Выбрать главу

Potrzebuję twojej pomocy. Nie chciałam...

— To, czego chciałaś, nie ma znaczenia — odparł Areo Hotah. — Liczy się tylko to, co uczyniłaś. — Jego oblicze zamarło w bezruchu, jak wykute z kamienia. — Przykro mi. Książę rozkazuje, a Hotah słucha.

Arianne spodziewała się, że zaprowadzą ją przed tron ojca stojący pod kopułą z barwionego szkła w Wieży Słońca, ale Hotah odwiózł ją do Włóczni i zostawił pod strażą seneszala jej ojca, Ricassa, oraz kasztelana, ser Manfreya Martella.

— Księżniczko — przywitał ją Ricasso. — Wybacz staremu ślepcowi, że nie wejdzie z tobą na górę. Moje nogi nie sprostają już tak wielkiej liczbie schodów. Przygotowano dla ciebie komnatę. Ser Manfrey zaprowadzi cię do niej. Będziesz tam oczekiwała na książęcą łaskę.

— Chyba raczej niełaskę. Czy moi przyjaciele będą uwięzieni ze mną?

Arianne rozłączono z Garinem, Dreyem i pozostałymi wkrótce po pojmaniu. Hotah nie chciał jej powiedzieć, co się z nimi stało.

— O ich losie zdecyduje książę — oznajmił kapitan. Ser Manfrey okazał się nieco bardziej rozmowny.

— Zabrano ich do Miasta z Desek, gdzie wsiądą na statek płynący do Ghaston Grey. Będą tam przebywali, dopóki książę nie zdecyduje, co z nimi zrobić.

Ghaston Grey było starym, rozsypującym się zamkiem, zbudowanym na skale na Morzu Dornijskim. W tym straszliwym więzieniu przetrzymywano najgorszych zbrodniarzy, którzy gnili tam, czekając na śmierć.

— Czy mój ojciec zamierza ich stracić? — Arianne nie potrafiła w to uwierzyć. — Zrobili to z miłości do mnie. Jeśli musi przelać czyjąś krew, powinna to być moja.

— Skoro tak mówisz, księżniczko.

— Chcę z nim porozmawiać.

— Spodziewał się, że możesz wyrazić takie życzenie.

Ser Manfrey ujął ją za ramię i poprowadził w górę po schodach. Szli tak długo, że Arianne aż się zdyszała. Włócznia miała sto pięćdziesiąt stóp wysokości, a jej cela znajdowała się prawie na samym szczycie. Arianne spoglądała na wszystkie mijane drzwi, zastanawiając się, czy gdzieś tu nie jest uwięziona któraś ze Żmijowych Bękarcic.

Gdy już zamknięto drzwi jej celi, Arianne dokładnie obejrzała swój nowy dom. Komnata była przestronna i widna, nie brakowało w niej też wygód. Na podłodze leżały myrijskie dywany, przyniesiono tu czerwone wino i książki. W kącie stał zdobny stół do gry w cyvasse z pionkami wyrzeźbionymi z kości słoniowej i onyksu, ale nie miała z kim grać, nawet gdyby miała na to ochotę. Na łożu leżały piernaty, a w wychodku było marmurowe siedzenie i kosz pełen ziół. Tak wysoko nad ziemią widoki były wspaniałe. Jedno okno wychodziło na wschód i mogła w nim oglądać wschód słońca nad morzem. Za drugim widziała Wieżę Słońca, Kręte Mury i Potrójną Bramę.

Obejrzenie celi zajęło jej mniej czasu niż zasznurowanie pary sandałów, ale przynajmniej powstrzymało na moment łzy. Znalazłszy miskę oraz dzbanek z chłodną wodą, umyła sobie ręce i twarz. Żadne szorowanie nie mogło jednak uwolnić jej od żalu. Arys — pomyślała. Mój biały rycerz. Oczy Arianne wypełniły się łzami i nagle zaczęła płakać. Jej ciałem targał szloch. Przypomniała sobie, jak ciężka halabarda Hotaha przecięła ciało i kości Arysa, jak jego głowa poleciała wysoko w powietrze. Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego wyrzekłeś się życia? Nie kazałam ci tego robić, nie chciałam. Chciałam tylko... chciałam... chciałam...

Nocą długo płakała przed snem... po raz pierwszy, ale nie ostatni. Nawet w snach nie odnajdywała spokoju. Śniło jej się, że Arys Oakheart ją pieści, uśmiecha się do niej, mówi, że ją kocha... ale z jego ciała sterczały bełty, a rany krwawiły, barwiąc białe szaty na czerwono.

Częścią jaźni wiedziała, że to koszmarny sen. Rankiem wszystko to zniknie — powtarzała sobie księżniczka, ale gdy ranek nadszedł, nadal była w celi, ser Arys nadal nie żył, a Myrcella...

Me chciałam tego, nie chciałam jej krzywdy. Pragnęłam tylko, żeby dziewczynka została królową. Gdyby nas nie zdradzono...

— Ktoś zdradził — powiedział jej Hotah. Nadal gniewało ją to wspomnienie. Arianne uczepiła się gniewu, rozpalała płomień w swym sercu. Gniew był lepszy niż łzy, lepszy niż żal czy poczucie winy. Ktoś zdradził. Ktoś, komu zaufała. Arys Oakheart zginął z tego powodu, szept zdrajcy był winny jego śmierci w takim samym stopniu jak halabarda kapitana.

Krew, która spłynęła po twarzy Myrceili, również była dziełem nieznanego sprzedawczyka.

Ktoś zdradził. Ktoś, kogo kochała. To była najokrutniejsza ze wszystkich ran.

W nogach łoża znalazła cedrowy kufer pełen należących do niej ubrań. Zdjęła brudne, podróżne łachy, w których spała, i włożyła najbardziej wyzywający strój, jaki tam znalazła: jedwabną koszulę zakrywającą wszystko, ale nie zasłaniającą niczego. Książę Doran mógł ją traktować jak dziecko, lecz ona nie będzie się ubierała stosownie do tego. Wiedziała, że ten strój skonsternuje jej ojca, gdy książę Doran przyjdzie czynić jej wymówki z powodu Myrceili. Liczyła na to. Jeśli będę musiała płaszczyć się i płakać, niech on również poczuje się skrępowany.

Spodziewała się owego dnia jego wizyty, ale gdy drzwi wreszcie się otworzyły, okazało się, że to tylko służba przyniosła południowy posiłek.

— Kiedy będę mogła zobaczyć się z ojcem? — zapytała, lecz nikt ze służących jej nie odpowiedział. Przynieśli koźlę pieczone z cytryną i miodem, a do tego liście winogron nadziewane rodzynkami, cebulą i grzybami oraz palącą smoczą paprykę.

— Nie jestem głodna — oznajmiła. Jej przyjaciele z pewnością jedli marynarskie suchary i soloną wołowinę po drodze do Ghaston Grey. — Zabierzcie to i przyprowadźcie księcia Dorana.

Zostawili jednak posiłek, a jej ojciec się nie pojawił. Po pewnym czasie głód osłabił determinację Arianne i księżniczka zjadła wszystko.

Potem nie zostało jej nic do roboty. Okrążyła komnatę dwa razy, następnie trzy i trzy razy trzy. Usiadła za stołem do cyvasse i machinalnie poruszyła słoniem. Przysiadła na ławeczce w oknie wykuszowym, próbując czytać, ale po chwili słowa zlały się w jedną plamę i Arianne uświadomiła sobie, że znowu płacze. Arysie, mój słodki biały rycerzu, dlaczego to zrobiłeś?

Trzeba było się poddać. Próbowałam ci to powiedzieć, ale słowa uwięzły mi w gardle. Ty odważny durniu, nie chciałam, żebyś zginął ani żeby Myrcella... och, bogowie bądźcie łaskawi, to jeszcze dziecko...

W końcu wróciła do łoża. Na świecie zrobiło się ciemno i nie zostało jej nic poza snem.

Ktoś zdradził — myślała. Ktoś zdradził. Garin, Drey i Cętkowana Sylva byli jej przyjaciółmi z dzieciństwa, równie bliskimi jak kuzynka Tyene. Nie potrafiła uwierzyć, by któreś z nich na nią doniosło... ale w takim przypadku zostawał tylko Ciemna Gwiazda, a jeśli on był zdrajcą, to dlaczego wyciągnął miecz na biedną Myrcellę? Chciał ją zabić, nie ukoronować, powiedział to w Shandystone. Mówił, że tylko w ten sposób mogę wywołać wojnę, której pragnę. To jednak nie miało sensu. Jeśli to ser Gerold był robakiem w jabłku, dlaczego miałby atakować Myrcellę?

Ktoś zdradził. Czy to mógł być ser Arys? Czy poczucie winy wzięło w nim górę nad żądzą? Czy kochał Myrcellę bardziej niż Arianne i zdradził swą nową księżniczkę, by zadośćuczynić za zdradę starej? Czy tak bardzo się wstydził swego uczynku, że wolał zginąć nad Zieloną Krwią, niż żyć z hańbą?

Ktoś zdradził. Kiedy ojciec do niej przyjdzie, dowie się od niego kto. Ale następnego dnia książę Doran również nie przyszedł. Ani jeszcze następnego. Księżniczka była sama. Mogła tylko spacerować po komnacie, płakać i leczyć rany. Za dnia próbowała czytać, lecz księgi, które jej dali, były śmiertelnie nudne: stare, nużące traktaty historyczne i geograficzne, opatrzone przypisami mapy, suchy jak kość wykład na temat dornijskich praw, Siedmioramienna gwiazda, Żywoty Wielkich Septonów oraz potężne tomisko traktujące o smokach, które jakimś sposobem czyniło je równie mało interesującymi jak traszki. Arianne wiele by oddała za egzemplarz Dziesięciu tysięcy okrętów albo Miłostek królowej Nymerii, czegokolwiek, co zajęłoby myśli i dałoby szansę zapomnienia o wieży na godzinę albo dwie.