— Naprawdę? — zapytała wstrząśnięta Alayne.
— Och, tak. Umarł na mnie. We mnie, prawdę mówiąc. Mam nadzieję, że wiesz, co się dzieje w małżeńskim łożu?
Pomyślała o Tyrionie, o Ogarze i o tym, jak ją pocałował. Skinęła głową.
— To musiało być okropne, pani. Taka śmierć. Kiedy, hmm, kiedy...
— ...pierdolił się ze mną? — Wzruszyła ramionami. — To z pewnością było krępujące. A także nieuprzejme. Nie zdobył się nawet na to, żeby zrobić mi dziecko. Starcy mają słabe nasienie. Tak oto zostałam mało używaną wdową. Harry mógłby trafić znacznie gorzej.
Jestem pewna, że trafi. Lady Waynwood zapewne wyda go za jedną ze swoich wnuczek albo wnuczek Spiżowego Yohna.
— Skoro tak mówisz, pani — odparła Alayne, przypominając sobie ostrzeżenie Petyra.
— Rando. No, słucham, potrafisz to powiedzieć. Ran-do.
— Rando.
— Tak jest znacznie lepiej. Obawiam się, że muszą cię przeprosić. Wiem, że uznasz mnie za okropną bezwstydnicę, ale spałam z tym ładnym chłopcem, Marillionem. Nie wiedziałam, że jest potworem. Pięknie śpiewał i potrafił robić swoimi palcami najsłodsze rzeczy. Nigdy bym z nim nie poszła do łoża, gdybym wiedziała, że wypchnie lady Lysę przez Księżycowe Drzwi. Z zasady nie sypiam z potworami. — Przyjrzała się twarzy i piersiom Alayne. — Jesteś ładniejsza ode mnie, ale ja mam większy biust. Maesterzy mówią, że duże piersi wcale nie dają więcej mleka niż małe, jednak ja w to nie wierzę. Widziałaś kiedyś mamkę z małymi cyckami? Ty masz duże, jak na dziewczynę w tym wieku, ale to są bękarcie piersi, więc nie zamierzam się nimi przejmować. — Myranda podjechała bliżej. — Mam nadzieję, że wiesz, iż nasza Mya nie jest już dziewicą?
Wiedziała. Gruba Maddy wyszeptała jej to pewnego razu do ucha, gdy Mya przywiozła do zamku zapasy.
— Maddy mi powiedziała.
— Pewnie, że tak. Maddy ma usta wielkie jak uda, a uda ma ogromne. To był Mychel Redfort. Był kiedyś giermkiem Lyna Corbraya. Prawdziwym giermkiem, nie takim, jak ten gburowaty chłopak, który służy teraz ser Lynowi. Ponoć zgodził się go przyjąć wyłącznie dlatego, że mu za to zapłacono. Mychel był najlepszym z młodych szermierzy w Dolinie, i był też bardzo rycerski... tak przynajmniej myślała biedna Mya do chwili, gdy poślubił jedną z córek Spiżowego Yohna. Jestem pewna, że lord Horton nie dał mu wyboru, ale i tak okrutnie potraktował biedną Myę.
— Ser Lothor ją lubi. — Alayne zerknęła na jadącą dwadzieścia kroków niżej dziewczynę od mułów. — A nawet więcej niż lubi.
— Lothor Brune? — Myranda uniosła brwi. — A czy ona o tym wie? — Nie czekała na odpowiedź. — Biedaczysko nie ma u niej szans. Mój ojciec próbował znaleźć męża dla Myi, ale ona odrzuciła wszystkich kandydatów. Ta dziewczyna sama jest w połowie mułem.
Alayne mimo woli polubiła starszą dziewczynę. Od czasu biednej Jeyne Poole nie miała przyjaciółki, z którą mogłaby poplotkować.
— Myślisz, że ona podoba mu się w tych skórach i kolczudze? — zapytała Myrandę, która wydawała się taka światowa. — Czy raczej śni mu się spowita w jedwabie i aksamity?
— Jest mężczyzną. Śni mu się nago.
Chce, żebym znowu się zaczerwieniła.
Lady Myranda musiała chyba usłyszeć jej myśli.
— Rumienisz się na taki ładny różowy kolor. Kiedy ja się rumienię, wyglądam jak jabłko.
No, ale nie robiłam tego od lat. — Pochyliła się w stronę Alayne. — Czy twój ojciec zamierza znowu się ożenić?
— Ojciec?
Alayne nigdy się nad tym nie zastanawiała. Z jakiegoś powodu ten pomysł mocno ją zaniepokoił. Przypomniała sobie wyraz twarzy Lysy Arryn wypadającej przez Księżycowe Drzwi.
— Wszyscy wiemy, jak bardzo oddany był lady Lysie — ciągnęła Myranda. — Ale nie może wiecznie obchodzić żałoby. Potrzebna mu ładna, młoda żona, która pomoże zapomnieć o żalu. Tak sobie myślę, że mógłby wybierać z połowy szlachetnie urodzonych dziewcząt w Dolinie. Któż byłby lepszy mężem niż nasz śmiały lord protektor? Choć wolałabym, żeby nie nazywał się Littlefinger. Czy jego palec rzeczywiście jest taki mały?
— Jego palec? — Alayne znowu się zaczerwieniła. — Nie wiem... nigdy...
Lady Myranda buchnęła śmiechem tak głośnym, aż Mya Stone obejrzała się w ich stronę.
— Mniejsza z tym, Alayne. Jestem pewna, że jest wystarczająco duży.
Przejechały pod wyrzeźbionym przez wiatr łukiem, gdzie z jasnego kamienia zwisały długie sople, kapiąc wodą. Za tym przejściem ścieżka stawała się węższa i prowadziła stromo w dół na odcinku co najmniej stu stóp. Myranda była zmuszona zostać z tyłu. Alayne popuściła mułowi wodze. Szlak był stromy i dziewczyna uczepiła się mocno siodła. Schody, wytarte przez podkute kopyta niezliczonych mułów, które tędy przechodziły, przypominały w tym miejscu szereg płytkich, kamiennych misek. Zbierała się w nich woda, lśniąca złocistym blaskiem w popołudniowym słońcu. Teraz to jest woda — pomyślała Alayne. Ale kiedy zapadnie zmrok, zamieni się w lód. Uświadomiła sobie, że wstrzymuje oddech. Wypuściła powietrze z płuc. Mya Stone i lord Robert dotarli już prawie do skalnej iglicy, za którą stok znowu stawał się bardziej płaski. Starała się patrzeć na nich i tylko na nich. Me spadnę — powiedziała sobie. Muł Myi dowiezie mnie do celu. Wiatr szalał wokół niej, gdy zjeżdżała w dół, stopień po stopniu, podskakując w siodle. Wydawało się, że trwa to całe życie.
Nagle znalazła się na dole. Kuliła się razem z Myą i małym lordem pod wykręconą, skalną iglicą. Przed nimi ciągnęło się wysokie, skalne siodło, wąskie i skute lodem. Alayne słyszała zawodzenie wiatru. Czuła, jak szarpie jej płaszczem. Pamiętała to miejsce z czasu, gdy wjeżdżała na górę. Bała się go wówczas i teraz bała się również.
— Droga jest szersza, niż się wydaje — mówiła Mya do lorda Roberta radosnym tonem. -
Jard szerokości i najwyżej osiem jardów długości. To nic.
— Nic — zgodził się Robert. Ręka mu drżała.
O nie — pomyślała Alayne. Błagam. Nie tutaj. Nie teraz.
— Najlepiej przeprowadzić muły za wodze — mówiła Alayne. — Jeśli wasza lordowska mość raczy pozwolić, najpierw zrobię to z moim, a potem wrócę po twojego.
Lord Robert nie odpowiedział. Gapił się na wąskie siodło zaczerwienionymi oczyma.
— To nie potrwa długo, panie — zapewniła Mya, Alayne jednak wątpiła, czy chłopiec ją słyszy.
Gdy nieprawo urodzona dziewczyna wyprowadziła muła zza osłony skały, wicher uderzył ją prosto w twarz. Jej płaszcz uniósł się gwałtownie w górę. Mya zachwiała się i przez pół uderzenia serca wydawało się, że zwieje ją w przepaść. Zdołała jednak jakoś odzyskać równowagę i ruszyła przed siebie.
Alayne ujęła urękawicznioną rączkę Roberta, żeby powstrzymać drżenie.
— Słowiczku — powiedziała. — Boję się. Potrzymaj mnie za rękę i pomóż mi przejść. Wiem, że ty się nie boisz.
Popatrzył na nią. Jego źrenice były małe jak czarne punkty, a oczy wielkie i białe niczym gotowane jajka.
— Nie boję się?
— Nie ty. Jesteś moim skrzydlatym rycerzem, ser Słowiczku.
— Skrzydlaty Rycerz potrafił latać — wyszeptał Robert.
— Wyżej niż góry.
Uścisnęła jego dłoń.
Lady Myranda dołączyła do nich pod iglicą.