— Świetnie. Możesz odejść. — Gdy jednak Pycelle zwrócił się ku drzwiom, zawołała go znowu. — Jeszcze jedno. Jak brzmią nauki Cytadeli w sprawie przepowiedni? Czy można przepowiedzieć przyszłość?
Staruszek zawahał się. Pomacał pomarszczoną dłonią pierś, jakby chciał pogłaskać brodę, której tam nie było.
— Czy można przepowiedzieć przyszłość? — powtórzył powoli. — Być może. W starych księgach są pewne zaklęcia... jednakże Wasza Miłość powinna raczej zapytać, czy powinno się ją przepowiadać? Na to odpowiedziałbym: „Nie. Pewne drzwi powinny pozostać zamknięte”.
— Pamiętaj zamknąć moje, jak będziesz wychodził. Powinna była odgadnąć, że jego odpowiedź okaże się równie bezużyteczna jak on sam.
Rankiem zjadła śniadanie z Tommenem. Chłopiec wydawał się znacznie spokojniejszy niż wczoraj. Najwyraźniej wychłostanie Pate’a spełniło swoje zadanie. Zjedli smażone jajka, podsmażany chleb, boczek oraz parę malinowych pomarańczy, świeżo przybyłych na statku z Dorne. Jej synowi towarzyszyły kotki. Gdy Cersei patrzyła, jak bawią się u jego nóg, poczuła się trochę lepiej. Dopóki żyją, Tommenowi nie stanie się nic złego. Jeśli będzie trzeba, zabije połowę lordów w Westeros i wszystkich prostaczków, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo.
— Idź z Jocelyn — poleciła chłopcu po śniadaniu.
Potem wysłała po Qyburna.
— Czy lady Falyse jeszcze żyje?
— Tak. Ale zapewne nie jest jej zbyt... wygodnie.
— Rozumiem. — Cersei zastanawiała się przez chwilę. — Ten Bronn... nie mogę powiedzieć, by podobała mi się myśl, że mam wroga tak blisko. Cała jego władza pochodzi od Lollys.
Gdyby nagle wróciła jej starsza siostra...
— Niestety — przerwał jej Qyburn — obawiam się, że lady Falyse nie jest już w stanie władać Stokeworth. Ani nawet spożywać posiłków. Z przyjemnością przyznaję, że dowiedziałem się dzięki niej bardzo wiele, ale te nauki pociągnęły za sobą pewien koszt. Mam nadzieję, że nie posunąłem się zbyt daleko.
— Nie. — Bez względu na to, co mogłaby planować, było już na to za późno. Nie miało sensu rozwodzić się nad tym, co minęło. Lepiej się stanie, jeśli ona umrze — powiedziała sobie. Nie chciałaby żyć po śmierci męża. — Jeszcze jedno. Ostatniej nocy miałam straszliwy sen.
— Każdemu się to czasem zdarza.
— To był sen o czarownicy, którą odwiedziłam w dzieciństwie.
— Leśnej wiedźmy? One są z reguły nieszkodliwe. Znają się trochę na ziołach i na położnictwie, ale poza tym...
— Ona była kimś więcej. Połowa Lannisportu chodziła do niej po amulety i eliksiry. Była matką pomniejszego lorda, bogatego kupca, który otrzymał tytuł od mojego dziadka. Ojciec tego lorda znalazł ją gdzieś na wschodzie podczas wyprawy handlowej. Niektórzy powiadali, że rzuciła na niego czar, choć zapewne wystarczył ten czar, który miała między nogami.
Ponoć nie zawsze była paskudna. Nie pamiętam, jak się nazywała. To było jakieś wschodnie imię, długie i dziwaczne. Prostaczkowie mówili na nią Maggy.
— Maegi?
— Czy tak to się wymawia? Przepowiadała przyszłość po wyssaniu krwi z palca.
— Magia krwi jest najmroczniejszą postacią czarów. Niektórzy powiadają, że również najpotężniejszą.
Cersei nie przypadła do gustu ta odpowiedź.
— Ta maegi wygłosiła pewne proroctwa. Z początku się z nich śmiałam, ale... przewidziała śmierć jednej z moich dziewcząt do towarzystwa. W chwili gdy usłyszałyśmy przepowiednię, dziewczyna miała jedenaście lat, była zdrowa jak koń i żyła bezpiecznie w Skale, ale wkrótce potem wpadła do studni i utopiła się.
Melara błagała ją, żeby nigdy nie wspominała o tym, co usłyszały owej nocy w namiocie maegi. „Jeśli nie będziemy o tym mówiły, wkrótce o wszystkim zapomnimy. To będzie tylko zły sen” — mówiła. „Złe sny nigdy się nie sprawdzają”. Obie były wówczas tak młode, że te słowa wydawały się im niemal mądre.
— Czy nadal żal ci tej przyjaciółki z dzieciństwa? — zapytał Qyburn. — Czy to cię kłopocze, Wasza Miłość?
— Melary? Nie. Prawie już nie pamiętam, jak wyglądała. Rzecz w tym... maegi wiedziała, ile dzieci będę miała. Wiedziała też o bękartach Roberta, na wiele lat przed tym, nim spłodził pierwszego z nich. Zapowiedziała, że będę królową, ale przepowiedziała, że nadejdzie inna królowa... Powiedziała: „młodsza i piękniejsza”...inna królowa, która odbierze mi wszystko, co kocham.
— I pragniesz udaremnić tę przepowiednię?
Bardziej niż czegokolwiek — pomyślała.
— A czy to możliwe?
— Och, tak. Nigdy w to nie wątp.
— A jak to zrobić?
— Sądzę, że Wasza Miłość wie.
Wiedziała. Wiedziałam od samego początku — pomyślała. Już w tym namiocie. „Jeśli spróbuje, każę mojemu bratu ją zabić „.
Co innego jednak wiedzieć, co trzeba zrobić, a co innego wiedzieć, jak tego dokonać. Nie mogła już polegać na Jaimem. Najlepsza byłaby nagła choroba, lecz bogowie rzadko bywali tak przychylni. Co więc zostaje? Nóż, poduszka, kubek jadu serca? Każde z tych rozwiązań oznaczało problemy. Kiedy starzec umiera we śnie, nikogo to nie dziwi, ale nagła śmierć szesnastoletniej dziewczyny z pewnością wywoła kłopotliwe pytania. Poza tym Margaery nigdy nie sypiała sama. Choć ser Loras leżał umierający, zawsze kręcili się wokół niej mężczyźni z mieczami.
Ale miecze są obosieczną bronią. Ci sami mężczyźni, którzy jej strzegą, mogą ją przywieść do zguby. Dowody będą musiały okazać się tak nieodparte, że nawet pan ojciec Margaery nie będzie miał innego wyboru, jak zgodzić się na jej egzekucję. To nie będzie łatwe. Kochankowie najpewniej się nie przyznają, wiedząc, że oni również straciliby głowy.
Chyba że...
Nazajutrz królowa spotkała na dziedzińcu Osmunda Kettleblacka, który toczył ćwiczebną walkę z jednym z bliźniaków Redwyne’ów. Królowa nie wiedziała, z którym, nigdy nie potrafiła ich od siebie odróżnić. Przypatrywała się przez chwilę walce, a potem przywołała do siebie ser Osmunda.
— Przejdź się ze mną kawałek — zażądała. — I wyznaj prawdę. Nie chcę słyszeć czczych przechwałek, zapewnień, że Kettleblackowie są trzy razy lepsi od innych rycerzy. Wiele zależy od twojej odpowiedzi. Jak biegle włada mieczem twój brat Osney?
— Biegle. Widziałaś go. Nie jest taki silny jak ja czy Osfryd, ale potrafi szybko wyprowadzić śmiertelny cios.
— Czy zdołałby pokonać ser Borosa Blounta, gdyby okazało się to konieczne?
— Borosa Brzuchatego? — Ser Osmund parsknął śmiechem. — A ile on ma lat? Czterdzieści?
Pięćdziesiąt? Częściej bywa pijany niż trzeźwy, a nawet gdy jest trzeźwy, nadal pozostaje gruby. Jeśli nawet kiedyś potrafił walczyć, dawno już zapomniał tej sztuki. Tak jest, Wasza Miłość, jeśli trzeba zabić ser Borosa, Osney poradzi sobie z tym bez trudu. Dlaczego pytasz?
Czy Boros dopuścił się jakiejś zdrady?
— Nie — odpowiedziała. Ale Osney się dopuścił.
BRIENNE
Pierwszego trupa znaleźli milę za rozstajami dróg.
Wisiał na gałęzi uschniętego drzewa, na którego poczerniałym pniu widać jeszcze było ślady pioruna, który je zabił. Wrony dobrały się do jego twarzy, a wilki pożywiały się dolnymi partiami zwisających nisko nad ziemią nóg. Poniżej kolan zostały tylko kości i szmaty... a także porządnie przeżuty but, do połowy pokryty błotem i pleśnią.