Pogoda była ciepła, wilgotna i zupełnie bezwietrzna. „Cynamonowy Wiatr” stał unieruchomiony na głębokim, błękitnym morzu, daleko od lądu.
— Czarny Sam powiedział dobre słowa — stwierdził Xhondo. — A teraz wypijmy za jego życie.
Krzyknął coś w języku letnim i na tylny pokład wytoczono beczułkę rumu z korzeniami, żeby pełniący służbę marynarze mogli wypić po kubku dla uczczenia pamięci starego, ślepego smoka. Znali go tylko przez krótką chwilę, ale Letniacy szanowali starców i sławili swych zmarłych.
Sam nigdy jeszcze nie pił rumu. Trunek miał niezwykły smak i uderzał do głowy. Z początku wydawał się słodki, ale zostawiał ognisty posmak, który palił język. Chłopak czuł się zmęczony, bardzo zmęczony. Bolał go każdy mięsień i czuł też ból w miejscach, gdzie nawet nie wiedział, że ma mięśnie. Kolana miał sztywne, jego dłonie pokrywały świeże pęcherze oraz lepkie, bolące plamy w miejscach, gdzie stare pęcherze pękły. Wydawało się jednak, że rum i smutek zmyły jego ból.
— Gdybyśmy tylko zdołali dowieźć go do Starego Miasta, arcymaesterzy mogliby go uratować — powiedział do Goździk, gdy oboje popijali rum na wysokim kasztelu dziobowym „Cynamonowego Wiatru”. — Uzdrowiciele z Cytadeli są najlepsi w Siedmiu Królestwach. Przez chwilę myślałem... miałem nadzieję...
W Braavos wydawało się, że Aemon może wrócić do zdrowia. Słowa Xhonda, który opowiedział mu o smokach, niemalże przywróciły mu siły. Tej nocy zjadł wszystko, co dał mu Sam.
— Nikt nigdy nie szukał dziewczyny — mówił. — To miał być książę, którego obiecano, nie księżniczka. Myślałem, że to Rhaegar... dym oznaczał pożar, który pochłonął Summerhall w dzień jego narodzin, a sól łzy wylane nad tymi, którzy wówczas zginęli. Kiedy Rhaegar był młody, również tak sądził, ale potem zrodziło się w nim przekonanie, że to jego syn spełni proroctwo, ponieważ nocą, gdy Aegon został poczęty, nad Królewską Przystanią widziano kometę, a Rhaegar był pewien, że krwawiąca gwiazda musi być kometą. Jakimiż głupcami byliśmy, choć uważaliśmy się za tak mądrych! W tłumaczenie zakradł się błąd. Smoki nie są ani samcami, ani samicami, Barth dostrzegł tę prawdę, lecz są to jednym, to drugim, zmienne jak płomień. Język wyprowadził nas na manowce na cały tysiąc lat. To Daenerys jest tą, która zrodziła się pośród soli i dymu. Dowodem na to są smoki. — Wydawało się, że już samo mówienie o niej dodaje mu sił. — Muszę do niej popłynąć. Muszę. Gdybym tylko był choć dziesięć lat młodszy.
Staruszka ogarnęła taka determinacja, że samodzielnie wszedł na trap prowadzący na pokład „Cynamonowego Wiatru”, gdy już Sam załatwił dla nich miejsce. Już przedtem oddał swój miecz i pochwę Xhondowi, żeby zadośćuczynić mu stratę płaszcza, który zniszczył, ratując grubasa przed utonięciem. Jedynymi wartościowymi przedmiotami, jakie im jeszcze zostały, były znalezione w podziemiach Czarnego Zamku księgi. Sam rozstawał się z nimi z wielką niechęcią.
— Mieliśmy je zawieźć do Cytadeli — wyjaśnił, gdy Xhondo go zapytał, dlaczego jest taki smutny. Kiedy mat przetłumaczył te słowa, kapitan ryknął śmiechem.
— Quhuru Mo mówi, że szarzy mężczyźni i tak dostaną te księgi — przetłumaczył Xhondo.
— Tylko że teraz kupią je od Quhuru Mo. Maesterzy płacą dobrym srebrem za księgi, których nie mają, a czasami nawet czerwonym i żółtym złotem.
Kapitan chciał też dostać łańcuch Aemona, ale Sam odmówił. Wyjaśnił mu, że utrata łańcucha jest wielkim wstydem dla każdego maestera. Xhondo musiał to powtarzać kapitanowi trzy razy, nim wreszcie Quhuru Mo ustąpił. Kiedy targi dobiegły końca, Samowi zostały tylko buty, czarny stój, bielizna oraz pęknięty róg znaleziony przez Jona Snow na Pięści Pierwszych Ludzi. Nie miałem wyboru — powiedział sobie. Nie mogliśmy zostać w Braavos, a poza kradzieżą albo żebraniem nie było innego sposobu, byśmy mogli zapłacić za przejazd. Nawet gdyby cena była trzykrotnie wyższa, uznałby ją za niską, gdyby tylko udało się bezpiecznie dostarczyć maestera Aemona do Starego Miasta.
Jednakże podczas rejsu na południe towarzyszyły im sztormy, a każda kolejna wichura ograbiała staruszka z sił i pozbawiała go ducha. W Pentos poprosił, by wyniesiono go na pokład, żeby Sam mógł mu namalować słowami obraz miasta. Ale to był ostatni raz, gdy wstał z kapitańskiego łóżka. Wkrótce potem jego umysł znowu zaczął błądzić. Kiedy „Cynamonowy Wiatr” okrążył Krwawiącą Wieżę i wpłynął do portu Tyrosh, Aemon nie mówił już o tym, że musi znaleźć statek, który zabierze go na wschód. Skupił uwagę na Starym Mieście i na arcymaesterach z Cytadeli.
— Musisz im wszystko opowiedzieć, Sam — mówił. — Arcymaesterom. Musisz im to wytłumaczyć. Ludzie, którzy byli w Cytadeli za moich czasów, nie żyją już od pięćdziesięciu lat. Ci nowi nigdy mnie nie znali. Moje listy... w Cytadeli z pewnością uważano je za bredzenie starca, któremu wiek odebrał rozum. Musisz ich przekonać, gdyż mnie się to nie udało. Opowiedz im, Sam... opowiedz im, jak jest na Murze... o upiorach i białych cieniach, o nagłym zimnie...
— Zrobię to — obiecał Sam. — Dołączę swój głos do twojego, maesterze. Obaj im o tym opowiemy.
— Nie — zaprzeczył starzec. — Ty musisz to zrobić. Opowiedz im. Proroctwo... sen mojego brata... lady Melisandre błędnie odczytała znaki. Stannis... Stannis ma w żyłach kapkę smoczej krwi, to prawda. Jego bracia również ją mieli. Odziedziczyli ją po Rhaelle, córeczce Jaja, która była matką ich ojca. Kiedy była mała, mówiła do mnie: „wujku maesterze”.
Pamiętałem o tym, więc pozwoliłem sobie na odrobinę nadziei... być może chciałem ją mieć... wszyscy się okłamujemy, kiedy pragniemy w coś uwierzyć. A Melisandre szczególnie, jak sądzę. To nie jest prawdziwy miecz, ona musi o tym wiedzieć... światło bez ciepła... bezwartościowy urok... to nie jest ten miecz, a fałszywe światło może nas tylko zaprowadzić głębiej w mrok, Sam. To Daenerys jest naszą nadzieją. Powiedz to tym z Cytadeli. Spraw, żeby cię wysłuchali. Muszą wysłać do niej maestera. Trzeba jej doradzać, uczyć ją i chronić.
Przez wszystkie te lata trzymałem się życia, czekałem, obserwowałem, a teraz, gdy dzień wreszcie nadszedł, jestem za stary. Ja umieram, Sam. — Gdy to przyznał, z jego ślepych, białych oczu popłynęły łzy. — Śmierć nie powinna przerażać tak starego człowieka, ale ja się boję. Czy to nie głupie? Cały czas żyję w ciemności, czemu więc miałbym się bać jej nadejścia? Nie mogę jednak nie zastanawiać się, co będzie potem, gdy już ciepło opuści moje ciało. Czy będę wiecznie ucztował w złotej komnacie Ojca, jak mówią septonowie? Czy będę znowu rozmawiał z Jajem, przekonam się, że Daeron jest kompletny i szczęśliwy, usłyszę, jak moje siostry śpiewają swym dzieciom? A co, jeśli to władcy koni mają rację? Czy będę wiecznie jeździł po nocnym niebie na ogierze z płomienia? A może będę musiał znowu wrócić na ten padół smutku? Któż to wie? Któż był za ścianą śmierci i zobaczył to na własne oczy? Tylko upiory, a wiemy, jakie one są. Wiemy.
Sam niewiele mógł na to rzec, pocieszał jednak staruszka najlepiej, jak umiał. Potem przyszła Goździk i zaśpiewała mu piosenkę, bezsensowną rymowankę, której nauczyła ją jedna z pozostałych żon Crastera. Aemon uśmiechnął się i zasnął.
To był jeden z jego ostatnich dobrych dni. Później staruszek spał przez większość czasu, zwinięty pod stosem futer w kajucie kapitana. Czasami mamrotał coś przez sen. Kiedy się obudził, wołał Sama, twierdząc, że musi mu coś powiedzieć, ale często zapominał, co to miało być, nim chłopak przybył, a nawet gdy pamiętał, w jego mowie nie było składu. Bredził o snach i nie wymieniał imienia śniącego, mówił o szklanej świecy, która nie chciała się zapalić, i o jajach, z których nic nie mogło się wykluć. Mówił, że sfinks sam jest zagadką, a nie zadającym zagadki, cokolwiek by miało to znaczyć. Prosił Sama, by przeczytał mu fragment z księgi septona Bartna, którego pisma spalono podczas panowania Baelora Błogosławionego. Pewnego dnia obudził się z płaczem.