Dziewczynka o złotych lokach wsparła dłonie na biodrach.
— Wywróż nam przyszłość albo poskarżę się mojemu panu ojcu, a on każe cię wychłostać za bezczelność.
— Proszę — błagała Melara. — Tylko przepowiedz nam przyszłość i sobie pójdziemy.
— Są tutaj takie, które nie mają przyszłości — mruknęła Maggy straszliwym, niskim głosem.
Zarzuciła sobie szatę na ramiona i skinęła na dziewczynki, nakazując im podejść bliżej. -
Chodźcie, jeśli nie chcecie odejść, głupie. Tak jest, chodźcie. Muszę skosztować waszej krwi.
Melara pobladła, ale Cersei nie. Lwica nie boi się żaby, choćby nie wiadomo jak starej i brzydkiej. Powinna była odejść, powinna była jej posłuchać, powinna była uciec. Ale ona wzięła sztylet, który podała jej Maggy, i przesunęła krzywe, żelazne ostrze po opuszce kciuka. Potem zrobiła to samo z kciukiem Melary.
W ciemnym, zielonym namiocie krew wydawała się raczej czarna niż czerwona.
Bezzębne usta Maggy zadrżały na jej widok.
— Dajcie mi ją — wyszeptała. Kiedy Cersei podała jej rękę, wyssała krew. Dziąsła miała miękkie jak noworodek. Królowa do dzisiaj pamiętała, jak niezwykłe i miękkie były jej usta.
— Trzy pytania możecie zadać — oznajmiła starucha, gdy już się napiła. — Nie spodobają się wam moje odpowiedzi. Pytajcie albo znikajcie stąd.
Uciekajcie — pomyślała śniąca królowa. Uciekajcie, nie odzywając się ani słowem.
Dziewczynka miała jednak za mało rozsądku, żeby się bać.
— Kiedy wyjdę za księcia? — zapytała.
— Nigdy. Wyjdziesz za króla.
Zdziwiona dziewczynka zmarszczyła czoło. Przez długie lata uważała, że te słowa znaczyły, iż poślubi Rhaegara dopiero po śmierci jego ojca, Aerysa.
— Ale będę królową? — zapytała jej młodsza wersja.
— Tak. — W żółtych oczach Maggy pojawił się błysk złośliwości. — Królową będziesz... dopóki nie nadejdzie inna, młodsza i piękniejsza, która cię obali i odbierze ci wszystko, co dla ciebie drogie.
— Jeśli spróbuje, każę mojemu bratu ją zabić.
Była jednak upartym dzieckiem i nawet w owej chwili nie chciała się zatrzymać. Zostało jej jeszcze jedno pytanie, jedna szansa ujrzenia przyszłego życia.
— Czy król i ja będziemy mieli dzieci? — zapytała.
— Och, tak. Szesnaścioro dla niego, troje dla ciebie.
Cersei nie widziała w tym sensu. Czuła w skaleczonym kciuku pulsujący ból, a jej krew skapywała na dywan. „Jak to możliwe?” — chciała zapytać, ale nie miała już więcej pytań.
Jednakże starucha jeszcze z nią nie skończyła.
— Złote będą ich korony i złote ich całuny — rzekła. — A kiedy już utoniesz we łzach, valonqar zaciśnie dłonie na twojej białej szyi i wyciśnie z ciebie życie.
— Co to jest valonqar? Jakiś potwór? — Przepowiednia nie spodobała się złotowłosej dziewczynce. — Jesteś kłamczuchą, paskudną, brodawkowatą żabą i starą, śmierdzącą dzikuską. Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. Chodź, Melaro. Nie warto jej słuchać.
— Ja też mam trzy pytania — uparła się jej przyjaciółka. Gdy Cersei pociągnęła ją za ramię, wyszarpnęła się i spojrzała na staruchę. — Czy wyjdę za Jaimego? — palnęła.
Ty głupia dziewucho — pomyślała królowa, wściekła na nią nawet po tylu latach. Jaime nawet nie wie o twoim istnieniu. W życiu jej brata liczyły się wówczas tylko miecze, psy, konie... i ona, jego bliźniacza siostra.
— Ani za Jaimego, ani za nikogo — odparła Maggy. — Twoje dziewictwo dostaną robaki.
Twoja śmierć jest tu teraz z tobą, maleńka. Czy nie czujesz jej oddechu? Jest bardzo blisko.
— Czujemy tylko twój oddech — odparła Cersei. Na stoliku, obok jej łokcia, stał słoiczek z jakimś gęstym specyfikiem. Złapała go i cisnęła nim prosto w oczy staruchy. W rzeczywistości Maggy wrzasnęła na nie w jakimś dziwacznym, cudzoziemskim języku i przeklęła je, gdy uciekały z namiotu. Jednakże we śnie twarz staruchy rozpłynęła się w smugi szarej mgły, aż wreszcie została tylko para przymrużonych, żółtych oczu, które wyglądały jak ślepia śmierci.
„Valonqar zaciśnie dłonie na twym gardle” — usłyszała królowa, ale nie był to głos staruchy. Z mgły wyłoniły się ręce, które następnie owinęły się wokół jej szyi. Były grube i silne. Nad nimi unosiła się jego twarz. Różnobarwne oczy łypały na nią szyderczo. „Nie!” — próbowała krzyknąć Cersei, ale palce karła wpiły się głęboko w jej szyję, zduszając wszelkie sprzeciwy. Wierzgała i wzywała pomocy, lecz nic to nie dało. Wkrótce z gardła kobiety wydostał się ten sam dźwięk, który wydał z siebie jej syn, straszliwy, cienki odgłos wsysanego rozpaczliwie w płuca powietrza, który towarzyszył ostatniemu oddechowi w życiu Joffa.
Obudziła się, dysząc w ciemności. Wokół jej szyi owijał się koc. Cersei zerwała go z siebie tak gwałtownie, aż się rozerwał, a potem usiadła w łożu. Jej piersi falowały gwałtownie. To był sen — powiedziała sobie. Tylko stary sen i splątany koc, nic więcej.
Taena znowu spędzała noc z małą królową, więc obok Cersei spała Dorcas. Cersei potrząsnęła gwałtownie dziewczyną.
— Wstawaj i idź po Pycelle’a. Przypuszczam, że będzie u lorda Gylesa. Przyprowadź go natychmiast.
Zaspana Dorcas podniosła się z łoża i zaczęła szukać ubrania. Sitowie szeleściło pod jej bosymi stopami.
Wydawało się, że minęły wieki, nim wreszcie wielki maester Pycelle wszedł do komnaty, szurając nogami. Stanął przed królową z pochyloną głową, mrugając opadającymi powiekami. Wyraźnie starał się powstrzymać ziewanie. Wydawało się, że ciężar długiego łańcucha maestera wiszącego na jego chuderlawej szyi ciągnie go ku podłodze. Pycelle był stary, odkąd Cersei sięgała pamięcią, ale były czasy, gdy prezentował się wspaniale: bogato odziany, pełen godności i nienagannie uprzejmy. Długa, biała broda nadawała mu wygląd mędrca. Jednakże Tyrion zgolił tę brodę, a to, co wyrosło na jej miejsce, wyglądało żałośnie.
Rozsiane kępki rzadkich, łamliwych włosów nie ukrywały obwisłej, różowej skóry pod opadającym podbródkiem. To nie jest mężczyzna, tylko ruina — pomyślała. Pobyt w ciemnicy ograbił go z resztek sił. Pobyt w ciemnicy i brzytwa Krasnala. „— Ile masz lat? — zapytała go nagle.
— Osiemdziesiąt cztery, jeśli łaska.
— Przydałby mi się ktoś młodszy.
Oblizał wargi.
— Miałem tylko czterdzieści dwa, kiedy wybrało mnie konklawe. Kaeth miał w chwili wyboru osiemdziesiąt, a Ellendor prawie dziewięćdziesiąt. Przygniotło ich brzemię urzędu i obaj umarli przed upływem roku. Potem był Merion. Miał tylko sześćdziesiąt sześć lat, ale zmarł na przeziębienie po drodze do Królewskiej Przystani. Po tym fakcie król Aegon poprosił Cytadelę, żeby przysłała kogoś młodszego. Był pierwszym królem, któremu służyłem.
A Tommen będzie ostatnim.
— Potrzebny mi eliksir. Coś, co pomoże mi spać.
— Kielich wina przed snem często...
— Piję wino, ty bezmózgi kretynie. Potrzebuję czegoś mocniejszego. Czegoś, co nie pozwoli mi śnić.
— Wa... Wasza Miłość nie chce śnić?
— Co przed chwilą powiedziałam? Czy uszy słabują ci tak samo jak kutas? Przyrządzisz mi taki eliksir czy muszę rozkazać lordowi Qyburnowi, żeby znowu naprawił skutki twej nieudolności?
— Nie. Nie ma potrzeby zwracać się do tego... do Qyburna. Spanie bez snów. Dostaniesz taki eliksir.