Выбрать главу

— Wasza lordowska mość, ależ wyrosłeś! — zawołała.

— Naprawdę? — zapytał zadowolony Robert.

— Wkrótce będziesz wyższy ode mnie — skłamała kobieta. Potem wstała i strzepnęła śnieg ze spódnicy. — A ty na pewno jesteś córką lorda protektora — dodała, gdy wiadro, grzechocząc, ruszyło w górę. — Słyszałam, że jesteś piękna. Widzę, że to prawda.

Alayne dygnęła.

— Jesteś bardzo łaskawa, pani.

— Łaskawa? — powtórzyła ze śmiechem starsza dziewczyna. — To by było okropnie nudne.

Pragnę być złośliwa. Musisz mi opowiedzieć wszystkie swe sekrety po drodze na dół. Czy mogę ci mówić Alayne?

— Jeśli sobie życzysz, pani.

Ale nie wydobędziesz ze mnie żadnych sekretów.

— „Panią” jestem w Księżycowych Bramach. Tu, na szlaku, możesz mnie zwać Randą. Ile masz lat, Alayne?

— Czternaście, pani.

Postanowiła, że Alayne Stone będzie starsza od Sansy Stark.

— Rando. Wydaje mi się, że minęło już sto lat, odkąd byłam w tym wieku. Byłam wtedy taka niewinna. Czy nadal jesteś niewinna, Alayne? Zaczerwieniła się.

— Nie powinnaś... tak, oczywiście.

— Zachowujesz cnotę dla lorda Roberta? — zadrwiła z niej lady Myranda. — Czy może jakiś namiętny giermek marzy o twoich łaskach?

— Nie — zaprzeczyła Alayne.

— Ona jest moją przyjaciółką — zaprotestował w tej samej chwili Robert. — Terrance i Gyles jej nie dostaną.

Przybyło drugie wiadro, które lekko opadło na wzgórek zmarzniętego śniegu. Wyszedł z niego maester Colemon w towarzystwie giermków Terrance’a i Gylesa. Trzecim kursem zjechały na dół Maddy i Gretchel, a także Mya Stone. Dziewczyna bezzwłocznie przejęła dowodzenie nad grupą.

— Nie chcielibyśmy zrobić zatoru na górze — oznajmiła pozostałym mulnikom. — Ja zabiorę lorda Roberta i jego towarzyszy. Ossy, ty zwieziesz na dół ser Lothora i całą resztę, ale zaczekaj z godzinę, żebym zdążyła się oddalić. Marchewa, zajmiesz się skrzyniami i kuframi.

— Spojrzała na Roberta Arryna. Jej czarne włosy powiewały na wietrze. — Na którym mule pragniesz dziś pojechać, panie?

— Wszystkie śmierdzą. Niech będzie ten szary, z odgryzionym uchem. Chcę, żeby Alayne pojechała ze mną. I Myranda też.

— Tam, gdzie szlak będzie wystarczająco szeroki. Chodź, panie, wsadzimy cię na muła.

Powietrze pachnie śniegiem.

Minęło jeszcze pół godziny, nim byli gotowi do wyruszenia w drogę. Gdy wszyscy dosiedli już mułów, Mya Stone wydała krótki rozkaz i dwóch zbrojnych z Nieba otworzyło przed nimi bramy. Mya ruszyła przodem, a opatulony w niedźwiedzie futro lord Robert podążał tuż za nią. Dalej jechały Alayne i Myranda Royce, potem Gretchel i Maddy, a za nimi Terrance Lynderly i Gyles Grafton. Kolumnę zamykał maester Colemon prowadzący drugiego muła, obładowanego skrzynkami pełnymi ziół i medykamentów.

Gdy wyjechali za mur, wiatr przybrał gwałtownie na sile. Znajdowali się powyżej linii drzew i nic nie osłaniało ich przed działaniem żywiołów. Alayne ucieszyła się, że ubrała się tak ciepło. Płaszcz łopotał za nią hałaśliwie na wietrze. Kiedy nagły powiew zerwał jej kaptur, roześmiała się, ale jadący przed nią lord Robert poruszył się nerwowo.

— Jest za zimno — powiedział. — Powinniśmy wrócić i zaczekać, aż zrobi się cieplej.

— Na dole będzie cieplej, panie — zapewniła Mya. — Przekonasz się, gdy już tam dotrzemy.

— Wcale nie chcę się przekonywać — zaprotestował Robert, ale Mya puściła jego słowa mimo uszu.

Drogę stanowił krzywy ciąg kamiennych stopni wykutych w górskim stoku. Muły znały każdy jej cal i Alayne bardzo się z tego cieszyła. Tu i ówdzie kamień popękał pod wpływem niezliczonych okresów mrozu i odwilży. Po obu stronach szlaku widać było plamy czepiającego się skały, oślepiająco białego śniegu. Słońce świeciło jasno, niebo było błękitne, a w górze krążyły sokoły, unoszące się na wietrze.

Tutaj, na górze, stok był najbardziej stromy i schody wiły się serpentynami, zamiast wieść prosto w dół. Na górę wjechała Sansa Stark, ale na dół zjeżdża Alayne Stone. To była dziwna myśl. Przypomniała sobie, że podczas drogi na górę Mya Stone ostrzegła ją, by patrzyła przed siebie. Kazała jej patrzeć w górę, nie w dół... ale kiedy zjeżdżali w dół, nie było to możliwe.

Mogłabym zamknąć oczy. Muł zna drogę, nie potrzebuje mnie. Tak jednak mogłaby postąpić Sansa, ta strachliwa dziewczynka. Alayne była już kobietą i cechowała się bękarcią odwagą.

Z początku jechali gęsiego, ale niżej ścieżka stawała się szersza i można było jechać parami. Dogoniła ją Myranda Royce.

— Dostaliśmy list od twojego ojca — oznajmiła od niechcenia, jakby siedziały i szyły spokojnie w towarzystwie septy. — Pisze, że wraca już do domu i ma nadzieję wkrótce ujrzeć swą ukochaną córkę. Wspomina też, że Lyonel Corbray sprawia wrażenie zadowolonego z nowej żony i jej posagu. Mam nadzieję, że lord Lyonel nie zapomni, że to z nią musi odbyć pokładźmy. Lady Waynwood pojawiła się na weselisku w towarzystwie rycerza z Dziewięciu Gwiazd. Lord Petyr pisze, że wszyscy byli zdumieni.

— Anya Waynwood? Naprawdę? — Najwyraźniej liczba Lordów Deklarantów spadła z sześciorga do trzech. — Czy jest coś jeszcze? — zapytała. Orle Gniazdo było tak odludne, że Alayne gorąco pragnęła usłyszeć jakieś wieści z szerokiego świata, choćby nawet trywialne czy mało znaczące.

— Od twojego ojca już nic, ale przyleciały też inne ptaki. Wojna trwa wszędzie, tylko nie tutaj. Riverrun się poddało, lecz nad Smoczą Skałą i Końcem Burzy nadal powiewa chorągiew lorda Stannisa.

— Lady Lysa postąpiła bardzo mądrze, nie pozwalając, by wplątano nas w wojnę.

Myranda wykrzywiła usta w chytrym uśmieszku.

— W rzeczy samej, ta dobra pani była istnym wcieleniem mądrości. — Kobieta usadowiła się wygodniej na grzbiecie wierzchowca. — Dlaczego muły muszą być takie kościste i wredne?

Mya za słabo je karmi. Jazda na tłustym mule byłaby znacznie wygodniejsza. Mamy nowego Wielkiego Septona, słyszałaś o tym? Aha, i dowódcą Nocnej Straży został młody chłopak, jakiś bękarci syn Eddarda Starka.

— Jon Snow? — palnęła zaskoczona Alayne.

— Snow? Tak, to pewnie będzie Snow.

Nie myślała o Jonie od wieków. Był tylko jej przyrodnim bratem, ale... Robb, Bran i Rickon nie żyli, więc Jon Snow był jedynym bratem, jaki jej pozostał. Teraz ja również jestem bękartem, tak samo jak on. Och, tak słodko byłoby znowu się z nim zobaczyć. Ale oczywiście to nie mogło się zdarzyć. Alayne Stone nie miała braci, nieprawo urodzonych ani innych.

— Nasz kuzyn Spiżowy Yohn urządził w Runestone walkę zbiorową — ciągnęła Myranda Royce. — Niedużą, tylko dla giermków. Laur zwycięzcy miał zdobyć Harry Dziedzic i tak też się stało.

— Harry Dziedzic?

— Podopieczny lady Waynwood, Harrold Hardyng. Teraz pewnie powinno się go zwać ser Harrym. Spiżowy Yohn pasował go na rycerza.

— Och. — Alayne była zdziwiona. Dlaczego podopieczny lady Waynwood miałby zostać jej dziedzicem? Przecież miała synów z własnej krwi. Jeden z nich, ser Donnel, był Rycerzem Krwawej Bramy. Nie chciała jednak wyjść na głupią, powiedziała więc tylko: — Modlę się, by okazał się godny tego zaszczytu.

Lady Myranda prychnęła pogardliwie.

— Ja modlę się o to, by złapał francę. No wiesz, ma córkę z nieprawego łoża z jakąś nisko urodzoną dziewczyną. Mój pan ojciec miał nadzieję wydać mnie za Harry’ego, ale lady Waynwood nie chciała o tym słyszeć. Nie wiem, czy to mnie uznała za nieodpowiednią, czy tylko mój posag. — Westchnęła. — Potrzebny mi nowy mąż. Miałam już jednego, ale go zabiłam.