Dla Roberta nic z tego nigdy się nie wydarzyło. Gdy nadchodził ranek, o niczym już nie pamiętał, a przynajmniej próbował jej to wmówić. Raz, podczas pierwszego roku małżeństwa, poskarżyła mu się rano.
— Sprawiasz mi ból — oznajmiła. Zdobył się przynajmniej na to, by zrobić zawstydzoną minę.
— To nie byłem ja, pani — odburknął z urazą w głosie, jak dziecko przyłapane w kuchni na kradzieży ciastek z jabłkami. — To było wino. Piję za dużo wina.
Chcąc przepłukać sobie usta po tym wyznaniu, sięgnął po róg ale. Gdy uniósł go do ust, zdzieliła go w twarz rogiem, który sama trzymała w dłoni, tak mocno, że ułamała mu ząb. Po latach, podczas uczty, słyszała, jak mówił dziewce służebnej, że ta szczerba to pamiątka po walce zbiorowej. Nasze małżeństwo rzeczywiście było walką — pomyślała. Można więc powiedzieć, że nie kłamał.
Cała reszta była jednak łgarstwem. Cersei nie wątpiła, że Robert świetnie pamiętał, jak ją traktował nocami. Widziała to w jego oczach. Tylko udawał, że o niczym nie pamięta. To było łatwiejsze niż stawienie czoła wstydowi. Robert Baratheon był w głębi duszy tchórzem.
Z czasem jego napaści stawały się coraz rzadsze. Podczas pierwszego roku małżeństwa brał ją co najmniej raz na dwa tygodnie, pod koniec zdarzało się to rzadziej niż raz na rok. Nigdy jednak nie zaprzestał tego całkowicie. Prędzej czy później zawsze zdarzała się noc, kiedy wypił za dużo i postanowił skorzystać ze swych praw. To, co zawstydzało go za dnia, sprawiało mu przyjemność w ciemności.
— Moja królowo? — odezwała się Taena Merryweather. — Dziwnie patrzysz. Źle się czujesz?
— Nie. To tylko... wspomnienia. — Zaschło jej w gardle. — Jesteś dobrą przyjaciółką, Taeno.
Nie miałam prawdziwej przyjaciółki od...
Ktoś załomotał do drzwi.
Znowu? Zadrżała, słysząc natarczywy dźwięk. Czyżby zaatakował nas kolejny tysiąc okrętów? Włożyła szlafrok i podeszła do drzwi.
— Wybacz, że przeszkadzam, Wasza Miłość — rzekł wartownik. — Na dole jest lady Stokeworth. Błaga o audiencję.
— O tej porze? — warknęła Cersei. — Czy Falyse straciła rozum? Powiedz jej, że śpię. I że żelaźni ludzie mordują prostaczków na Tarczowych Wyspach. Powiedz, że nie spałam pół nocy. Przyjmą ją jutro. Wartownik zawahał się.
— Wasza Miłość, jeśli łaska, ona... nie czuje się za dobrze, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
Cersei zmarszczyła brwi. Zakładała, że Falyse przybyła tu po to, by ją zawiadomić o śmierci Bronna.
— Niech i tak będzie. Ale najpierw muszę się ubrać. Zaprowadź ją do mojej samotni.
Niech tam zaczeka.
Lady Merryweather zaczęła wstawać z łoża, by pójść z nią.
— Nie, zostań — poleciła królowa. — Przynajmniej jedna z nas powinna się trochę wyspać.
To nie potrwa długo.
Lady Falyse miała opuchniętą, posiniaczoną twarz, oczy czerwone od łez i rozbitą dolną wargę. Jej ubranie było brudne i podarte.
— Bogowie, bądźcie łaskawi — powiedziała Cersei, wprowadzając ją do samotni i zamykając drzwi. — Co się stało z twoją twarzą?
Falyse najwyraźniej nie słyszała pytania.
— On go zabił — oznajmiła drżącym głosem. — Matko, zmiłuj się... on... on...
Zalała się łzami, dygocząc cała.
Cersei napełniła kielich winem i podsunęła go płaczącej kobiecie.
— Wypij to. Wino cię uspokoi. Tak jest. Jeszcze odrobinkę. A teraz przestań płakać i powiedz, co się stało.
Potrzeba było reszty dzbana, by królowa wreszcie zdołała wyciągnąć z lady Falyse całą smętną opowieść. Kiedy kobieta skończyła, Cersei nie wiedziała, czy się śmiać, czy wściekać.
— Na pojedynek? — powtórzyła. Czy w całych Siedmiu Królestwach nie ma nikogo, na kim mogłabym polegać? Czy jestem jedyną osobą w Westeros, która ma choć trochę oleju w głowie? — Chcesz mi powiedzieć, że ser Balman wyzwał Bronna na pojedynek?
— Powiedział, że to będzie p... p... proste. Mówił, że kopia to ry... rycerska broń, a B...
Bronn nie jest prawdziwym rycerzem. Powiedział, że wysadzi go z siodła, a potem wykończy, kiedy tamten będzie leżał og... og... ogłuszony.
Bronn nie był rycerzem, to prawda. Był doświadczonym w bitwach zabójcą. Twój kretyński mąż sam podpisał na siebie wyrok śmierci.
— Wspaniały plan. Czy mogę zapytać, dlaczego się nie powiódł?
— B... Bronn wbił kopię w pierś biednego k... k... k... konia Balmana... Balman... padający wierzchowiec przygniótł mu nogi. Balman krzyczał tak żałośnie...
Najemnicy nie żałują nikogo — mogłaby jej powiedzieć Cersei.
— Prosiłam was, żebyście zaaranżowali wypadek podczas polowania. Strzała, która nieoczekiwanie zboczyła z toru, upadek z konia, rozwścieczony dzik... człowiek może zginąć w lesie na bardzo wiele sposobów. Żaden z nich nie ma nic wspólnego z kopiami.
Falyse najwyraźniej jej nie słyszała.
— Kiedy próbowałam podbiec do Balmana, B... B... Bronn uderzył mnie w twarz. Zmusił go do w... wyznania wszystkiego. Balman krzyczał, żeby sprowadzić maestera Frenkena, ale najemnik, on, on, on...
— Do wyznania? — To słowo nie spodobało się Cersei. — Mam nadzieję, że nasz dzielny ser Balman trzymał język za zębami.
— Bronn wbił mu sztylet w oko i powiedział, że mam zniknąć ze Stokeworth przed zachodem słońca, bo inaczej czeka mnie taki sam los. Zagroził, że odda mnie żołnierzom z g... g... garnizonu, jeśli któryś z nich zechce mnie mieć. A kiedy rozkazałam im go pojmać, jeden z jego rycerzy miał czelność powiedzieć, że mam zrobić tak, jak kazał lord Stokeworth.
Nazwał go lordem Stokeworthem! — Lady Falyse złapała królową za dłoń. — Wasza Miłość, proszę mi dać rycerzy. Stu rycerzy! I kuszników też. Muszę odzyskać zamek. Stokeworth należy do mnie! Nie pozwolili mi nawet zabrać ubrań. Bronn powiedział, że należą teraz do jego żony. Wszystkie m... moje jedwabie i aksamity!
Łachy to teraz najmniejsze z twoich zmartwień. Królowa wyrwała palce z wilgotnego uścisku drugiej kobiety.
— Prosiłam was, żebyście zdmuchnęli świecę mogącą stać się zagrożeniem dla króla, a wy wylaliście na nią garnek dzikiego ognia. Czy twój durny Balman wplątał w to moje imię?
Powiedz, że tego nie zrobił.
Falyse oblizała wargi.
— Cier... cierpiał ból. Bronn powiedział, że okaże mu łaskę, ale... Co się stanie z moją biedną matką?
Spodziewam się, że umrze.
— A jak uważasz?
Lady Tanda mogła już nie żyć. Bronn nie sprawiał wrażenia człowieka, który traciłby zbyt wiele czasu na opiekę nad staruszką ze złamanym biodrem.
— Musisz mi pomóc. Dokąd mam pójść? Co teraz pocznę?
Mogłabyś wyjść za Księżycowego Chłopca — omal nie powiedziała Cersei. Jest prawie równie wielkim błaznem jak twój zmarły mąż. Nie mogła ryzykować wojny tuż pod samą Królewską Przystanią, nie w tej chwili.
— Milczące siostry zawsze z chęcią przyjmują wdowy — oznajmiła królowa. — To spokojne życie, pełne kontemplacji, modlitwy i pracy na rzecz bliźnich. Przynoszą pocieszenie żywym i spokój umarłym.
I nic nie mówią. Nie mogła pozwolić, by ta kobieta krążyła po Siedmiu Królestwach, powtarzając niebezpieczne opowieści. Falyse była jednak głucha na głos zdrowego rozsądku.