— Moje — odezwał się ser Emmon. — Riverrun jest moje.
Znamię lorda Karyla pociemniało.
— Kał ma być twoim wkładem w oblężenie, Edwynie? Nie wątpię, że to śmiertelna trucizna.
— Blackfish zasługuje na szlachetniejszą śmierć, a ja jestem tym, który może mu ją zapewnić. — Silny Dzik walnął pięścią w stół. — Wyzwę go na pojedynek. Buzdygan, topór czy miecz, wszystko mi jedno. Starzec padnie pod moimi ciosami.
— A czemu miałby raczyć przyjąć twe wyzwanie, ser? — zapytał ser Forley Prester. — Co by zyskał na takim pojedynku? Czy odstąpimy od oblężenia, jeśli wygra? Nie wierzę w to. On również w to nie uwierzy. Pojedynek nic nie da.
— Znam Bryndena Tully’ego, odkąd byliśmy razem giermkami w służbie lorda Darry’ego — odezwał się Norbert Vance, ślepy lord Atranty. — Panowie, jeśli łaska, pozwólcie mi pójść z nim porozmawiać i wytłumaczyć, że jego położenie jest beznadziejne.
— On świetnie to rozumie — stwierdził lord Piper, niski, pękaty mężczyzna o krzywych nogach i zmierzwionej, rudej czuprynie, ojciec jednego z giermków Jaimego. Podobieństwo do chłopca rzucało się w oczy. — Nie jest cholernym głupcem, Norbercie. Ma oczy... i zbyt wiele rozsądku, żeby poddać się takim jak oni.
Wskazał grubiańskim gestem na Edwyna Freya i Waldera Riversa.
— Jeśli jego lordowska mość Piper chce zasugerować... — oburzył się Edwyn.
— Nie chcę niczego sugerować, Frey. Mówię to, co myślę, bez ogródek, jak uczciwy człowiek. Ale co ty możesz wiedzieć o uczciwych ludziach? Jesteś zdradziecką, kłamliwą łasicą, tak jak wszyscy w twojej rodzinie. Wolałbym wypić pintę szczyn, niż uwierzyć w słowo któregokolwiek z Freyów. — Pochylił się nad stołem. — Gdzie jest Marq? Słucham? Co zrobiliście z moim synem? Był gościem na waszym krwawym weselu.
— I pozostanie naszym honorowym gościem, dopóki nie dowiedziesz swej wierności dla Jego Miłości króla Tommena — odparł Edwyn.
— Z Marqiem do Bliźniaków pojechało pięciu rycerzy i dwudziestu zbrojnych — nie ustępował Piper. — Czy oni również są waszymi gośćmi, Frey?
— Niektórzy z rycerzy być może. Pozostali dostali to, na co zasłużyli. Lepiej trzymaj swój zdradziecki język za zębami, Piper, bo inaczej twój dziedzic wróci do ciebie w kawałkach.
Na naradach mojego ojca takie rzeczy się nie zdarzały — pomyślał Jaime, gdy Piper podniósł się chwiejnie.
— Powiedz to z mieczem w ręku, Frey — warknął niski mężczyzna. — A może potrafisz walczyć tylko gównem?
Drobna twarz Freya pobladła. Siedzący obok Walder Rivers podniósł się gwałtownie.
— Edwyn nie jest wojownikiem... ale ja nim jestem, Piper. Jeśli masz coś jeszcze do powiedzenia, chodź na zewnątrz.
— To narada wojenna, nie wojna — przypomniał im Jaime. — Siadajcie obaj.
Żaden z mężczyzn nie zareagował.
— Powiedziałem, siadajcie!
Walder Rivers usiadł. Lorda Pipera trudniej było zastraszyć. Wymamrotał pod nosem przekleństwo i wyszedł z namiotu.
— Czy mam wysłać za nim ludzi, żeby przyprowadzili go tu siłą, panie? — zapytał ser Daven.
— Wyślij ser Ilyna — zażądał Edwyn Frey. — Wystarczy nam głowa Pipera.
— Przez lorda Pipera przemawiał żal — rzekł Karyl Vance, spoglądając na Jaimego. — Marq jest jego pierworodnym synem, a wszyscy ci rycerze byli jego bratankami i kuzynami.
— Chciałeś powiedzieć zdrajcami i buntownikami — sprzeciwił się Edwyn Frey.
Jaime obrzucił go zimnym spojrzeniem.
— Bliźniaki również poparły sprawę Młodego Wilka — przypomniał Freyom. — A potem go zdradziliście. To znaczy, że jesteście dwa razy gorszymi zdrajcami niż Piper.
Z zadowoleniem zauważył, że z twarzy Edwyna zniknął uśmieszek. Mam już dość narad na dziś — zdecydował w duchu.
— To by było wszystko. Zajmijcie się przygotowaniami, panowie. Zaatakujemy z pierwszym brzaskiem.
Gdy lordowie wychodzili z namiotu, wiał północny wiatr. Jaime czuł smród freyowskich obozów położonych za Kamiennym Nurtem. Edmure Tully stał na wielkim szarym szafocie ze sznurem na szyi.
Ciotka Jaimego wyszła ostatnia. Jej mąż podążał tuż za nią.
— Lordzie bratanku — protestował Emmon. — Ten szturm na moją siedzibę... nie możesz tego robić. — Kiedy przełykał ślinę, jego grdyka poruszała się gwałtownie w dół i w górę. -
Nie możesz. Za... zabraniam ci. — Znowu żuł kwaśny liść. Na jego wargach lśniła różowawa piana. — Zamek należy do mnie, mam na to dokument. Podpisany przez króla, przez małego Tommena... jestem prawowitym lordem Riverrun i...
— Nie jesteś nim, dopóki żyje Edmure Tully — przerwała lady Genna. — Wiem, że ma miękkie serce i słaby rozum, ale dopóki żyje, pozostaje zagrożeniem. Co zamierzasz w tej sprawie uczynić, Jaime?
To Blackfish jest zagrożeniem, nie Edmure.
— Zostaw Edmure’a mnie. Ser Lyle, ser Ilynie, chodźcie ze mną, jeśli łaska. Pora, bym odwiedził ten szafot.
Kamienny Nurt był głębszy i bardziej wartki niż Czerwone Widły, a najbliższy bród znajdował się wiele mil w górę rzeki. Gdy Jaime dotarł na brzeg, prom właśnie przed chwilą odpłynął, zabierając Waldera Riversa i Edwyna Freya. Czekając na jego powrót, Jaime powiedział swym ludziom, co zamierza zrobić. Ser Ilyn splunął do rzeki.
Gdy wszyscy trzej zeszli z promu na północnym brzegu, pijana markietanka zaproponowała, że sprawi Silnemu Dzikowi przyjemność ustami.
— Spraw przyjemność mojemu przyjacielowi — odparł ser Lyle, popychając ją w stronę ser Ilyna. Roześmiana kobieta spróbowała pocałować Payne’a w usta, lecz gdy ujrzała jego oczy, cofnęła się trwożnie.
Ścieżki między ogniskami pokrywało pełne śladów butów oraz kopyt brązowe błoto pomieszane z końskim łajnem. Wszędzie było widać bliźniacze wieże rodu Freyów, niebieskie na białym tle, przedstawione na tarczach i chorągwiach, można też jednak było zobaczyć herby pomniejszych rodów, które były wasalami Przeprawy: czaplę Erenfordów, widły Haighów, trzy gałązki jemioły lorda Charltona. Przybycie Królobójcy nie pozostało niezauważone. Staruszka sprzedająca prosiaki z kosza przystanęła na chwilę, by mu się przyjrzeć. Rycerz o twarzy, którą Jaime skądś znał, padł na jedno kolano. Dwaj zbrojni odlewający się w rowie odwrócili się i obsikali nawzajem.
— Ser Jaime — zawołał ktoś, ale on szedł przed siebie, nie odwracając się. Wszędzie wokół widział twarze ludzi, których ze wszystkich sił starał się zabić w Szepczącym Lesie, gdzie Freyowie walczyli pod chorągwiami z wilkorem Robba Starka. Złota ręka ciążyła mu u boku.
Prostokątny namiot Rymana Freya był największy w całym obozie. Jego szare ściany zszyto z prostokątnych kawałów płótna, upodobniając go do kamiennego muru, a dwa szczyty przywodziły na myśl Bliźniaki. Ser Ryman nie tylko nie był niedysponowany, ale wręcz zażywał rozrywki. Z namiotu dobiegał śmiech pijanej kobiety, mieszający się z dźwiękami drewnianej harfy oraz głosem minstrela. Zajmą sią tobą później, ser — pomyślał Jaime. Walder Rivers stał przed swym skromnym namiotem, rozmawiając z dwoma zbrojnymi. Na tarczy miał herb rodu Freyów z odwróconymi kolorami, a wieże przecinała skośnica w prawą. Kiedy bękart zobaczył Jaimego, zmarszczył brwi. To ci dopiero zimne, podejrzliwe spojrzenie. Ten człowiek jest bardziej niebezpieczny niż wszyscy jego prawowicie urodzeni bracia.
Szafot miał dziesięć stóp wysokości. U wejścia straż pełnili dwaj włócznicy.