Выбрать главу

— Senniczka jest najłagodniejszą z trucizn — mówiła dziewczynka, ubijając wymieniony specyfik tłuczkiem w moździerzu. — Kilka ziarenek spowolni bijące za szybko serce i powstrzyma drżenie rąk, czyniąc człowieka spokojnym i silnym. Szczypta wywoła trwający całą noc sen bez marzeń sennych. Trzy szczypty spowodują sen, który nie ma końca. Ma bardzo słodki smak, więc lepiej dodawać ją do ciast, pasztetów i win z miodem. Masz, powąchaj jej słodycz. — Dziewczynka pozwoliła jej powąchać proszek, a potem posłała ją na górę po buteleczkę z czerwonego szkła. — To jest okrutniejsza trucizna, ale za to nie ma smaku i zapachu, więc łatwiej można ją ukryć. Ludzie zwą ją lyseńskimi łzami. Jeśli rozpuścić je w winie albo w wodzie, wżerają się we wnętrzności i zabijają, jak choroba brzucha. Powąchaj. -

Arya wykonała polecenie, ale nic nie poczuła. Dziewczynka odstawiła łzy na bok i otworzyła pękaty, kamienny słoik.

— Tę pastę zaprawiono krwią bazyliszka. Nada ona pieczonemu mięsu smakowity aromat, ale spożycie jej powoduje gwałtowne szaleństwo u ludzi i zwierząt. Nawet mysz zaatakuje lwa, jeśli skosztuje krwi bazyliszka.

Arya przygryzła wargę.

— A czy to działa też na psy?

— Na wszystkie ciepłokrwiste zwierzęta.

Dziewczynka spoliczkowała ją.

Uderzona uniosła dłoń do policzka, bardziej zaskoczona niż rozgniewana.

— Dlaczego to zrobiłaś?

— To Arya z rodu Startów przygryza wargę, kiedy się zastanawia. Czy jesteś Aryą z rodu Startów?

— Jestem nikim — odparła gniewnie. — A kim ty jesteś? Nie spodziewała się, że dziewczynka jej odpowie, ale zrobiła to.

— Urodziłam się jako jedyne dziecko starożytnego rodu, dziedzic mojego ojca — zaczęła. -

Moja matka umarła, kiedy byłam mała. Nie pamiętam jej. Kiedy miałam sześć lat, ojciec ożenił się ponownie. Jego nowa żona była dla mnie dobra, aż sama urodziła córkę. Wtedy zapragnęła mojej śmierci, żeby jej dziecko mogło odziedziczyć majątek ojca. Powinna była poprosić o łaskę Boga o Wielu Twarzach, ale nie mogła się zdobyć na poświęcenie, jakiego by od niej zażądał. Dlatego postanowiła otruć mnie sama. Trucizna uczyniła mnie taką, jaką jestem teraz, ale mnie nie zabiła. Gdy uzdrowiciele z Domu Czerwonych Dłoni powiedzieli mojemu ojcu, co uczyniła, przyszedł tutaj i złożył w ofierze cały swój majątek oraz mnie. Ten o Wielu Twarzach wysłuchał jego modlitwy. Ja wstąpiłam na służbę w świątyni, a żona ojca otrzymała dar.

Arya przyjrzała się jej nieufnie.

— Czy to wszystko prawda?

— W tej opowieści jest prawda.

— I kłamstwa również?

— Jest w niej nieprawda i przesada.

Przez cały czas uważnie obserwowała twarz dziewczynki, ale nie dostrzegła tam żadnych znaków.

— Bóg o Wielu Twarzach zabrał dwie trzecie majątku twojego ojca, nie całość.

— Właśnie. To była przesada.

Arya uśmiechnęła się, uświadomiła sobie, że się uśmiecha, i uszczypnęła się w policzek.

Panuj nad twarzą — powiedziała sobie. Uśmiech jest sługą, powinien przychodzić na mój rozkaz.

— A co było kłamstwem?

— Nie było kłamstwa. Skłamałam o kłamstwie.

— Naprawdę? A może kłamiesz teraz?

Nim jednak dziewczynka zdążyła odpowiedzieć, do pomieszczenia wszedł miły staruszek.

— Wróciłaś do nas — oznajmił z uśmiechem.

— Dzisiaj jest nów.

— To prawda. Powiedz mi, jakich trzech nowych rzeczy dowiedziałaś się od czasu, gdy nas opuściłaś?

Dowiedziałam się trzydziestu nowych rzeczy. Omal nie powiedziała tego na głos.

— Trzy palce Małego Narba nie chcą się zginać. Ma zamiar zostać wioślarzem.

— Dobrze jest to wiedzieć. I co jeszcze?

Cofnęła się myślą do dzisiejszych wydarzeń.

— Quence i Allaquo pokłócili się ze sobą i obaj opuścili „Statek”, ale myślę, że wrócą.

— Tylko myślisz czy wiesz to na pewno?

— Tylko myślę — musiała przyznać, choć była tego pewna. Komedianci musieli jeść, tak samo jak wszyscy, a Quence i Allaquo nie byli wystarczająco dobrzy, żeby występować w „Błękitnej Latarni”.

— Właśnie — zgodził się miły staruszek. — A trzecia rzecz?

Tym razem się nie wahała.

— Dareon nie żyje. Czarny minstrel, który nocował w „Szczęśliwym Porcie”. W rzeczywistości był dezerterem z Nocnej Straży. Ktoś poderżnął mu gardło i wrzucił go do kanału, ale najpierw zabrał mu buty.

— Trudno o dobre buty.

— Właśnie.

Bardzo się starała, żeby jej twarz nic nie wyrażała.

— Ciekawe, kto to zrobił?

— Arya z rodu Starków.

— Ta dziewczynka? Myślałem, że opuściła Braavos. Kim jesteś?

— Nikim.

— Kłamiesz. — Spojrzał na dziewczynkę. — Zaschło mi w gardle. Bądź tak uprzejma i przynieś kielich wina dla mnie i ciepłe mleko dla naszej przyjaciółki Aryi, która wróciła do nas tak niespodziewanie.

Wracając do świątyni, Arya zastanawiała się, jak zareaguje staruszek, kiedy mu opowie o Dareonie. Może będzie się na nią gniewał, a może ucieszy się, że dała minstrelowi dar Boga o Wielu Twarzach. Odgrywała tę rozmowę w głowie pół setki razy, jak komediant przed przedstawieniem. Ciepłe mleko nie przyszło jej jednak do głowy.

Gdy dziewczynka je przyniosła, Arya wypiła cały kubek. Lekko pachniało spalenizną i miało gorzki posmak.

— Idź spać, dziecko — powiedział miły staruszek. — Jutro będziesz musiała służyć.

Nocą znowu śniło się jej, że jest wilkiem, ale wyglądało to inaczej niż w poprzednich snach. Tym razem nie miała watahy. Była sama, skakała po dachach i biegała bezgłośnie wzdłuż brzegów kanałów, ścigając cienie we mgle.

A gdy obudziła się rano, była ślepa.

SAMWELL

„Cynamonowy Wiatr” był łabędzim statkiem z Miasta Wysokich Drzew na Wyspach Letnich, gdzie ludzie mieli czarne skóry, kobiety były rozwiązłe i oddawano cześć niezwykłym bogom. Na pokładzie nie było septona, który odmówiłby modlitwę za zmarłych, więc to zadanie przypadło Samwellowi Tarly’emu. Mijali właśnie spieczone słońcem południowe wybrzeże Dorne.

Sam przywdział czarny strój, by wypowiedzieć słowa, choć popołudnie było ciepłe, parne i prawie bezwietrzne.

— Był dobrym człowiekiem — zaczął, ale gdy tylko to powiedział, uświadomił sobie, że to nie są odpowiednie słowa. — Nie. Był wielkim człowiekiem. Był maesterem z Cytadeli, złożył przysięgę i nosił łańcuch. Był też zaprzysiężonym bratem z Nocnej Straży i zawsze dochowywał wierności. Gdy się narodził, nadano mu imię na cześć bohatera, który zginął zbyt młodo, ale choć żył bardzo długo, jego życie było równie bohaterskie. Nigdy nie urodził się mądrzejszy, lepszy ani łagodniejszy człowiek. Na Murze podczas jego służby zmieniło się kilkunastu lordów dowódców, ale on doradzał im wszystkim. Doradzał też królom. On również mógł zostać królem, ale kiedy zaproponowali mu koronę, powiedział, żeby oddali ją jego młodszemu bratu. Jak wielu ludzi zdobyłoby się na coś takiego? — Sam czuł, że nie będzie już mógł mówić długo. — Był krwią smoka, ale jego ogień już wygasł. Nazywał się Aemon Targaryen. A teraz jego warta się skończyła.

— A teraz jego warta się skończyła — wyszeptała Goździk, kołysząc w ramionach dziecko.

Kojja Mo powtórzyła te słowa w języku powszechnym Westeros, a potem w języku letnim, dla Xhonda, swego ojca, i reszty zebranych marynarzy. Sam zwiesił głowę i wybuchnął płaczem. Łkał tak głośno i rozpaczliwie, że całe jego ciało się trzęsło. Goździk podeszła do niego i pozwoliła, by się wypłakał na jej ramieniu. Ona również miała w oczach łzy.