina. Nie kochał nikogo ani nikt nie kochał jego. Kierowała nim nienawiść. Choć popełnił wiele grzechów, nie prosił o wybaczenie. Inni marzą o miłości, bogactwie albo chwale, a ten Sandor Clegane marzył o tym, że zabije własnego brata. To grzech tak straszliwy, że drżę, mówiąc o nim. To jednak był chleb, którym się karmił, paliwo, dzięki któremu płonął jego ogień. Choć to haniebna myśl, nadzieja, że ujrzy krew brata na własnym mieczu, była wszystkim, co pozwalało żyć temu smutnemu, pełnemu gniewu człowiekowi... a nawet to mu odebrano, gdy książę Oberyn z Dorne dźgnął ser Gregora zatrutą włócznią.

— Mówisz, jakbyś się nad nim litował — zauważyła Brienne.

— Bo tak było. Ty również byś się nad nim ulitowała, gdybyś go widziała przed końcem.

Znalazłem go nad Tridentem, przyciągnęły mnie jego krzyki bólu. Błagał o dar łaski, ale ja przysiągłem, że już nie będę zabijał. Wodą z rzeki przemyłem jego rozpalone czoło, dałem mu wina i zrobiłem okład na ranę, ale było już za późno, żeby mu pomóc. Ogar skonał w moich ramionach. Być może widziałaś w naszej stajni wielkiego, czarnego ogiera. To był jego rumak, Nieznajomy. To bluźniercze imię. Wolimy go nazywać Znajdą, bo znalazłem go nad rzeką. Obawiam się, że ma naturę swego dawnego pana.

Koń. Widziała ogiera, słyszała jego kopnięcia, ale nic nie zrozumiała. Bojowe rumaki uczono kopania i gryzienia. Podczas wojny były bronią, tak jak dosiadający ich ludzie. Jak Ogar.

— A więc to prawda — powiedziała przygnębiona. — Sandor Clegane nie żyje.

— Wreszcie odnalazł spokój. — Starszy Brat umilkł. — Jesteś młoda, dziecko. Ja widziałem już czterdzieści cztery dni imienia... mam wrażenie, że jestem z górą dwa razy starszy od ciebie. Czy zdziwiłabyś się, gdybyś usłyszała, że byłem kiedyś rycerzem?

— Nie. Wyglądasz raczej jak rycerz niż jak święty mąż. — Można to było wyczytać z jego klatki piersiowej, barów i tej wydatnej szczęki. — Dlaczego wyrzekłeś się rycerstwa?

— Nie wybrałem sobie tego zajęcia. Mój ojciec był rycerzem i jego ojciec przed nim. Moi bracia także, wszyscy co do jednego. Uczyłem się walki od dnia, gdy uznano, że jestem wystarczająco duży, by unieść drewniany miecz. Miałem sporo mieczy i nie okryłem się hańbą. Miałem też kobiety, ale w tym przypadku się zhańbiłem, bo niektóre z nich wziąłem siłą. Była dziewczyna, z którą pragnąłem się ożenić, młodsza córka pomniejszego lorda, ale byłem tylko trzecim synem mojego ojca i nie mogłem jej zaoferować ziemi ani bogactwa... jedynie miecz, konia i tarczę. Zważywszy na wszystko razem, wiodłem raczej nędzne życie.

Kiedy nie walczyłem, byłem pijany. Mój los był spisany czerwienią, czerwienią krwi i wina.

— A kiedy to się zmieniło? — zapytała Brienne.

— Gdy zginąłem w bitwie pod Tridentem. Walczyłem za księcia Rhaegara, choć on nawet nie znał mojego imienia. Nie potrafię ci powiedzieć, dlaczego za niego. Lord, któremu służyłem, służył lordowi, który służył lordowi, który postanowił poprzeć smoka, nie jelenia.

Gdyby zdecydował inaczej, mógłbym się znaleźć po drugiej stronie rzeki. Bitwa była krwawa. Minstrele chcieliby nam wmówić, że to tylko Rhaegar i Robert bili się ze sobą w rzecznym nurcie o kobietę, którą obaj ponoć kochali, ale zapewniam cię, że walczyli tam również inni. Byłem jednym z nich. Oberwałem strzałą w udo i drugą w stopę, potern zabito pode mną konia, ale nie dałem za wygraną. Do dziś pamiętam, jak rozpaczliwie szukałem nowego wierzchowca. Nie miałem pieniędzy, żeby go sobie kupić, a bez konia nie mógłbym być rycerzem. Prawdę mówiąc, to było wszystko, o czym wówczas myślałem. Nawet nie zauważyłem ciosu, który mnie powalił. Usłyszałem tętent kopyt za plecami i pomyślałem:

„koń!”, ale nim zdążyłem się odwrócić, coś walnęło mnie w głowę i zwaliłem się do rzeki.

Powinienem był w niej utonąć, lecz ocknąłem się tutaj, na Cichej Wyspie. Ówczesny Starszy Brat powiedział mi, że przyniosła mnie fala, nagiego jak w dzień imienia. Jedyne wyjaśnienie, jakie mi przychodzi do głowy, to że ktoś znalazł mnie na płyciznach, zabrał mi zbroję, buty i spodnie, a potem zepchnął mnie na głęboką wodę. Resztę zrobiła rzeka. Wszyscy rodzimy się nadzy, więc pewnie nic dziwnego w tym, że do nowego życia narodziłem się w ten sam sposób. Następne dziesięć lat przeżyłem w milczeniu.

— Rozumiem.

Brienne nie wiedziała, dlaczego jej to opowiada i co innego mogłaby mu rzec.

— Naprawdę? — Pochylił się, wspierając wielkie dłonie na ramionach. — Jeśli tak, wyrzeknij się tych poszukiwań. Ogar nie żyje, a zresztą nigdy nie miał twojej Sansy Stark. Jeśli chodzi o bestię, która nosi teraz jego hełm, znajdą ją i powieszą. Wojny dobiegają już końca, a ci banici nie mają szans podczas pokoju. Randyll Tarly poluje na nich wokół Stawu Dziewic, Walder Frey wokół Bliźniaków, a w Darry osiadł nowy, młody lord, pobożny człowiek, który z pewnością zaprowadzi porządek na swych ziemiach. Wracaj do domu, dziecko. Masz dom, a w tych mrocznych dniach jest wielu takich, którzy nie mogą tego o sobie powiedzieć. Masz szlachetnego ojca, który z pewnością cię kocha. Pomyśl o żałobie, jaka go czeka, jeśli nie wrócisz. Być może po twojej śmierci przyniosą mu twoją tarczę i miecz, być może nawet powiesi je w swej komnacie i będzie spoglądał na nie z dumą... ale gdybyś go zapytała, z pewnością powiedziałby ci, że woli żywą córkę od poobtłukiwanej tarczy.

— Córkę. — Oczy Brienne zaszły łzami. — Zasługuje na nią. Na córkę, która śpiewałaby dla niego, była ozdobą jego komnaty i urodziła mu wnuków. Zasługuje też na syna, silnego, rycerskiego młodzieńca, który przyniósłby zaszczyt jego nazwisku. Ale Galladon utonął, kiedy ja miałam cztery lata, a on osiem, a Alysanne i Arianne umarły w kołysce. Ja jestem jedynym dzieckiem, jakie bogowie pozwolili mu zatrzymać. Dziwoląg, niegodny zwać się córką ani synem.

Wszystko nagle wypłynęło z Brienne niczym czarna krew z rany: zdrady i zaręczyny, Rudy Ronnet i jego róża, tańczący z nią lord Renly, zakład o jej dziewictwo, gorzkie łzy, które przelała wieczorem, gdy król poślubił Margaery Tyrell, walka zbiorowa w Gorzkim Moście, tęczowy płaszcz, z którego była tak dumna, cień w namiocie króla, Renly umierający w jej ramionach, Riverrun i lady Catelyn, droga w dół Tridentu, pojedynek z Jaimem w lesie, Krwawi Komedianci, Jaime krzyczący: „szafiry”, Jaime w wannie w Harrenhal, para buchająca z jego ciała, smak krwi Vargo Hoata, gdy odgryzła mu ucho, dół z niedźwiedziem, Jaime skaczący na piasek, długa droga do Królewskiej Przystani, Sansa Stark, przysięga, którą złożyła Jaimemu, przysięga, którą złożyła lady Catelyn, Wierny Przysiędze, Duskendale, Staw Dziewic, Zręczny Dick, Szczypcowy Przylądek, Szepty, ludzie, których zabiła...